Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jakub Bielak: Na polskich drogach toczy się wojna

Piotr Brzózka
Krzysztof Szymczak/archiwum
Z Jakubem Bielakiem, współwłaścicielem Akademii Bezpiecznej Jazdy, dziennikarzem TVN Turbo, rozmawia Piotr Brzózka

Dziennikarz motoryzacyjny Jacek Balkan postuluje w głośnym tekście w "Polityce", by dać Polakom możliwość uczenia dzieci nauki jazdy samochodem, alternatywnie do tradycyjnych kursów. Czy to dobry pomysł, zważywszy na wybitnie niską kulturę jazdy polskich kierowców?
Jeżeli ktoś jest sam źle wyedukowany, to nie może uczyć innych. Takie pomysły są wprawdzie częściowo realizowane w niektórych krajach, tyle że tam jest ugruntowany system szkolenia. Poza tym nie każdy może być dobrym nauczycielem. Znakomity trener boksu "Papa" Stamm był miernym bokserem. Podobnie są bardzo dobrzy kierowcy, którzy nie potrafią przekazać wiedzy. Trudno byłoby standardowo oprzeć system kształcenia kierowców o bazę ludzi, z których statystycznie może 10 procent w ogóle będzie mieć predyspozycje do nauczania.

Patrząc na to, co dzieje się na drogach, myślę, że to mniej nawet kwestia predyspozycji pedagogicznych, a bardziej umiejętności, które miałyby być przekazywane kolejnemu pokoleniu.
Tak, do wspomnianych wątpliwości dochodzą zastrzeżenia dotyczące ogólnego poziomu kultury jazdy, umiejętności, wiedzy. W większości przypadków one w dalszym ciągu są zerowe. Szkolenie kierowców w Polsce zatrzymuje się na etapie parkowania. Kurs nauki jazdy jest tylko przygotowaniem do egzaminu. Nauczamy ludzi jechać, a nie jeździć. Przygotowujemy do poruszania się w warunkach prawidłowych, idealnych, przy założeniu, że wszyscy wokół jeżdżą przepisowo. Natomiast to, co przynosi życie, różni się diametralnie od sytuacji założonej na kursach. Można powiedzieć, że na naszych drogach toczy się wojna. Bo jeśli ginie na nich 3,5 tysiąca osób rocznie, a 40 tysięcy zostaje rannych, to przecież to są statystyki wojenne. A my na tę wojnę nie wysyłamy wyszkolonych żołnierzy, lecz harcerzy. System szkolenia kompletnie tych zuchów nie przygotowuje na wszystko to, z czym potem zetkną się na drogach.

Wszyscy pamiętamy, czego uczą instruktorzy na kursach. Kierownicę odkręcamy, gdy tyczka mignie nam w połowie tylnego okienka... Ale na ulicy nie poruszamy się pośród tyczek.
W tym problem. To jest truizm: nasz system szkolenia jest kompletnie niedostosowany, nie pozwala zrozumieć, co to jest prędkość, bezpieczeństwo. I nie ma żadnej propozycji sensownych zmian. To jest koło zamknięte. Odtrąbiono, że są zmiany w systemie nauczania. Ale przecież nie w nauczaniu są zmiany - po prostu wprowadzono nowe testy egzaminacyjne. Są one kompletnym nieporozumieniem. Ktoś, układając pytania, zrobił to pod kątem biznesu. WORD-y, które jako jedyne są uprawnione do przeprowadzania egzaminów, są niebudżetowymi jednostkami państwowymi, co znaczy, że muszą się samofinansować. Przychód WORD-ów pochodzi z egzaminów. Wcześniej egzamin teoretyczny zdawało w pierwszym podejściu 80 procent osób do niego podchodzących, praktyczny 30 proc. Dziś praktyczny jest na poziomie podobnym, ale zdawalność teorii spadła. Tym samym rosną dochody. Pytania są w dalszym ciągu nielogiczne, błędne. Baza pytań jest utajniona, co jest bez sensu, bo i tak 90 proc. pytań można znaleźć w sieci. Tworząc pytania, powinno się brać po uwagę głęboką analizę problemów, które są powszechne na naszych drogach, które odpowiadają za wysoką wypadkowość. Najwięcej pytań powinno dotyczyć tego, z czym Polacy mają problemy na drodze: wyprzedzanie na pasach, prędkość itd.

Egzamin praktyczny też trudno nazwać sprawdzianem kwalifikacji kierowcy.
Wszędzie na świecie jest to odwrócone. Sam kurs oparty jest na rzetelnym programie. Przejście przez cały cykl szkoleniowy daje dużą gwarancję, że człowiek, siadający za kółko, coś potrafi i wie. A egzamin jest formalnością. U nas jest gospodarka ekstensywna - chodzi o to, żeby odpękać w szkołach określoną liczbę godzin , nieważne czego się uczy, ważne jak długo.

Tyle lat o tym rozmawiamy i nic się nie zmienia.
To jest koło zamknięte. Środowisko nauczające jazdy jest na tyle hermetyczne, że wszelki jaskółki zmian i oddolne propozycje młodych instruktorów są torpedowane przez starych wyjadaczy, którzy od lat uczą według starego, schematycznego, skostniałego systemu i nie chcą nowości, bo się ich boją. A potrzebna jest zmiana metod nauczania i programu nauczania, a także wprowadzenie drugiego etapu szkolenia - doskonalenia techniki jazdy - to, co miało być wprowadzone w roku 2013, a zostało odłożone do roku 2016. A to ważne, żeby pokazywać, że nie w każdych warunkach samochód nas się słucha. Wszędzie na świecie się to robi, u nas - nie.

Rozmawiał Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki