Patrycji nie stać było na studia i życie w Warszawie. Rodzice nie byli w stanie jej pomóc. Ojciec rozwiódł się z matką, wyprowadził z domu i nie utrzymywał żadnych kontaktów z rodziną. Matka jest chora, żyje z renty.
Dziewczyna szukała pracy w Warszawie. Bezskutecznie. W końcu trafiła na ogłoszenie. Miała być dziewczyną do towarzystwa. Pieniądze, jakie jej obiecano, spokojnie wystarczyłyby na opłacenie czynszu i utrzymanie w Warszawie. Zgodziła się. Jednak praca okazała się zupełnie inna. Zamiast bywać i uśmiechać się na wystawnych przyjęciach, Patrycja trafiła do domu publicznego.
- Tam mnie bito i poniżano - opowiada dziewczyna. - To było piekło. Potwornie się bałam. Musiałam być posłuszna, nie miałam żadnej możliwości ucieczki. Ci ludzie grozili, że jak nie będę robić tego, co mi każą, to stanie mi się krzywda. Traktowali mnie jak niewolnicę. Na szczęście Patrycja zdążyła wezwać pomoc. Zrobiła to w ostatnim momencie, bo kilka godzin później zabrano jej telefon komórkowy.
- W poniedziałek o ósmej wieczorem moi ludzie odebrali telefon od dziewczyny, która błagała: "Pomóżcie mi" - mówi detektyw Krzysztof Rutkowski. - Wiedziała gdzie jest, powiedziała nam. Od razu zaczęliśmy działać.
W ŁÓDZI PRÓBOWANO PORWAĆ STUDENTKĘ
W akcji odbijania Patrycji oprócz ludzi Rutkowskiego, wzięli udział także policjanci z I komisariatu Warszawa - Śródmieście. - Policjanci ze Śródmieścia zostali wezwani na interwencję do lokalu przy ul. Szucha - potwierdza mł. insp. Maciej Karczyński, rzecznik komendanta stołecznego policji. Była noc z poniedziałku na wtorek, pomiędzy północą a godziną pierwszą. Dziewczyna jest w domu u klienta. Z jej relacji wynika, że zawiózł ją tam jej opiekun. Gdy była w mieszkaniu, mężczyzna stał na dole, pilnował i czekał na nią. Wtedy wkroczyli ludzie detektywa Rutkowskiego i policjanci. Udało się uwolnić dziewczynę.
- Zatrzymaliśmy mężczyznę, który przetrzymywał dziewczynę. Niestety, został wypuszczony, bo trzeba było działać szybko i nie została zastosowana prowokacja. A w takich sytuacjach potrzebne są dowody na wręczenie pieniędzy - mówi Rutkowski.
Patrycja jest już dzisiaj bezpieczna. Nie zdecydowała się złożyć zawiadomienia o przestępstwie. Chce zapomnieć o sprawie. Cieszy się, że udało jej się uwolnić. Zdaje sobie sprawę z tego, że miała naprawdę dużo szczęścia. Ta historia mogła skończyć się tragicznie. Gdyby Patrycja zdecydowała się złożyć zawiadomienie o tym co przeżyła, jej dręczycielom groziłoby do 3 lat więzienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?