18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Adam Kszczot: Złoto otwiera nowy rozdział przygody z bieganiem [WYWIAD]

Marek Kondraciuk
Adam Kszczot znów w złocie
Adam Kszczot znów w złocie Paweł Łacheta
Z Adamem Kszczotem z RKS Łódź, halowym mistrzem Europy na 800 m rozmawia Marek Kondraciuk.

Na co pan wyda 10 tysięcy złotych otrzymanych od miasta w nagrodę?
Na dalsze samodoskonalenie. Dla początkujących lekka atletyka to chyba najtańszy sport. Wystarczą buty, dres i można trenować, do czego serdecznie zachęcam młodych adeptów biegania. W późniejszym okresie koszty rosną. Muszę mieć 5 par butów, w tym 3 pary startowych, nie mówiąc o wydatkach na przykład na suplementy. Potrzeba środków na regenerację sił, na to, żeby móc we właściwy sposób odpocząć. Zainwestuję nagrodę w sport.

Łódź ma Atlas Arenę. To paradoks, że łódzcy kibice nie mogą zobaczyć w niej mistrza.
Jestem wspomagany przez grupę PKN Orlen i mam nadzieję, że znajdą się kolejni sponsorzy pomagający promować lekką atletykę na mityngu, który mógłby się odbyć w naszej pięknej Atlas Arenie. Byłaby to świetna promocja dla naszego miasta. Mityngów halowych jest coraz mniej, więc szansa jest duża.

Od pół roku współpracuje pan z trenerem Zbigniewem Królem. Ładny gest, kiedy podkreślił zasługi poprzednika Stanisława Jaszczaka. Pan też tak wysoko ocenia wkład pracy byłego trenera?
Tak. I zawsze podkreślam, że lata które przepracowałem ze Stanisławem Jaszczakiem nie były zmarnowane, dały nie tylko doświadczenie, ale i znakomite przygotowanie fizyczne. Były efekty w postaci medali i ten z Goeteborga to też ogromna zasługa trenera Jaszczaka. Rozpocząłem już jednak nowy rozdział przygody z bieganiem, pod okiem nowego trenera.

Jak układa się ta współpraca? Trener Zbigniew Król mieszka w Krakowie, a pan w Łodzi.
Układa się świetnie. Poza zgrupowaniami, na których spotykamy się, trenuję jednak sam. Moja kariera trwa już 7 lat. Niejednokrotnie analizowałem swój trening, zastanawiałem się, co można by zmienić, co nowego sprawdzić, dlaczego pracuję tak, a nie inaczej. W tej chwili jestem zawodnikiem na tyle kompletnym, że mogę stwierdzić: realizowanie treningu - kiedy nie ma obok trenera - jest możliwe, ale nie przez cały rok. Trener jest niezbędny, trener potrafi ocenić przygotowanie, widzi - jak to my sportowcy mówimy - jak "wygląda" zawodnik. To są bardzo drobne szczegóły, ale one często decydują o wyniku.

Co się zmieniło w treningu?
Aspekty techniczne i siłowe. To kwestia naprawdę kosmetycznych zmian w ramowym planie przyjętym przez trenera Zbigniewa Króla. Trener zgadza się z wieloma elementami z treningu Stanisława Jaszczaka.

250 dni w roku spędza pan poza Łodzią. A jakie warunki treningowe ma pan tu?
W Łodzi jest wiele tras biegowych. Sporo z treningu robi się na ścieżkach, w lasach, ale oczywiście przede wszystkim na nawierzchni tartanowej. Jak wiadomo RKS dysponuje piękną halą. Szkoda natomiast, że nie mamy równie dobrego obiektu na otwartym powietrzu z bieżnią czterystumetrową, a także zaplecza do odnowy biologicznej. Gdyby były w Łodzi, to bardzo ułatwiłoby mi to pracę. Współpracuję z fizjoterapeutą Michałem Robakowskim, zatrudnionym przez PZLA, pomagającym RKS. Mam jednak nadzieję, że baza w Łodzi będzie się rozwijać nie tylko z korzyścią dla takich zawodników jak ja, startujących w imprezach mistrzowskich, ale dla młodych adeptów, marzących dopiero o sukcesach.

Mówi się, że w sporcie łatwiej zdobyć złoty medal, niż go obronić. Po sukcesie w Goeteborgu też pan tak sądzi?
Tak, to nie tylko teoria, ale twarda rzeczywistość, bo każdy z rywali myśli, jak to złoto mi wyrwać. Z drugiej strony cały czas ma się "z tyłu głowy", że to ja bronię tytułu, że to zobowiązuje i wypadałoby się pokazać co najmniej w takiej samej dyspozycji, jak na poprzedniej imprezie. Obrona tytułu była bardzo trudna. Cały czas myślałem, że są wielkie nadzieje kibiców, kolegów z drużyny, a także sponsora z PKN Orlen i że nie mogę sprawić zawodu. Mistrzostwa w Goeteborgu były trudniejsze niż wiele innych takich imprez także dlatego, że przerwa miedzy półfinałem i finałem była znacznie krótsza niż 24 godziny. Mam więc satysfakcję, że jednak dobrze wytrzymałem finałowy bieg i kontrolowałem jego przebieg w końcówce.

Perfekcyjnie rozegrał pan biegi pod względem taktycznym.
Mogło być jeszcze nawet troszkę lepiej, ale w biegu finałowym przeciwnicy naciskali mnie i musiałem nadrabiać na dwóch łukach, ale to w skali zwycięstwa małe koszty. Finał nie był szybki, pierwsze dwieście metrów Hiszpanie wyśrubowali i gdyby takie tempo utrzymało się, to byłby bieg na bardzo wysoki wynik. Rywale jednak celowo zwalniali, żeby zachować siły na finisz. Ja dzięki mądremu rozegraniu biegu, przesunięciu się w odpowiednim momencie, mogłem pokonać ostatnie dwieście metrów najszybciej.

Jakie ma pan plany?
Moje plany zawsze sięgają nie dalej niż tydzień. Odpocznę kilka dni, a 16 marca rozpoczynam w Zakopanem przygotowania do sezonu letniego.

Imprezą roku są mistrzostwa świata w Moskwie, a tam...?
Mam nadzieję, że latem przyjdą rekordy życiowe, a to pozwoli na walkę z najlepszymi. Finał w Moskwie to minimum, żeby móc walczyć o medale.

David Rudisha, Nijel Amos, Tim Kitum, Mohammed Aman - kto będzie najgroźniejszy?
Nie wskażę, bo sport jest nieprzewidywalny, zdarzają się różne wypadki losowe. Dopiero, jak staniemy na bieżni będę mógł ocenić, kto najgroźniejszy.

Pana rekord wynosi 1.43,30. To wynik z którym można myśleć o sukcesie w Moskwie?
Finał daje wynik 1.44,60. W ostatnich latach tak jest, bo na ogół półfinały nie są rozgrywane w szybkim tempie. W Daegu pokazałem, że 1.44,80 i swobodne bieganie też pozwala wejść do finału. A już w finale - jak dowiodły igrzyska w Londynie - trzeba pobiec znacznie szybciej, żeby się liczyć.

Niepowodzenie na olimpiadzie w Londynie uwiera jeszcze duszę mistrza Europy?
Igrzyska zostały podsumowane i jest to już przeszłość. W sezonie olimpijskim zostały popełnione błędy w przygotowaniach. Czerpię z tego naukę i lepiej, że w wieku 23 lat, a nie na przykład 28, bo wtedy już miałbym małe szanse na start olimpijski.

Finiszował pan na bieżni, finiszuje pan również na... Politechnice Łódzkiej.
Studiuję zarządzanie inżynierskie na wydziale organizacji i zarządzania i piszę pracę inżynierską. Skończyłem zbieranie materiału i zostało ubrać to w słowa, przedyskutować z promotorem i zastosować się do jego uwag. Prawie finisz, ostatnie "koło" do mety. Do września powinienem "obronić się" i z początkiem nowego roku akademickiego chciałbym rozpocząć studia magisterskie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki