Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Volta" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Na ekrany kin wszedł nowy film Juliusza Machulskiego - „Volta” z Andrzejem Zielińskim. Zadziwiajająco mało zabawna, przeciętna komedia, opowiedziana infantylnie i bez werwy.

Lublin jest atrakcyjnym miastem i pięknie wygląda na ekranie. Warto też zajrzeć do Nałęczowa, z jego Pałacem Małachowskich i Parkiem Zdrojowym oraz zamożnymi willami rozlokowanymi wokół miasta. Nie można ominąć Kazimierza Dolnego, by posmakować cebularza na rynku. A jakże malowniczo prezentuje się Lubelszczyzna oglądana z wyniosłości. Wszystkie owe promocyjne funkcje nowy film Juliusza Machulskiego - „Volta” spełnia znakomicie. Ale przecież miał być komedią...

**Zobacz też:

RECENZJA: "Tożsamość zdrajcy" [ZWIASTUN]

**

Najbardziej uznany współczesny twórca polskiej filmowej rozrywki po latach różnych prób wykonał woltę ku początkom swojej kariery. Oto, jak w pierwszorzędnym (moim zdaniem najlepszym obrazie w twórczości Juliusza Machulskiego) „Vabanku”, widzowie dostają motyw wyprowadzenia w pole bohatera przekonanego o swojej wyższości, cwaniaka, który zajmował się oszukiwaniem i okradaniem innych. Gdy utarcie nosa podłemu bohaterowi się powiedzie, przyjemność i satysfakcja pozwalają opuszczać salę kinową w poczuciu dużego zadowolenia. Jednak przy braku „vabankowskiego” wdzięku, finezji, lekkości, magnetyzmu kreacji, smacznych dialogów i błyskotliwości scenariusza, frajda staje się wymuszona niczym opłata za parkowanie. „Volta” to niestety nie pierwsza produkcja znakomitego reżysera, kończąca się na dobrym wyjściowym pomyśle, którego nie udało się rozwinąć w porywający film.

Dzieło oparte jest na zgodnym z obowiązującym trendem podziale, że faceci to patafiany, a górą są kobiety. Tytułowy Volta to bufonowaty, drobnomieszczański cwaniak, mający społeczeństwo - a właściwie, według jego określenia - „swołeczeństwo” za bandę głupców. Zajmuje się kreowaniem wizerunku, potrafi doradzić przedsiębiorcom, jak uniknąć kłopotów i nadmiernych wypłat, prowadzi niejasne interesy. Przygotowuje kampanię w wyborach prezydenckich Kazimierzowi Dolnemu, liderowi partii socjalistyczno-narodowej, pociesznemu pyszałkowi, któremu brak kultury, oczytania i ogłady nie przeszkadzają w aspiracjach przywrócenia w Polsce monarchii z ewentualnie samym sobą w roli króla. Volta na swój egocentryczny sposób kocha sporo młodszą partnerkę Agę, na wszelki wypadek nie pozwalając jej ruszyć się na krok bez opieki ochroniarza „Dychy”. Nagle w ich życiu pojawia się Wiki, mieszkanka starej kamienicy w centrum Lublina. Dziewczyna, podczas remontu, w ścianie budynku znajduje skarb warty miliony euro - zaginioną koronę Kazimierza Wielkiego. Volta zamierza położyć rękę na klejnocie i sprawić, by wynosząc największą korzyść z całego zamieszania, nikogo do siebie nie zrazić...

I to, co zapowiada się na ekscytującą intrygę, przekręt, którym „wykiwany” zostanie również widz, co chwila wpada w głębokie dziury w logice, grzęźnie w najprostszych rozwiązaniach i czerstwych żartach; komplikacji tu tyle, co w pudełku z rozsypanymi gwoździami, a tzw. twist ending jest słaby i przewidywalny jak deszczowe lato w Polsce. Anegdota została opowiedziana bez werwy, zbyt wiele tu się dopowiada, wycieczki w przeszłość - choć stylizowane na malarstwo różnych epok - rozczarowują, nie dodają filmowi tajemnicy, w żaden sposób nie uzasadniają przedstawianej nam zagadki. Trudno też uwierzyć, że polityczny spin doktor, spostrzegawczy, potrafiący czytać ludzi jak internetowe memy, dałby się zwieść na manowce przy pomocy tak grubo szytego podstępu. Finałowe hasło o historycznym niedouczeniu, które ma być źródłem porażki Volty, oddaje w pełni „misterność” sensacyjnego planu zgotowanego nam przez scenarzystę.

Machulski próbuje poskładać komedię kryminalną z satyrą społeczno-polityczną, co głównie z powodu nachalności dowcipu „klei” się kiepsko i wywołuje raczej zdumienie niż zaciekawienie. Sytuację ratują, na ile to możliwe, znakomici w swoich rolach Andrzej Zieliński i Jacek Braciak - ich wspólne sceny są najlepszymi w filmie. Cieszy mocny drugi plan (z wieloma niespodziankami w obsadzie), a w pewnym sensie największym odkryciem okazuje się Michał Żurawski, który pokazał, iż poza chałturzeniem potrafi też świetnie zagrać. Zawodzą zaś panie - fatalna Aleksandra Domańska, powierzchowna Olga Bołądź i papierowa Katarzyna Herman. Boli tym bardziej, że zgodnie z założeniem reżysera i scenarzysty to one miały pokonać panów...

Czytaj też:RECENZJA: Wybawienie [ZWIASTUN]

Między dwoma filmami na „V” zawarł, na razie, swój dorobek Juliusz Machulski. Różnice jakościowe i estetyczne, zamiana wysublimowania na maczugę, pokazują najmocniej jak bardzo zmieniły się rzeczywistość, preferencje, styl i zakres naszej wzajemnej komunikacji.

Może jednak to właśnie wystarczy i jest potrzebne. Być może znowu się okaże, że Juliusz Machulski wie więcej o polskim widzu, niż pozostali. I Lublin naprawdę pięknie wygląda na ekranie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki