Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasze gwiazdy sportu: Mariusz Wlazły

Paweł Hochstim
Mariusz Wlazły
Mariusz Wlazły Dariusz Śmigielski
Kiedyś dla dziennikarzy, a zatem i kibiców, był zupełnie niedostępny, a dzisiaj na Twitterze, czy Facebooku sam inicjuje rozmowy z użytkownikami. Kiedyś nie chciał grać w reprezentacji, a później to jego nie chcieli. Mariusz Wlazły, najbardziej tajemniczy polski siatkarz, właśnie obchodzi jubileusz dziesięciolecia w Skrze Bełchatów.

Gdy w 2003 roku przenosił się z SPS Zduńska Wola do Skry, mówiono o nim, że ma duży talent, ale nikt nie przewidywał, że stanie się najważniejszym transferem bełchatowskiego klubu w historii. Razem z drużyną zdobył 7 mistrzostw Polski, 6 Pucharów Polski, 3 medale Ligi Mistrzów i 3 medale Klubowych Mistrzostw Świata. Ze wszystkich medali wywalczonych przez Skrę brakuje mu tylko jednego - brązowego medalu w rozgrywkach ligowych w 2002 roku.

Ale, jak na swoje umiejętności, w dorobku ma zdecydowanie zbyt mało osiągnięć reprezentacyjnych. Z kadrą seniorów sięgnął tylko po jeden medal - srebro na Mistrzostwach Świata w 2006 roku. Pod wodzą Raula Lozano zagrał jeszcze na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie, a później, z krótką przerwą, raczej nie grał już w kadrze - najpierw przez problemy zdrowotne, później przez żal do władz Polskiego Związku Piłki Siatkowej, a na koniec… przez decyzję poprzedniego trenera reprezentacji Andrei Anastasiego.

Co jakiś czas pojawia się w polskiej siatkówce akcja pt. "Namawiamy Mariusza Wlazłego do powrotu do kadry". W 2011 roku siatkarz wydał oświadczenie, w którym wyjaśnił, dlaczego nie przyjmuje powołań do kadry. Było to chwilę po tym, jak do Bełchatowa przyjechał Anastasi i rozmawiał z Wlazłym o jego powołaniu. Na rozmowie w hotelu Sport pojawili się wtedy także Daniel Pliński i Michał Winiarski i każdy z nich poinformował, że - przynajmniej na początku sezonu - w kadrze nie zagra. Z tej trójki do reprezentacji wrócił już tylko Winiarski. Plińskim Anastasi już się nigdy nie interesował, ale do rozmów z Wlazłym wrócił. W 2012 roku przed londyńskimi igrzyskami.

O tych "negocjacjach" wiadomo niewiele. Faktem jest jednak, że Anastasi - dziś można z dużą dozą pewności założyć, że na polecenie prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej Mirosława Przedpełskiego i bez chęci pozytywnego załatwienia sprawy - przyjechał do Bełchatowa i spotkał się z Wlazłym. Ani trener, ani siatkarz nie chcieli nigdy o tym spotkaniu mówić. Udało nam się jednak ustalić, że Anastasi wydawał się zainteresowany powołaniem Wlazłego do kadry, a ten chciał do drużyny wrócić. W trakcie spotkania trener i zawodnik umówili się, że za kilka dni sprawa zostanie ostatecznie załatwiona. I… kontakt się urwał. Wreszcie Wlazły wsiadł w samochód i przyjechał do Łodzi, gdzie reprezentacja rozgrywała towarzyski mecz z Australią. I usłyszał, że Anastasi nie jest zainteresowany powołaniem go na igrzyska, bo to mogłoby zepsuć atmosferę w drużynie.

Dziś wielu twierdzi, że to właśnie w tym momencie skończyły się nadzieje biało-czerwonych na sukces w Londynie, bo drużyna chciała powołania Wlazłego, a ostatecznie na igrzyska w roli pierwszego atakującego pojechał nieakceptowany od dawna przez kadrowiczów Zbigniew Bartman. Anastasi dopiero rok później zrozumiał, że Bartman psuje atmosferę w zespole i nie wziął go na Mistrzostwa Europy. Ale wtedy miał już Grzegorza Boćka, dziś świetnego atakującego Zaksy Kędzierzyn-Koźle, który siatkówki uczył się w PGE Skrze od... Wlazłego.

Przez 10 lat spędzonych w bełchatowskim klubie Wlazły przeszedł prawdziwą metamorfozę. Gdy trafił do Bełchatowa widać było, że ma problem, gdy musi powiedzieć kilka słów po meczu do dziennikarzy. To pewnie też był jeden z powodów tego, że Wlazły przez kilka lat właściwie nie udzielał wywiadów i wprowadził do siatkarskiego języka pojęcie "ciszy medialnej". Później jeszcze kilku siatkarzy również odmawiało przez jakiś czas wywiadów, tłumacząc się "ciszą medialną". Przez pierwsze lata Wlazły robił wszystko, by nie istnieć w mediach. Ale to już historia...

Choć nadal zdarza mu się odmawiać wywiadów - ostatnio na Twitterze było głośno, gdy jeden z reporterów "Przeglądu Sportowego" napisał, iż Wlazły nie zgodził się na rozmowę mówiąc, że się nim brzydzi - to zdecydowanie otworzył się na kontakt z kibicami i - być może nieświadomie - z mediami. Podczas autokarowych podróży zdarza się, że sam zachęca użytkowników Twittera, by zadawali mu pytania. Informuje też np. o tym, że zjadł śniadanie, czy że jest niewyspany. A na Facebooku zamieścił zdjęcia np. ze skoku spadochronowego, który przyjaciele zafundowali mu z okazji 30. urodzin.
Ale nie tylko z powodu "ciszy medialnej" Wlazły już przeszedł do historii polskiej siatkówki. Po trzech sezonach Wlazłego w Skrze, Paweł Papke, jeden z najlepszych atakujących w Polsce, powiedział słynne zdanie "Kto ma Wlazłego, ten wygrywa". Przez wiele lat było to aktualne, bo bełchatowski klub rok w rok sięgał po złoty medal mistrzostw Polski, a atakujący był najważniejszą postacią drużyny.

Gdy jednak w 2012 roku bełchatowianie przegrali mistrzostwo Polski na rzecz Asseco Resovii Rzeszów, a z klubu odszedł Bartosz Kurek, ówczesny trener Jacek Nawrocki zaproponował Wlazłemu zmianę pozycji - z atakującego na przyjmującego. Gdyby siatkarz poradził sobie z przyjęciem zagrywki, wówczas Skra byłaby niezwykle mocna w ataku, bo dzięki temu w składzie znalazło się miejsce dla młodego atakującego z Serbii Aleksandara Atanasijevcia, który już wtedy robił niesłychanie szybkie postępy, a dzisiaj jest jednym z najlepszych atakujących na świecie.

Wlazły na zmianę pozycji się zgodził i początkowo wyglądało, że sobie poradzi, bo na Klubowych Mistrzostwach Świata w Katarze bełchatowski zespół spisywał się bardzo dobrze. Ale im dłużej trwał sezon, tym Wlazły grał słabiej. A decydujące mecze w sezonie - z Asseco Resovią Rzeszów w ćwierćfinale - właściwie niemal w całości obejrzał z kwadratu dla rezerwowych.

Po zakończeniu rozgrywek zdecydował, że chce być znowu atakującym. Sytuację ułatwił fakt, że okazało się, iż klub może opuścić Atanasijević, który już wcześniej zapowiedział, że nie interesuje go rywalizacja o miejsce w składzie z Wlazłym, bo chce mieć pewność, iż będzie pierwszym atakującym. Gdy okazało się, że z PGE Skry odszedł Michał Winiarski, a Fabian Drzyzga wybrał ofertę Asseco Resovii, stało się jasne, że bełchatowianie będą musieli postawić obcokrajowców na rozegraniu i przyjęciu, więc stało się jasne, że atakującym będzie Wlazły, a nie Serb.

Powołanie na stanowisko trenera reprezentacji Polski obecnego siatkarza PGE Skry Stephane'a Antigi przez środowisko siatkarskie zostało odebrane jednoznacznie - chodzi o to, by do drużyny wrócił Wlazły. Antiga dyplomatycznie mówi, że chciałby Wlazłego w kadrze, ale po latach swoich występów we francuskiej drużynie wie, że "najważniejsza jest motywacja". Sam Wlazły na razie nie odpowiada na pytania, czy przyjmie powołanie do kadry. Być może będzie zmuszony, bo zarząd PZPS zapowiedział karanie siatkarzy i siatkarek, które nie zgodzą się grać w reprezentacji. Według zapowiedzi szefów związku, możliwe jest nawet odebranie licencji na występy w lidze.

Wiadomo, że sportowo Wlazły na powołanie do reprezentacji zasługuje, bo - choć nie gra już tak jak kiedyś - nadal należy do czołówki polskich atakujących. Akurat na tej pozycji w Polsce jest problem i Antiga bez wątpienia go dostrzega. Na razie Wlazły gra w kratkę - świetnie spisywał się w przedsezonowych sparingach, nieźle w większości meczów ligowych, ale zanotował też dwa bardzo słabe występy - w Radomiu z Czarnymi i w Kędzierzynie-Koźlu z Zaksą. Ale te mecze - jedyne przegrane w tym sezonie przez PGE Skrę - pokazały też, że bełchatowska drużyna jest w dużej mierze uzależniona od formy Wlazłego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki