Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

27-latek skaleczył się widłami i stracił nogę. Zawinili lekarze?

Karolina Wojna
Do wypadku Pawła Kowary doszło w styczniu 2013 roku. W czerwcu tego roku dwaj lekarze, którzy wtedy udzielali choremu pomocy, usłyszeli prokuratorskie zarzuty
Do wypadku Pawła Kowary doszło w styczniu 2013 roku. W czerwcu tego roku dwaj lekarze, którzy wtedy udzielali choremu pomocy, usłyszeli prokuratorskie zarzuty Dariusz Śmigielski
To wyglądało na zwykły wypadek. Paweł Kowara z Rękoraja w podpiotrkowskiej gminie Moszczenica w najgorszych snach nie przypuszczał, że ukłucie widłami skończy się dla niego amputacją nogi. Dla tak młodego człowieka, ojca małych dzieci, ten zabieg oznaczał jednocześnie koniec wielu życiowych możliwości, planów, marzeń. Koniec dotychczasowego życia.

Do wypadku doszło na początku 2013 roku. Teraz, po półtora roku zbierania dowodów, piotrkowska prokuratura rejonowa powoli kończy śledztwo przeciwko dwóm lekarzom Samodzielnego Szpitala Wojewódzkiego im. Mikołaja Kopernika w Piotrkowie, którzy, zdaniem pacjenta i śledczych, przyczynili się do ciężkiego kalectwa 28-latka.

Prokuratura czeka na uzupełniającą opinię biegłego z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Jest konieczna, bo obaj podejrzani chirurdzy: Paweł S. i Jacek S. złożyli wyjaśnienia podczas stawiania im zarzutów. Te - narażenie pacjenta na bezpośrednie ryzyko utraty zdrowia lub życia i w konsekwencji przyczynienie się do jego ciężkiego kalectwa - obaj usłyszeli w czerwcu tego roku. Obaj oglądali chorą nogę podczas wizyt Pawła Kowary w pierwszych dniach po jego wypadku.

Paweł S. usłyszał dodatkowo zarzut poświadczenia nieprawdy w dokumentacji medycznej. Chodzi o skierowanie do szpitala, którego pacjent, przyjeżdżający na ostry dyżur z bólem i ropiejącą raną, nie mógł się doprosić, a które znalazło się w dokumentach Pawła Kowary, gdy rodzina wzięła je do skopiowania. Wtedy tylko nabrali podejrzeń, a śledczy później je potwierdzili.

Do wypadku doszło w piątek wieczorem, Paweł Kowara, ojciec trójki dzieci, wtedy na co dzień kierowca, robił wieczorny obrządek w gospodarstwie, które prowadzili rodzice. Poprosiła go wtedy o to mama, on właśnie wrócił do domu z pracy i chciał zacząć weekend.

Ukłucie wideł, które nadepnął, było bolesne, ale nie przypuszczał, że aż tak brzemienne w skutkach.

Reakcja rodziny była natychmiastowa, bo od razu zaczęli szukać pomocy medycznej, ale ponieważ było po godz. 18, zostali odesłani do szpitala w Piotrkowie.

Z bolącą nogą pojechał na szpitalny oddział ratunkowy przy ul. Rakowskiej w Piotrkowie. Ranę oglądało kilku lekarzy chirurgów, żaden jednak nie zdecydował o przyjęciu pacjenta do szpitala. Rana została opatrzona, ale tylko zewnętrznie. Jednym z lekarzy, który pozwolił Pawłowi Kowarze wrócić do domu z raną, był Jacek S.
Później okazało się, że tkanka amputowanej nogi była zakażona bakteriami kałowymi. Paweł Kowara jednak od początku nie ukrywał, że widły były brudne, używane.

Lekarz dyżurujący ranę obejrzał, a potem ją zaszył, zalecając pacjentowi leki przeciwbólowe. I wypuścił chorego do domu...

Przez weekend wtedy 27-latek z gangreną drążącą ranę odwiedził SOR jeszcze raz. Było to w sobotę w nocy, gdy rana nie dawała spać, a noga puchła. Ale ponownie wrócił do domu - z nowym opatrunkiem i antybiotykiem. Dopiero w poniedziałek, po drugiej wizycie w szpitalu (najpierw był w przychodni na zalecone zdjęcie szwów), gdy ból był nieznośny, a pojawiła się też gorączka, Paweł Kowara trafił na szpitalny oddział. Ale dla nogi było już za późno.

Pacjent trafił szybko - bo już następnego dnia - do łódzkiego szpitala, gdzie amputowano mu nogę aż na wysokości uda. Po powrocie do domu o całej sprawie zawiadomił prokuraturę. Żeby w miarę normalnie funkcjonować, pacjent potrzebuje profesjonalnej, kosztownej protezy - dlatego 28-latek wystąpił też o odszkodowanie do szpitala.

Prowadzone na podstawie zawiadomienia chorego śledztwo od początku skupiało się na kwestii umyślnego narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia, skutkującego nieumyślnym spowodowaniem u Pawła Kowary kalectwa. Tego między innymi dotyczyła opinia biegłych, o którą na początku roku wystąpili śledczy. Obejmowała ona kwestie udzielonej choremu pomocy, tzn. czy właściwie rozpoznano schorzenie i czy adekwatnie do rozpoznania zareagowano.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki