18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Horror w Justynowie. Udusił bulteriera, bo zagryzł jego chihuahuę

Agnieszka Jasińska
Kazimierz Bienias wciąż ma opatrunki na rękach. Rany się jeszcze nie zagoiły
Kazimierz Bienias wciąż ma opatrunki na rękach. Rany się jeszcze nie zagoiły Krzysztof Szymczak
Tego wieczoru Kazimierz Bienias długo nie zapomni. Najpierw groźny bulterier rzucił się na jego chihuahuę, a następnie chciał zaatakować córkę. Łodzianin, żeby ratować pieska, dziecko i siebie zacisnął ręce na szyi bulteriera. Trzymał tak mocno, aż go udusił. Inaczej zwierze mogłoby zagryźć jego i córkę.

- To wydarzyło się 1 listopada. Pojechałem do Justynowa, bo tam mam groby bliskich i domek - opowiada pan Kazimierz. - Około godz. 16, tuż przed obiadem, wybraliśmy się z córką na cmentarz. To miał być spokojny spacer. Zabraliśmy ze sobą naszą Pepper. To mały piesek rasy chihuahua. Pepper prowadziliśmy jak zawsze na smyczy.

Sto metrów od cmentarza w Justynowie rodzina zauważyła biegnącego w jej kierunku białego bulteriera.

- Wybiegł gdzieś spośród ludzi. Rzucił się na naszego pieska. Córka schyliła się, żeby ratować Pepper. Wzięła pieska na ręce. Bulterier rzucił się na nią, wyrwał Pepper i zaczął tarmosić. Byliśmy przerażeni. Wtedy złapałem bulteriera za obrożę. Jednak nie chciał wypuścić naszego pieska z pyska - mówi łodzianin. - Przygniotłem bulteriera kolanami. Zacisnąłem ręce na szyi. Trzymałem mocno, żeby się nie wyrwał. To silny pies, cały czas się miotał. Zadusiłem go. Inaczej on by zagryzł mnie i córkę.

CZYTAJ: Zakatował psa drewnianym kołkiem bo nie chciał go słuchać

Niestety, chihuahua pana Kazimierza nie przeżyła starcia z bulterierem. Zdechła w drodze do weterynarza.

- To był taki dobry piesek, radosny. Mieliśmy go 5 lat. Zawsze nam towarzyszył. Nie możemy o nim zapomnieć - rozpacza łodzianin. Po starciu z bulterierem pan Kazimierz był cały we krwi.

- Miałem zakrwawione ręce. Wtedy dopiero doszło do mnie, co się stało. Przestraszyłem się, że pies nie był szczepiony na wściekliznę. Bałem się, że mogę zachorować - opowiada łodzianin. - Pojechałem na pogotowie. Tam dostaliśmy z córką zastrzyki przeciwko tężcowi. Opatrzono mnie.

Pan Kazimierz zaczął rozpaczliwie szukać właściciela bulteriera.

- Niestety, nie było to takie proste. Policja pomogła mi ustalić, że w okolicy są dwa podobne psy. Jednak okazało się, że ani jeden, ani drugi nie ma żadnego związku ze sprawą - opowiada łodzianin.

Kilka dni temu pan Kazimierz zauważył na słupie w Justynowie ogłoszenie o zaginięciu bulteriera. Właściciel poszukiwał swojego psa.

- Zadzwoniłem i okazało się, że to ten, którego zadusiłem - opowiada łodzianin. - Uspokoiłem się, bo usłyszałem, że bulterier był szczepiony i nic mi nie grozi. Właściciel był zdziwiony, że jego pies tak agresywnie się zachował. Twierdził, że to było bardzo łagodne zwierzę. Nikomu wcześniej nie zrobił żadnej krzywdy.

Chociaż minął już ponad tydzień, pan Kazimierz wciąż ma opatrunki na rękach. Rany się jeszcze nie zagoiły.

- Właściciel bulteriera powinien go pilnować. Te psy są niebezpieczne. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nie było mnie na miejscu. Bulterier mógłby zagryźć moją córkę. Ona sama nie dałaby sobie rady z takim agresywnym zwierzęciem - podkreśla łodzianin.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki