Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

A1 na południe od Strykowa może już nie powstać

Piotr Brzózka
Bogusław Liberadzki
Bogusław Liberadzki archiwum
Z powodu braku pieniędzy w budżecie, na dłuższy czas trzeba zapomnieć o budowie odcinka A1 na południe od Strykowa - uważa Bogusław Liberadzki, były minister transportu, eurodeputowany SLD.

Na froncie budowy autostrad leje się krew. Mnożą się bankructwa, wykonawca A4 stracił kontrakt, a Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w ostrym "manifeście" grzmi, że nie będzie tolerować żądań firm co do renegocjacji cen i terminów. Bo ci, którzy nie dają rady, najwyraźniej źle oszacowali ryzyko i sami są sobie winni. Rzeczywiście to wykonawcy są winni?
Nie bardzo rozumiem logikę, jaką się teraz przyjmuje. Bo przecież na początku skłoniono firmy do tego, żeby oferowały jak najniższe ceny. Wręcz dumpingowe, o czym wszyscy na starcie wiedzieli. Po drugie, nie zaproponowano firmom żadnego zabezpieczenia na okoliczność zmian czynników niezależnych od nich. Mówię na przykład o wzroście cen paliwa, który był związany z podniesieniem stawek akcyzy, żeby już nie mówić o sytuacji na rynkach światowych. Przecież to polski rząd zmienił te stawki, a nie rynek. Więc teoretycznie przynajmniej z tego tytułu powinna się firmom należeć rekompensata. Poza tym nie było żadnego nawiązania do zmiany stawek podatku VAT, a to znów czynnik od firm niezależny, nie mogły tego przewidzieć i wkalkulować. Jestem zdania, że polski rząd postępuje z firmami budowlanymi nie fair. Rząd chce osiągnąć sukces i rzeczywiście możemy mówić o postępie w budowie dróg. Ale dzieje się to kosztem upadku całego sektora gospodarki - przedsiębiorstw budowy dróg i mostów. W tym świetle sukces jest wątpliwy.

I nikomu się lampka w głowie nie paliła, gdy szacowano budowę na 1,5 miliarda, po czym podpisywano kontrakt na miliard?
To może świadczyć o niefachowości, zupełnej niekompetencji tych, którzy podpisywali umowy ze strony rządowej - pamiętam hurraoptymistyczne komunikaty: tu zaoszczędziliśmy 2 miliardy, tam 5 miliardów. Ale co to znaczy: zaoszczędziliśmy? Jeśli się czegoś nie da wybudować taniej, to po prostu się nie da. Nie rozumiem jeszcze jednej rzeczy: dlaczego najbardziej poszkodowani zostali podwykonawcy? Rząd płacił jakieś pieniądze wykonawcom, nie troszcząc się, żeby one wpłynęły do podwykonawców.

Prezydent podpisał właśnie specustawę, która ma pomóc podwykonawcom w odzyskaniu pieniędzy.
Ale to jest oparte o odmienną logikę. Ponieważ podwykonawców jest bardzo wielu i zaczęli być hałaśliwi, to rząd po prostu uznał, że są niebezpieczni politycznie. No i wykazał się w pewnym momencie uległością. Ale to nie rozwiązuje problemu znacznie większego kalibru - chodzi o istnienie polskiego potencjału budowy i utrzymania dróg. Zaczyna to przypominać sytuację, gdy zgodziliśmy się na upadek polskich stoczni. Teraz godzimy się na prawdopodobny upadek w ciągu trzech miesięcy wielu dużych firm budowlanych. Dlatego w przyszłym roku czeka nas gwałtowna redukcja programu budowy dróg.

To jak może wyglądać ten program po roku 2012?
Będzie katastrofa. Spójrzmy, co się dzieje teraz, na te rozwiązywane kontrakty. My de facto kończymy budowę w tym miejscu, gdzie jesteśmy dziś.

Chciałbym się zapytać o odcinek A1 na południe od Strykowa. Tam wykonawca jeszcze jest. Ale niemal pewne jest, że będzie potrzebował więcej czasu, niż wynika z kontraktu. Czy wyleci z budowy, tak jak to stało się z wykonawcą A4?
Sądzę, że jest intencja skasowania tego kontraktu ze względu na bardzo skomplikowaną sytuację budżetu. W kasie państwa dramatycznie brakuje pieniędzy, za małe są przychody z VAT, luka jest prawdopodobnie rzędu 8 mld zł. Czyli idą radykalne cięcia.

Jeżeli budowa tej autostrady nie rozpocznie się, z różnych powodów, w tym roku, to można liczyć, że zacznie się w roku przyszłym? Czy marzenia trzeba będzie odłożyć o dekadę?
Raczej trzeba będzie zapomnieć na dłuższy czas. Bo kolejną rzeczą, o której trzeba pamiętać, to niewiadoma, jaką jest finansowanie z Unii Europejskiej. To jeden wielki znak zapytania.

Skąd dziś bierze się tak ostry ton GDDKiA wobec wykonawców. Sytuacja się dramatycznie pogorszyła, czy po Euro 2012 "gdaka" zmieniła politykę?
Myślę, że zdecydowanie to drugie. Przed Euro była dobra atmosfera, wszyscy się mobilizowaliśmy, żeby osiągnąć sukces jako państwo, społeczeństwo, no i rząd. To przypominało głęboki socjalizm, gdy wszyscy się spinali, by coś oddać czy odmalować przed 22 lipca. Teraz też oddano, odmalowano. Jeszcze tylko trzeba coś wykończyć, domalować, jakaś drobna kosmetyka i wydaje się, że na tym kończymy działalność.

Z tego, co Pan dotychczas powiedział, wychodzi taki schemat: kasujemy część kontraktów, zrzucamy winę na wykonawców i zamykamy kramik. Tak mam to rozumieć?
Tak to właśnie odbieram. Jeszcze tylko trzeba powiedzieć społeczeństwu: no patrzcie, co za firmy, my nie możemy z nimi współpracować.

Podsumowując: czy program, z którym tak spieszyliśmy się na Euro, przerósł nasze siły? A jeśli tak, to czyje: rządu, wykonawców?
Budowanie 100 czy 200 km autostrad rocznie w państwie tej wielkości nie powinno być dziś niczym nadzwyczajnym. Hiszpania budowała rocznie między 350 a 500 kilometrów...

Ale taki przytyk można zrobić do działalności każdego rządu i każdego ministra transportu w ostatnich 20 latach. To może bardziej ogólnie Pan powie, dlaczego wszyscy mogą, a my tych autostrad budować nie potrafimy?
Zaznaczę tylko, że różnica między tym rządem, a poprzednimi polega na tym, że od 2007 roku do wydawania jest góra pieniędzy z Unii Europejskiej. To są zupełnie nieporównywalne kwoty w porównaniu z tym, co mieliśmy wcześniej. Ja w 1997 r. na całe drogownictwo miałem 1,3 mld zł. Moi następcy mieli podobne kwoty. Jeżeli chodzi o obecną sytuację - w dużej mierze to wina nieprofesjonalizmu GDDKiA. Pamiętajmy, że wśród kierownictwa tej instytucji jest tylko jeden drogowiec. Dyrektor generalny przyszedł na to stanowisko z Najwyższej Izby Kontroli. Dla niego najważniejsze jest nie, żeby budować, tylko żeby zebrać stosowne papiery, żeby wszystko się zgadzało, jak przyjdzie kontroler. To ważna rzecz, wszędzie mamy audyty, ale budową dróg trzeba jakoś zarządzać. Druga rzecz - było zbyt wiele w tym wszystkim optymizmu firm. Przedsiębiorcy kalkulowali, że na początek zaniżą kontrakty, rozpoczną budowę, wykażą, że nie da się budować za takie pieniądze i zażądają więcej. I tu zawód - nie dało się renegocjować umów z tą generalną dyrekcją. Co poniekąd mogłoby dobrze o niej świadczyć.

Rozm. Piotr Brzózka

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki