Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasze gwiazdy sportu: Jerzy Janowicz

Dariusz Kuczmera
Jerzy Janowicz
Jerzy Janowicz Tomasz Hołod / Polskapresse
Wydarzenia z kariery Jerzego Janowicza mogą posłużyć zdolnemu reżyserowi do nakręcenia nowego ekranowego hitu, przy którym Łódź mogłaby zagiąć całe Hollywood. Na kanwie osiągnięć Jerzyka można nakręcić romans (z tenisistką), dramat (o wściekłości wobec sędzi, czyli jak długo jeszcze?), thriller (o graniu w Wimbledonie), program telewizyjny np. Turbo (o treningu na autostradzie), program o modzie (po rozerwaniu koszulki), bajkę o biednym i bogatym, można też nakręcić film jak zrobił to Andrzej Wajda: Człowiek z Marmuru.

Bo Jerzy Janowicz junior, Jerzy Janowicz senior i Anna Szalbot to ludzie z łódzkiego marmuru. Zwykli ludzie sportu, którzy z uporem walczyli o wykorzystanie swojego i syna talentu i powalczyli jak Birkut o sukces swej utalentowanej pociechy. I im się udało.

Autor tego tekstu czuje się jak Krystyna Janda. Bo jak ekranowa Agnieszka czułem, że determinacja rodziców w walce o przyszłość syna może przynieść efekty. Starałem się im pomóc.

Jak ciężkie były początki niech świadczy fakt, że większość, którzy mogli pomóc, mówiła: niech wreszcie coś pokaże. Nie rozumieli, że najpierw trzeba pomóc młodzieży, a ona w rewanżu coś pokaże...

I tak się stało w przypadku Jerzego Janowicza, bo o nim jest ten scenariusz...

Jerzy Janowicz urodził się 13 listopada 1990 roku w Łodzi. Jego rodzice to siatkarze. Mama Anna Szalbot gdyby urodziła się 10 lat później byłaby najlepszą siatkarką Polski, Europy i kadry świata. Anna Szalbot urodziła się niestety zbyt wcześnie, nikt o niej nie mówił, że to złotko, choć była lepsza od wielu podopiecznych Andrzeja Niemczyka. Brak wielkich sukcesów determinował mamę, by przekazać geny synowi.

Tata Jerzy Janowicz też grał w siatkówkę. W drużynach Resursy, Wifamy... Brak wielkich sukcesów determinował tatę, by przekazać geny synowi.

I tak oto podwojone do kwadratu geny sprawiły, że Jerzyk stał się sportowcem. Początki nie były łatwe. Owszem chłopiec zdradzał talent do uprawiania sportu, ale trzeba było wybrać jego rodzaj. Postawiono na tenis.

To był strzał w dziesiątkę. Jerzyk trenował w AZS i Szkole Mistrzostwa Sportowego im. Kazimierza Górskiego w Łodzi. Tam dzięki upartej postawie dyrektor Małgorzaty Jałkiewicz-Hoffmann pięknie poznał wszelkie tajniki... angielskiego. Kilka lat później umiejętność władania tym językiem bardzo się Jerzykowi przydała.

Młody Janowicz najpierw zasłynął na kortach tym, że jako 17-latek mając ponad dwa metry wzrostu i uderzał przy serwisie piłkę z prędkością równej uderzeniom potężnego zawodnika Roscoe Tannera. 200, 220, 240 km na godzinę. To były rakiety nadchodzącej pierwszej rakiety.

Pojawiły się chwilę później przyziemne problemy. Nie było butów dla Jerzyka - rozmiar ponadprzeciętny. Nikt w mieście nie czuł, że oto rodzi się w granicach Bałut i Górnej, a także Widzewa i Polesia człowiek, który zadziwi świat.

Zabrakło intuicji.

A Jerzyk spokojnie pojechał na turniej ATP do Paryża i zadrwił ze wszystkich schematów. Pokonał Andy'ego Murray'a i jako tenisista spoza pierwszej setki awansował do finału turnieju ATP. Cały świat zwariował na punkcie Jerzego Janowicza. W finale przegrał z Hiszpanem Davidem Ferrerem, ale pod domem łodzianina na Górnej non stop stały trzy wozy telewizyjne. Wszyscy bowiem chcieli zrobić film, materiał, wywiad z facetem, który złamał wszelkie kanony.

Janowicz stał się sławny. Wtedy to wyszło na jaw, że rodzice musieli sprzedać sklep lub ich kilka, by syn mógł rozwijać swój talent. To ujęło wielu i na tej kanwie powstał mit o wyprzedaży.

Tymczasem Jerzyk w zderzeniu z nową rzeczywistością pokazał nową twarz. Twarz tenisisty, który już nie jest zaściankowym talentem, ale graczem perspektywicznym. Miał swój styl, swoją charyzmę. Najpierw zdenerwował się na źle widzącą sędzię, krzycząc do niej: jak długo jeszcze będziesz mnie oszukiwać. Na portalach Jerzyk generował miliony odsłon. Każdy chciał zobaczyć, jak młody Polak krzyczy na sędzię i do tego po angielsku.
Później ktoś wymyślił, że Jerzyk w korku wysiada z auta i trenuje. Bez sensu, ale portale społecznościowe to kupiły.
Szum wokół Jerzyka sprawił, że zyskał nowych poważnych sponsorów. Do tej pory łodzianinowi pomagała firma PBG Wysokogotowo. Teraz po sukcesach sponsorem został Atlas. Przy ulicy Kilińskiego w Łodzi zbudowano nawet przystanek Janowicza. Na jego otwarcie przyszło kilkaset osób, a Jerzyk przyjechał autobusem. Autografom nie było końca...

Rakieta numer jeden wybuchła podczas wielkoszlemowego Wimbledonu. To, co tam osiągnął Janowicz nie udało się nigdy wcześniej żadnemu Polakowi.

Jerzyk Janowicz awansował do pierwszej piętnastki rankingu ATP. Wiele osób biło mu brawo. Płakała prezes MKT Łódź Ewa Wróbel-Nadel, która przygarnęła Jerzyka pod swój dach. W parku Poniatowskiego Jerzyk szlifował formę.

Pojawiła się też grupa ludzi, którym sukces Janowicza nie był w smak. Zazdrość. Zarzucano Jerzemu Janowiczowi, że zachowuje się jak zadufany w sobie młodzieniec. Ale może właśnie tak trzeba, by osiągnąć sukces. Ludzie chcieli widzieć chłopca, który będzie przepraszał, że żyje, a oto stawał przed nami facet, który jak przystało na gościa z marmuru, nikomu nie będzie się bez potrzeby kłaniał.

Łódzka rakieta numer jeden wystartowała do elity i tam na dobre zakotwiczyła. Dziś jest Jerzyk numerem 21, bo nie udało się poprawić osiągnięć z tych samych turniejów rozgrywanych w roku 2012. Ale nadal Janowicz jest w elicie.

Jerzykowi brakuje jeszcze doświadczenia. Potrafi bez kompleksów grać przeciwko największym - Roger Federer, Rafael Nadal, Novak Djoković. Nikt z tych wielkich nie może liczyć na łatwe zwycięstwo nad Janowiczem. Jerzyk świetnie spisuje się w meczach z asami, bo nie musi wygrywać. Wystarczy zdobyć cztery gemy i nikt nie będzie miał pretensji. Janowicz musi zdobyć teraz doświadczenie w pokonywaniu zawodników słabszych od niego. Ale to przyjdzie z czasem.

Łodzianin będzie na ustach wszystkich kibiców sportu na przełomie roku. Oto bowiem po raz pierwszy w historii tenisa polska drużyna w składzie Agnieszka Radwańska i Jerzy Janowicz wystartuje w tradycyjnym Pucharze Hopmana. Do tego jest rozstawiona z numerem jeden. Chyba w żadnej innej dyscyplinie nie mamy dwojga ludzi, którzy są w stanie stanąć na najwyższym stopniu podium w tak elitarnej dyscyplinie. Gry zespołowe odpadają. Może żużlowcy? Justyna Kowalczyk jest jedna, następców Adama Małysza nie widać.

Jeśli Janowicz i Radwańska wygrają Puchar Hopmana cały sportowy świat będzie musiał przed tą parą zdjąć kapelusze z głów. Ale nawet jeśli nie wygrają, to i tak warto obserwować wydarzenia rodzące się na drodze kariery Jerzego Janowicza.

Oby tylko dopisało Jerzykowi zdrowie, by nie musiał jako człowiek z marmuru grać roli kontuzjowanego zawodnika, którego w czasie meczu trzeba reanimować. A i takie sytuacje się wszak zdarzały.

Janowicz nie jest bezbarwny. To człowiek, który już osiągnął wiele, a jeszcze dużo więcej przed nim. I zapewne wielokrotnie jeszcze będzie szokował konserwatystów i cieszył użytkowników internetu.

Gdzie w tej całej karuzeli jest miejsce na miłość? Jest! Nową wybranką serca Jerzego Janowicza jest utalentowana tenisistka Marta Domachowska. Oboje cudownie się dogadują. Marta już nie gra, ale zna realia tenisa. Jerzyk wchodzi w ten świat w szaleńczym tempie. Na szczęście nie ma już problemu finansowego. Dzięki sukcesom w 2013 roku Jerzyk zarobił na korcie ok. 1,3 mln dolarów. Część zysków oddaje następcom. Organizuje turniej dla dzieci Jerzyk Cup. Taki jest Człowiek z tenisowego marmuru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki