Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Don Kichot" w Teatrze Wielkim w Łodzi

Łukasz Kaczyński
Ryo Takaya i Minori Nakayama - to do nich należała sobotnia premiera
Ryo Takaya i Minori Nakayama - to do nich należała sobotnia premiera Michał Grabowski / materiały Teatru Wielkiego w Łodzi
Daleko tradycyjną, ale bardzo udaną premierą baletu komicznego "Don Kichot" Ludwiga Minkusa z librettem Mariusa Petipy w Teatrze Wielkim rozpoczęły się w sobotę XXII Łódzkie Spotkania Baletowe. Było to pierwsze spotkanie publiczności z zespołem baletowym kierowanym od tego sezonu przez Dominika Muśko (i przez niego przebudowanym), do niedawna pierwszego solistę baletu Teatru Wielkiego w Poznaniu, ale nie pierwsze spotkanie z "Don Kichotem", który na scenie Teatru Wielkiego wystawiony został w 1986 roku.

Za przywrócenie łódzkiej scenie baletu odpowiada Aleksander Połubiencew, uznany tancerz, pedagog i choreograf, absolwent Akademii Baletu im. A. Waganowej w Sankt Petersburgu. Tradycyjny w formie "Don Kichot" rzadko bywa dziś wybitnym przebojem scen. Połubiencew, którego zdaniem efektowne układy klasyczne i charakterystyczne oraz komiczne sytuacje czynią z baletu Minkusa arcydzieło, słusznie spróbował znaleźć do niego własny klucz.

Przywrócił pierwotną choreografię Petipy, rezygnując ze zmian dokonanych w 1900 roku przez Aleksandra Gorsky'ego i tych późniejszych (zniknęły np. ludowe rosyjskie cytaty). Chcąc stworzyć "kompaktowe" widowisko, zmniejszył do dwóch liczbę aktów (ale dodał nawiązujące do stylistyki pierwowzoru intermedia), ograniczył liczbę tancerzy, zmienił też libretto: na pierwszy plan wysunął nie losy tytułowego Rycerza Smętnego Oblicza, ale miłosną historię Basilia i Kitri (w powieści Cervantesa jest to tylko jeden z wielu wątków). Uwydatnił też partie torreadora Espady i ulicznej tancerki Mercedes, i na tej dwuwątkowości balet znacząco zyskuje.

Mimo całej tradycyjności wystawienia, realizatorzy pokazali, że nie traktują opowieści na "poważnie". W sukurs przyszła barwna, przerysowana, zderzająca perspektywy scenografia Wieczesława Okuniewa (ciekawe połączenie parawanów i bocznych kotar), która ujmuje balet Minkusa w nawias niezwykłości. Majstersztykiem jest tawerna z II aktu: mimo przeskalowania proporcji złudzenie głębi trwa. Spójnej wizji dopełniły stypizowane kostiumy, w których baletową tradycję połączono z szykiem i elegancją hiszpańskiego kroju.

W nawias, nawet podwójny, ujęta została również sama opowieść miłości Basilia (podczas premiery jego partię wykonał Ryo Takaya) i Kitri (Minori Nakayama). W intermediach wprowadzona zostaje wdzięczna postać Amora (subtelnością obdarzyła go dziewczęca Hannah Sofo), który bez powodzenia próbuje zbliżyć Basilia i Kitri - wciąż na drodze staje nieprzejednany ojciec dziewczyny, Lorenzo (Mariusz Caban), który idealnego kandydata na męża dla niej upatruje w szlachcicu Gamache (Piotr Ratajewski). Amor decyduje się zaangażować do sprawy idealistę, Don Kichota.

Historia miłosnych pogoni przenosi się z gwarnego portowego placu (nieźle pomyślany drugi plan zdarzeń) do, jak się zdaje, oddalonej tawerny, i z powrotem, a komizm na równi kształtowany jest przez beztroskę zdarzeń, co przerysowanie niektórych postaci. Nie chodzi tyle o Don Kichota (Tomasz Jagodziński), dość dobrotliwego i powolnego, który tylko co jakiś czas porwany zostaje szaleństwem, jak o ruchliwego Sancho Pansę, łebskiego, łasego na kobiece wdzięki spryciarza (tu nie wydaje się przesadzona np. scena, w której zmaga się on z dopiero co ukradzioną rybą), Lorenzo granego z wyrazistym, nawiązujący do filmu niemego gestem, czy Gamache, wyprowadzonego z konwencji komedii dell'arte.

Ryo Takaya i Minori Nakayama - to jednak do nich, debiutujących na łódzkiej scenie, należał sobotni wieczór. Niewysocy i filigranowi zaprezentowali dbałość o detal i precyzyjną technikę. Poparli je scenicznym nerwem, który znamionuje niemałe talenty i gwarantuje uznanie publiczności. A przyznać trzeba, że publiczność Łódzkich Spotkań Baletowych to publiczność wyrobiona, świetnie wyczuwająca atmosferę widowiska i potrafiąca docenić tancerzy. Stąd zasłużone gromkie brawa i okrzyki uznania. Podczas finałowego pas de deux zdawało się, że samo wejście Takayi na scenę przyjmowane będzie owacyjnie, co może być zasługą także czysto aktorskiej interpretacji postaci.

Hojnie oklaskiwany był tego wieczoru także Dominik Muśko jak Espada. Świadomy formy, potrafi on wykorzystać swe mocne warunki fizyczne - to najwyższy tancerz na łódzkiej scenie, od Takayi wyższy jest co najmniej o głowę, a mimo to niezwykle sprawny. Z dobrej strony pokazała się też towarzysząc mu jako Mercedes Ekaterina Kitaeva-Muśko, choć zmniejszenie obsady, w tym liczby torreadorów, sprawiło, że zatarło się nieco znaczenie partii z kielichami (zwyczajowo to okazja do solowego popisu).

Premiera dowiodła, że w Zespole Baletowym Teatru Wielkiego w Łodzi zaczęło dziać się dobrze, choć tria pokazują, że konieczność precyzji wciąż winna być priorytetem. Ale "Don Kichot" to z pewnością i tak najpogodniejsze, najbardziej optymistyczne przedstawienie spośród wszystkich granych obecnie na łódzkich scenach. Tradycyjne, ale nie wsteczne, bo nade wszystko widzieć w nim można zapowiedź tego, co może widzom zaoferować przez ostatnie lata uśpiony Zespół Baletu TW.

Kolejnym spektaklem XXII ŁSB będzie "Moving Target" Ballet National de Marseille. Już 5 i 6 listopada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki