18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Filharmonii Łódzkiej intonują barokowe organy. Jak to się robi? [ZDJĘCIA]

Łukasz Kaczyński
W Filharmonii Łódzkiej trwa proces intonowania barokowych organów, które stanowią połowę niezwykłego na skalę Europy podwójnego instrumentu. Nim ukończone zostaną organy romantyczne, instrument, na jakim grywał m.in. Jan Sebastian Bach, powinien już brzmieć pełną paletą dźwięków i barw.

Tego niełatwego zadania podjął się Andrzej Sutowicz, ceniony organmistrz, jeden z niewielu w Polsce, który od lat jest opiekunem pozostałych najważniejszych organów już istniejących w Łodzi. Towarzyszy mu Krzysztrof Urbaniak, organista, artysta-rezydent FŁ, który dał się już poznać jako ujmujący gawędziarz, potrafiący opowiadać o muzyce z pasją, dzięki której nawet niezintonowane jeszcze organy zdają się już grać.

Dzięki dyrektorowi Filharmonii Łódzkiej, Tomaszowi Bębnowi, udało się namówić Andrzej Sutowicza do szybkiej lekcji intonowania najpotężniejszego ze wszystkich symfonicznych instrumentów. Szybkiej i skrótowej, bowiem nie da się w krótkim czasie przekazać wiedzy zdobywanej latami. Zwłaszcza, że w Polsce nie ma szkoły, która szkoliłaby organmistrzów.

- Dlatego też szkolenie odbywa się przez pracę w warsztacie, gdzie latami zbiera się wiedzę i doświadczenie - przyznaje Andrzej Sutowicz. - Ja od dziecka kształciłem się muzycznie. Najpierw grałem na skrzypcach, potem dodatkowo na fortepianie. Poszedłem także do technikum budowy fortepianów, a potem rozpocząłem pracę w firmie organmistrzowskiej. Po około pięciu latach zdobyłem dyplom czeladniczy, a tylko niektóre izby rzemieślnicze w Polsce mają komisje egzaminacyjne, które taki dokument mogą wydać. Po następnych kilku latach zdobyłem tytuł mistrzowski.

Najmniejsze piszczałki organowe, te kilkunastocentymetrowe, unieść można w dwóch palcach - największe mają po pięć, nawet sześć metrów. Zaczynają się na podeście, a kończą pod sufitem sali. To w zależności od ich liczby możliwe jest różnicowanie brzmienia instrumentu. Połyskujące srebrnym blaskiem organy barokowe Filharmonii Łódzkiej (znajdują się po lewej stronie ściany sali koncertowej) już stroją. Teraz przyszedł czas na ich intonowanie.

- Organy stroi się nożycami. Po prostu przycinamy piszczałkę odpowiednio po okręgu. Jeśli chcemy zrobić to dużo dokładniej, używamy narzędzia, które potocznie można nazwać temperówką, bo zasada jego działania jest taka sama - tłumaczy Andrzej Sutowicz.

Na koniec używa się tak zwanego korektularza. To metalowy, zakończony kolistym grotem wskaźnik, którym odkształca się końcówkę piszczałki. - Albo się delikatnie zagina do środka, albo odgina na zewnątrz - tłumaczy organmistrz.

Tych korektularzy jest bez liku, w zależności od wielkości organów.

Piszczałki różnią się nie tylko wielkością, ale też materiałem. Są piszczałki metalowe otwarte, przez co brzmią inaczej niż metalowe kryte. Są też metalowe półkryte, drewniane otwarte. Intonacja, kolejna po strojeniu czynność, pozwoli określić np. głośność piszczałki. - Robi się to w sposób dla mnie bardzo prosty - mówi Sutowicz. - Po prostu zamykamy piszczałce dopływ powietrza. Zaklepujemy ją. Z kolei innym narzędziem "dentystycznym" zwiększamy ten dopływ.

Zabiegów przy intonacji jest sporo. Tę samą piszczałkę organów można intonować co najmniej na pięćdziesiąt różnych sposobów.

Serce piszczałki określa się mianem kerna. Wysokość jego położenia w stosunku do szczeliny powoduje istotną różnicę w brzmieniu. Odpowiednią prowadnicą można kerno podbić na dół lub do góry. - Można też zrobić nacięcia na kernie, albo ich nie zrobić. Także wysokość tych nacięć jest bardzo istotna - podkreśla Andrzej Sutowicz.

Do czego innego służy natomiast cyrkiel redukcyjny, którym można złapać pewną średnią oraz ustawić wysokość i głębokość cięcia, by potem powielać je równo na pozostałych piszczałkach. Chociaż nie zawsze praca ta przebiega liniowo.

Inaczej jest bowiem w przypadku piszczałki mierzącej kilka metrów. Tu potrzeba już kilku ludzi, którzy pomogą ją wystawić i przytkać. Podczas intonacji cały czas przy klawiaturze musi siedzieć muzyk i przekazać organmistrzowi pewne informacje. - Trochę głośniej, trochę ciszej, ostrzej, słabiej, ciupinkę, odrobinkę. Mamy swoje adekwatne do zadania słownictwo - mówi Sutowicz, który w swej pracy zajmuje się głównie instrumentami zabytkowymi.

- Z warsztatu przyjeżdżamy do czegoś, co jest w stanie niemal agonalnym i po kilku miesiącach pracy dopiero zaczyna dobrze brzmieć. To daje wiele satysfakcji. Strojenia i intonowania organowego kolosa można się podjąć tylko, gdy dookoła panuje absolutna cisza, a więc w nocy. Dlatego wszystkich przechadzających się późną porą obok Filharmonii Łódzkiej, prosimy o nie hałasowanie i trzymanie kciuków za podwójne łódzkie organy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki