AmbaSSada
Polska
reż. Juliusz Machulski
wyst. Robert Więckiewicz, Adam "Nergal" Darski, Magda Grąziowska, Bartosz Porczyk
dystr. Next Film
"AmbaSSada" oparta jest na bardzo filmowym, świetnym pomyśle, który przyniósł - jak przyznaje reżyser - sam adres: Warszawa, Piękna 15. Dziś to luksusowy apartamentowiec, od roku 1945 znajdował się tam parking, a przed II wojną światową - niemiecka ambasada, którą hitlerowcy, przypadkowo, zbombardowali w pierwszych dniach września 1939 roku. Wystarczyło tylko te zdarzenia i różne okresy połączyć... windą przenoszącą bohaterów w czasie. A wtedy już autorowi scenariusza wszystko wolno.
Można odnieść wrażenie, że Juliusz Machulski nieco się tej wolności przestraszył. Najlepiej wypadły fragmenty, w których autor przewraca rzeczywistość i nasze przyzwyczajenia do góry nogami, zbliża się do bezkompromisowego żartu spod znaku "Allo, allo" czy Monty Pythona. Choć niektóre gagi są zanadto "grube" i przaśne, to jednak chciałoby się zobaczyć więcej szaleństwa, zrobienia kroku dalej. Bo jak się już bawić w stylu "co by było, gdyby", jak już spuszczać powietrze z naszego historycznego "nadęcia", to na całego.
Najgorszą częścią filmu jest jednak "podejście" do gry z historią, sceny z realnej Warszawy, doprowadzające do odkrycia tajemnicy kamienicy przy Pięknej. Początek filmu, z młodą parą wprowadzającą się do apartamentu wuja w owym budynku, ciągnie się niemiłosiernie, przepełniony jest drewnianymi dialogami i koszmarną grą młodych aktorów (Magda Grąziowska jest nie do przyjęcia przez cały film, Bartosz Porczyk lepiej spisuje się gdy wchodzi w postać z przeszłości, ale też bez uniesień).
"AmbaSSada" startuje tak naprawdę od momentu pojawienia się Adama "Nergala" Darskiego jako Joachima von Ribbentropa, a rozkręca na dobre od scen z Robertem Więckiewiczem, czyli Hitlerem (ale nie tylko). Ten pierwszy jest aktorskim odkryciem Machulskiego: udatnie poradził sobie z powierzoną rolą, pokazał talent, inteligencję i zrozumienie swych możliwości - zarazem podkreślił teatralność wielu zachowań, które niektórzy wzięli chyba zbyt poważnie.
Więckiewicz natomiast po raz kolejny udowodnił wielki parodystyczny dar, wsparty umiejętnością zatrzymania się dokładnie w tym miejscu, za którym zaczęłaby się żenująca błazenada. Właśnie tacy aktorzy "napędzają" dobre komedie i aż żal, że jego führer to jednak rola epizodyczna.
Kinomani znajdą tu smaczki dla siebie: od autocytatów reżysera, po pojawienie się Małgorzaty Niemen w finale, w którym rozbrzmiewa "Sen o Warszawie".
Wiele rekompensuje budujący finał z Warszawą w świecie, którego nie spotkała tragedia II wojny światowej i tego wszystkiego, co się zdarzyło po niej. Machulski dał obrazek kraju pięknego i zadowolonego, którym moglibyśmy być, gdyby nie... Z drugiej strony dlaczego nie moglibyśmy takim być, pomimo tego, że...?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?