Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkanki Aleksandrowa boją się nożownika. Kolejna miejska legenda?

Matylda Witkowska
Czy tajemniczy mężczyzna z nożem rzeczywiście istnieje? Zdaniem policji to typowa legenda miejska
Czy tajemniczy mężczyzna z nożem rzeczywiście istnieje? Zdaniem policji to typowa legenda miejska 123RF
Wśród mieszkańców Aleksandrowa krąży plotka o tajemniczym nożowniku, który po zmroku morduje kobiety. Policja zapewnia, że nic się nie dzieje, ale ludzie wiedzą swoje...

Niedawno nieznany mężczyzna zaatakował nożem mieszkankę Aleksandrowa Łódzkiego. Potem wytarł nóż i poszedł szukać kolejnych ofiar. Ich liczba z każdym dniem rośnie: dwie kobiety zginęły w parku, dwie kolejne walczą ożycie. Policja milczy, by nie siać paniki...

Taki obraz rzeczywistości mają od kilku dni w głowie mieszkańcy Aleksandrowa. Pani Joanna ze sklepu spożywczego w centrum usłyszała od wzburzonego klienta. - Podobno zaatakował nożem kobietę, idącą przez park Kościuszki do Tesco. - Kobiecie udało się uciec, schowała się do samochodu z nabiałem - relacjonuje.

Każdego dnia klienci przynosili do spożywczaka kolejne wieści.

- Słyszałam, że zaatakował też na Daszyńskiego. A w parku przy Stawie Jana zabił młodą dziewczynę - mówi ekspedientka. - Nie wiem, czy to prawda, ale się boję. Wieczorem zwykle zagląda do mnie ktoś z rodziny. Miałam już raz napad w sklepie, klient zerwał mi łańcuszek. Nie chcę ryzykować.

Pan Andrzej informacje o nożowniku też zdobywa podczas zakupów. Też słyszał o samochodzie dostawczym. - Ale podobno kobieta od kilku dni leży ciężko ranna w szpitalu - mówi.

Według jednej z wersji ofiarą jest ekspedientka z mięsnego w centrum miasta. Po ataku nożownika od kilku dni rzeczywiście jest na zwolnieniu. - Dostała w głowę, upadła i ma podbite oczy. Nie widziała napastnika - informuje jej zastępczyni.

Pani Paulina, ekspedientka z centrum miasta, informacje o nożowniku czerpie od znajomych, z internetowych forów i z Facebooka. - Nie ma co pytać ludzi, tam jest wszystko napisane - podkreśla. Dowiedziała się, że są już dwie ofiary śmiertelne, dwie kolejne ciężko ranne. - Nie wierzę we wszystko, ale ziarno prawdy musi w tym być. Dlatego trochę się boję - mówi.

Miasto znalazło też nożownika: to jeden z lokalnych opryszków. Mężczyzna jest dobrze zbudowany, znak szczególny to tatuaże na przedramionach.

- Podczas napadów tłumaczy kobietom, że bardzo pragnie wrócić do więzienia. Ma tam do załatwienia pewną sprawę. Atakuje nożem, by złamać prawo i dostać wyrok - usłyszał pan Andrzej.

Histeria wyszła już poza Aleksandrów. Do jednego z zakładów fryzjerskich w miasteczku zadzwoniła klientka z Łodzi. Zażądała terminu porannego, bo wieczorem z powodu ataków bała się przyjeżdżać.

Do biura prasowego łódzkiej policji z pytaniem o nożownika dzwoniło już kilkunastu dziennikarzy. Komisarz Adam Kolasa cierpliwie dementuje te rewelacje. - Nie ma i nie było żadnego nożownika z Aleksandrowa. Owszem, był incydent z nożem, ale wyglądał zupełnie inaczej - mówi.

Niewiele mówi też oficjalny komunikat. "Policjanci z Komisariatu w Aleksandrowie Łódzkim aktualnie pracują nad jednym jedynym zgłoszonym przypadkiem usiłowania rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Zatrzymanie sprawcy tego przestępstwa jest sprawą priorytetową dla lokalnej policji" - pisze Lilianna Garczyńska, rzeczniczka policji w Zgierzu.

Przy okazji dementuje informacje o ataku nożownika w weekend. "Idący chodnikiem nietrzeźwy mężczyzna przewrócił się na ziemię i niefortunnie zranił noszonym w ubraniu scyzorykiem". - Był też przypadek kobiety, która została przewrócona. Jednak nie można tych zdarzeń łączyć - podkreśla Garczyńska.

Komisarz Adam Kolasa zauważa, że podobne plotki policja dementuje regularnie. Kilka lat temu po Łodzi zaczęły krążyć plotki o dzieciach, porywanych w Manufakturze. Potem była seria doniesień o kobietach, którym na dyskotekach podawano tabletki gwałtu.

- Dziewczyny budziły się ponoć rano w wannie wypełnionej lodem i kartką z napisem "Idź do lekarza. Nie masz jednej nerki". Sprawdzaliśmy wszystko, żadne z tych doniesień się nie potwierdzało - mówi Kolasa.
Ale nie tylko mieszkańcy regionu mają wyobraźnię. Już w 1986 roku badacz amerykańskiego folkloru Richard Dorson stworzył pojęcie legendy miejskiej. Nazwał tak historie, które nigdy się nie zdarzyły, ale opowiadane są, jakby były prawdziwe.

Mark Barber w wydanej także w Polsce książce "Legendy miejskie" uważa je za element współczesnego folkloru, który bazuje na charakterystycznych dla danego okresu lękach. W przeciwieństwie do tradycyjnych legend, miejskie opowieści przekazywane nie tylko w sposób ustny, ale także za pośrednictwem nowoczesnych środków takich jak faks, mejl czy fora internetowe. Legend miejskich nie opowiadają świadkowie. Zawsze dotyczą sąsiada, kuzyna czy znajomego.

Barber wyodrębnił aż 11 typów legend, w tym legendy samochodowe (pamiętacie stojącą przed szkołami czarną wołgę z zasłonkami w oknach?), legendy medyczne, opowieści z dreszczykiem i opowieści z krypty, kulinaria (np. myszy w coca-coli) czy legendy o katastrofach. W amerykańskiej wersji dotyczą np. przepowiedzianego przez Nostradamusa ataku na World Trade Center, w polskiej - Smoleńska.

Klasycznym przykładem legendy miejskiej są opowieści o autostopowiczu. Rodzina z dziećmi albo samotna kobieta bierze do auta stojącego na poboczu mężczyznę. Gdy ruszają, okazuje się, że to morderca, który urządza w aucie krwawą jatkę. Inna wersja to autostopowicz widmo. Mężczyzna bierze do auta stojącą przy drodze kobiecą postać i proponuje podwiezienie do domu. Gdy dojeżdżają na miejsce, okazuje się, że na tylnym siedzeniu nie ma nikogo, a wskazana osoba od dawna nie żyje…

Ostatnio legenda samochodowa pojawiła się w Łęczycy. Podobno jest prawdziwa. Jedna z przedstawicielek handlowych wracała późnym wieczorem z pracy. Na poboczu zauważyła elegancko ubranego mężczyznę z teczką. Choć nigdy nie brała autostopowiczów, zrobiła wyjątek. W samochodzie mężczyzna dziwnie jej się przyglądał… W końcu powiedział "Jak pięknie by pani wyglądała w trumnie".

Dziewczyna nie spanikowała. Zatrzymała się i zblefowała, że na coś wjechała. Poprosiła, by mężczyzna sprawdził, co się dzieje. Gdy tylko wysiadł, uciekła. W samochodzie została czarna teczka. Dziewczyna, myśląc, że są w niej ważne dokumenty, pojechała na najbliższy posterunek policji. Tam komisyjnie otworzono teczkę… Była w niej tylko piła i ciężki łom.

A jako to było w Aleksandrowie? Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, prawdopodobnie początek plotki był taki: w czwartek, 26 listopada, tuż po czwartej nad ranem, 33-letnia kobieta szła placem Kościuszki do pracy na poranną zmianę. Zaczepił ją mężczyzna i poprosił o papierosy. Kobieta nie miała. Wtedy mężczyzna wyjął nóż... Ale, jak podkreślają policjanci, nawet jej nożem nie dotknął. Kobieta zaczęła krzyczeć, usłyszeli ją ludzie na przystanku, mężczyzna uciekł. Policja zakwalifikowała wstępnie czyn jako usiłowanie rozboju. Ale - według policji - kobieta ponoć w kolejnych zeznaniach zmieniała nieco szczegóły opowieści. Więc tak do końca to wciąż nic nie wiadomo...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki