Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czesław Mozil o życiu i biznesach w Polsce, braku tolerancji i muzyce [WYWIAD]

rozm. Anna Gronczewska
Czesław Mozil urodził się 12 kwietnia 1979  roku w Zabrzu. Jego matka jest Polką, a ojciec Ukraińcem z Lwowa. Miał pięć lat, gdy z rodzicami i rodzeństwem wyjechał do Kopenhagi. W 2007 r. wrócił do Polski. W następnym roku jego zespół Czesław Śpiewa wydał album "Debiut". W ciągu kilku tygodni uzyskał on statut złotej, a potem platynowej płyty, a "Maszynka do ćwierkania" stała się wielkim przebojem. Dziś ma na swym koncie albumy: "Pop", "Czesław Śpiewa Miłosza", a także koncertowe krążki: "Solo Act" i wydany w tym roku "Grać, nie srać". Ma restaurację i markę odzieżową CzesioCiuch. Jest jurorem w programie TVN "X Factor".
Czesław Mozil urodził się 12 kwietnia 1979 roku w Zabrzu. Jego matka jest Polką, a ojciec Ukraińcem z Lwowa. Miał pięć lat, gdy z rodzicami i rodzeństwem wyjechał do Kopenhagi. W 2007 r. wrócił do Polski. W następnym roku jego zespół Czesław Śpiewa wydał album "Debiut". W ciągu kilku tygodni uzyskał on statut złotej, a potem platynowej płyty, a "Maszynka do ćwierkania" stała się wielkim przebojem. Dziś ma na swym koncie albumy: "Pop", "Czesław Śpiewa Miłosza", a także koncertowe krążki: "Solo Act" i wydany w tym roku "Grać, nie srać". Ma restaurację i markę odzieżową CzesioCiuch. Jest jurorem w programie TVN "X Factor". Jakub Pokora/archiwum
Z Czesławem Mozilem, który nazywa się grajkiem, rozmawia Anna Gronczewska.

Przyjeżdża pan do Konstantynowa Łódzkiego. Już w następną sobotę, 30 listopada, usłyszymy i zobaczymy Pana w miejscowym Miejskim Ośrodku Kultury. Czy był Pan już kiedyś w tym miasteczku?

Nigdy nie byłem Konstantynowie Łódzkim. Łódź odwiedzałem za to bardzo często. Będzie więc to mój debiut w tym miasteczku!

Wystąpi pan w cyklu koncertów "Mimo woli", podczas których mieszkańcom mniejszych miejscowości prezentowani są wartościowi, oryginalni i popularni artyści.

Bardzo się z tego cieszę, to miłe. Nie rozróżniam małych, dużych miast. Jestem grajkiem i cieszę się, że mam możliwość jeździć po Polsce, ze swoimi piosenkami, muzykami.

Lubi Pan koncertować?

Uwielbiam! Te koncerty są jak spowiedź. Życie przed i po koncercie jest trudne. Ale półtorej godziny na scenie to najbezpieczniejszy czas. Spędzam go ze swymi przyjaciółmi i spotykam publiczność.

Jak ta publiczność reaguje? Pewnie zawsze chce usłyszeć "Maszynkę do ćwierkania"?

Ależ pewnie. Gram już kilka lat w Polsce. W 2008 roku wydaliśmy płytę, która najlepiej sprzedała się w kraju, graliśmy ekstremalnie wiele koncertów, ale nikt nie rozpoznawał mnie na ulicy. Żartobliwie mówię, że pani na stacji benzynowej krzyczała: Jaki sos?Może była nawet zła, że jej nie słuchałem, tylko oglądałem gazety. Teraz ta sama pani jest miła, śmieje się, bo rozpoznaje pana z telewizji. Prawda jest taka, że gdy nagle wejdę do lokalnej dyskoteki, każdy mnie pozna, ale nie każdy zna moją muzykę. Taki jest los postaci telewizyjnej.

Kiedy zaczynał Pan polski etap kariery, to patrzono na Pana jak na smutnego chłopca z akordeonem. Teraz widzimy inną twarz.

Każdy interpretuje po swojemu. Mam misję. Czy ona się uda, będę wiedział za dwadzieścia lat. Jeżeli mogę być małą kropelką w tym wszystkim, to się cieszę. Wierzę w tę Polskę, która jest tolerancyjna, multikulturowa i otwarta na sąsiadów. Będę więc takim grajkiem, który będzie jeździł po Polsce i moralizował. Na pewno nie chcę mówić ludziom, jak mają myśleć. Chce im tylko uświadomić, że to że jesteśmy różni, mamy różne poglądy to nie znaczy, że nasza retoryka wobec siebie ma być negatywna. Ja naprawdę nie chcę, by ktoś mówił mi, że mój sąsiad jest gorszy niż ja. Tak nie jestem wychowany.

Wspomniał Pan o tolerancyjnej Polsce. To trudny problem...

Tak. Ja na koncercie mówię do ludzi: - Jesteście cudowni i tolerancyjni! Nie mogę zakładać, że ktoś jest negatywnie nastawiony, jest homofobem, rasistą. Oczekuje od ludzi tego, co najlepsze. Może to naiwne, ale wtedy lepiej przejść przez życie.

Może Pan patrzy inaczej na świat, bo został wychowany w Danii, w innych warunkach?

Na pewno to ma znaczenie. Jestem z wykształcenia nauczycielem muzyki. Nie wyobrażam sobie, bym pracował w polskiej szkole. Teraz jest mi dobrze, nie mogę narzekać. Rozumiem, że niektórym żyje się ciężko, nie mogą dostać kredytu, brakuje im pieniędzy. Są rodziny, które nie mają na chleb. Ja kiedyś też narzekałem, byłem hejterem. Skończyło się to, gdy sam się przebiłem. Nie akceptuję marudzenia bez akcji. Trzeba coś robić. Jeśli nie jesteś zadowolony ze swojej sytuacji, próbuj to zmienić.

Nie boi się Pan mówić, co myśli. Chwali Pan disco polo, a więc muzykę, którą oficjalnie wszyscy gardzą. Skąd ta odwaga?

Gdybym nie znał siebie, nie znał swoich gustów muzycznych, to może bałbym się powiedzieć, że lubię disco polo, bo to obciachowe. To przecież muzyka, która jest specyficznym, niszowym nurtem, ale jest stworzona do zabawy. Nawet, jeśli jest to muzyka kiczowata, to w bardzo wielu piosenkach disco polo jest mnóstwo emocji. Te piosenki są czasem wykonywane przez niewykształconych muzyków, ale nie można odbierać prawdy, którą te piosenki niosą. Ja podziwiam ludzi, którzy są konsekwentni w tym, co robią. Tak więc to, co mówię, nie jest odważne. Lubię też heavy metal, muzykę poważną. Kiedyś mówiłem, że nie lubię białego reggae. Ale nawet taki Kamil Bednarek jest tak muzycznie szczery, że mnie fascynuje. Bardzo nie lubię tej Polski, którą czasami spotykam. Jest tą Polską, w której nie można się przyznać do swoich błędów. Są w kraju ludzie, którzy są przekonani, że gdy nie przyznają się do błędu, porażki to wyjdzie im to na dobre. To jak z polonistkami, które nie chcą się przyznać do tego, że nie rozumieją poezji Miłosza.

Zamiast powiedzieć dzieciom: - Dziś będziemy rozmawiać o Miłoszu, ale nie będziemy starali się go zrozumieć, a poczuć jego poezję. A one nie powiedzą tak, bo boją się stracić autorytet u dzieci. Występuję rano w radiu Eska Rock razem z Kubą Wojewódzkim, ale nie po to, by się wymądrzać. Reprezentuje tę część Polski, która była długo za granicą i nie zna miejscowym realiów. Nie znam kultowych polskich komedii. Nie widziałem "Misia", "Kilera". Uwielbiam młodszego i starszego Stuhra, ale "Seksmisja" mnie nie bawi. Próbuję pokazać, że jestem obywatelem Polski. Czuję się bardzo polski. Choć wiem, że zawsze będę miał akcent, a z mojej ekspresji wynika, że czasem nie wysławiam się dobrze, mimo że moja matka była polonistką. Jestem dumny z bycia obywatelem Polski. Jestem nawet patriotą, kocham Polskę. Strasznie mi przykro, że mam poczucie, że próbuje się nas dzielić.

Nie uważam się za odważnego... Na pewno wiem, że gdy powie się, że lubi się alkohol, to jest się pijakiem. Gdy przyznam się, że uwielbiam kobiety, a teraz jestem singlem, to jestem automatycznie dziwkarzem. A gdy na scenie pije wodę, to na pewno mnie suszy...

Rodzice nie pukali się w głowę, że chce Pan rzucić Danię i wrócić do Polski?

Ojciec się trochę pukał w głowę. Pytał się, co ja będę tam robił. Ja jednak stwierdziłem, że muszę zamieszkać w Polsce. Myślałem, że może będę grał kilka koncertów miesięcznie i wracał do Danii, by zbierać truskawki latem, by sobie dorabiać. Tak się nie stało, przebiłem się ze swoją muzyką. Powiem tak bezczelnie, że czuję się potrzebny w tym polskim show-biznesie, bo on jest cholernie nudny. My próbowaliśmy stworzyć Hollywood z tej Warszawy. Ale ona tym Hollywoodem się stała. Chyba nie jest szczytem kariery zrobić sobie okładkę w "Vivie" ze swoją ukochaną i dziećmi. Bo to nie może być szczyt kariery. Ja mam inne aspiracje!

Pan przyjechał z akordeonem, swoją muzyką i odświeżył ten polski show-biznes...

Mam nadzieję. Jestem pracoholikiem, lubię to, co robię i czuję się szczęśliwy.

Pan jest człowiekiem orkiestrą. Zajmuje się nie tylko muzyką. Stworzył pan markę odzieżową dla dzieci CzesioCiuch, prowadzi restauracje. Jak to wszystko pogodzić?

To jest takie absurdalne, ale ludzie myślą, że człowiekowi odbiło, bo stworzył markę odzieżową. Ale dziesięć lat temu nikt się nie dziwił, gdy otworzyłem knajpę w Kopenhadze. Ja muszę mieć coś więcej niż muzyka. Gdy skończy się piętnaście minut sławy, to ja bym chciał pojechać w trasę, zapłacić swoim muzykom, akustykowi, kierowcy, nawet gdy przyjdzie 100 osób na koncert. To takie moje marzenie. A jeśli chodzi o tę markę odzieżową, to mam szczęście do ludzi. Moja przyjaciółka Dorota Zielińska jest stylistką i projektantką. Dzięki niej to istnieje.

Skąd ta odzież dziecięca?

Pracowałem w przedszkolu przed studiami muzycznymi. Mój drugi kierunek, który studiowałem, to elementarna, muzyczna pedagogika dla dzieci od 0 do 6 lat. Gdy miałem 20 lat, to trzymałem lalkę i prowadziłem warsztaty dla matek. Jestem wujkiem, uwielbiam dzieci. Poza tym nie wierzyłem, że dorośli będą chodzić w ubrankach Czesław Śpiewa.

Kuba Wojewódzki to Pana przyjaciel?

Przyjaciół ma się mało. Kuba jest dla mnie autorytetem i człowiekiem, którego bardzo szanuję. Nie spędzamy razem wieczorów, bo ani on, ani ja nie mamy na to czasu. W Warszawie nie ma czasu na przyjaźń, socjalne życie.

Nowa płyta "Grać, nie srać". Piosenki z niej usłyszą widzowie w Konstantynowie?

Znalazły się na niej utwory ze wszystkich moich płyt. Będzie dobrze!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki