Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogotowie ratunkowe jechało prawie godzinę. Pacjent nie żyje

Jaroslaw Kosmatka
Jaroslaw Kosmatka
Do poszkodowanego mężczyzny przyjechał zespół podstawowy P12. Ratownicy mogli wykonać tylko podstawowe badania
Do poszkodowanego mężczyzny przyjechał zespół podstawowy P12. Ratownicy mogli wykonać tylko podstawowe badania Arkadiusz Dembinski / Polskapresse
Do pacjenta została wysłana karetka 30 minut po wezwaniu. Pacjent po przewiezieniu do szpitala nie odzyskał już przytomności i zmarł. W łódzkim pogotowiu ratunkowym wszczęto postępowanie wyjaśniające i zawieszono dyspozytorów, którzy kontaktowali się ze zgłaszającymi.

Czwartek przed godz. 17. W sklepie rowerowym przy ul. Czarnkowskiej na łódzkich Bałutach osunął się na podłogę Zbigniew G. Jego koledzy zaniepokoili się, gdy zobaczyli, że lewa noga mężczyzny drży. Byli przekonani, że jest to efekt przebytego w kwietniu zabiegu zespolenia kości udowej.

Gdy przez kilkadziesiąt minut objawy nie ustąpiły, pracownicy sklepu powiadomili rodzinę 60-letniego mężczyzny. Jego zięć, Piotr Rabęcki, kilka minut później był już na miejscu. Chwilę później zadzwonił na numer alarmowy 112 po pomoc.

Mężczyzna powiedział dyspozytorowi pogotowia, że teść jest przytomny, ale ma dziwne drgawki.

- Pierwsze zgłoszenie telefoniczne zarejestrowano o godz. 17.50. Powodem wezwania był ból nogi lewej, skurcze. Dyspozytor otrzymał informację, że w kwietniu tego roku pacjent był operowany z powodu złamania kości udowej. W dniu zgłoszenia wizyty zsunął się z krzesła - mówi Danuta Szymczykiewicz, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi.

Dyspozytor zakwalifikował to zgłoszenie, zgodnie z wywiadem, jako uraz. Podjął też decyzję o wysłaniu karetki z zespołem ratowników.

- Denerwowaliśmy się, że karetka nie przyjeżdża. Stan taty pogarszał się. Zaczynał mieć problemy z oddychaniem. Krztusił się i traciliśmy z nim kontakt - mówi Piotr Rabęcki.

O godz. 18.07 mężczyźni dzwonią ponownie po pogotowie. Informują o pogorszonym stanie 60-latka. Sugerują, że może to być wylew lub udar.

- Dyspozytor otrzymał informację o pogorszeniu stanu zdrowia chorego. W trakcie rozmowy poprosił raz jeszcze o dokładny opis stanu zdrowia chorego. Poinformował dzwoniącego o braku wolnych karetek. Podjął starania o przyspieszenie realizowanych już przez WSRM wizyt - mówi Danuta Szymczykiewicz.

- Chwilę po tej rozmowie tata stracił przytomność. Cały drżał. Ułożyliśmy go już wcześniej w pozycji bocznej. Byliśmy bezradni czekając na pogotowie - mówi pan Piotr.

O godz. 18.18 mężczyźni obecni w sklepie dzwonią po raz kolejny na pogotowie.

- Powiedzieliśmy, że chory przestaje oddychać, że zaraz zejdzie - mówi Wojciech Matuszkiewicz, szef pana Zbigniewa.

Reakcja dyspozytora bardzo ich zaskoczyła. Miał on odburknąć, że "jak będzie wolna karetka to przyjedzie" i... rozłączył się.

Pierwsza wolna karetka wyjechała o godz. 18.20 ze szpitala WAM po zakończonej poprzedniej realizacji. Ratownicy dojechali do poszkodowanego po 10 minutach.

- Nie rozumiem, czemu nie jechali choćby "na sygnale" - mówi pan Piotr.

Na miejscu ratownicy podali 60-latkowi lek dożylnie, po którym niemal natychmiast ustały drgawki. Przed włożeniem noszy do karetki zmierzono mu jeszcze tylko ciśnienie. Mężczyzna był nieprzytomny. Został zabrany do szpitala WAM. Tutaj po wstępnej diagnostyce trafił od razu na oddział neurochirurgiczny. Niestety w poniedziałek rano zmarł, nie odzyskawszy wcześniej przytomności.

- Wstępne wyniki sekcji zwłok, które nam podano, mówią, że bezpośrednią przyczyną zgonu była niewydolność krążeniowa - mówi pan Piotr. - Szczegóły możemy poznać nawet za kilka miesięcy. Nie wiem, czy tata żył jeszcze długo, bo znaleziono w jego głowie guzy. Jednak myślę, że przynajmniej miałby szansę, którą ktoś przez zaniedbanie mu odebrał.

- W mojej ocenie, trudności związane z realizacją tej wizyty przez naszą jednostkę, nie miały wpływu na dalszy przebieg choroby pacjenta - mówi dr Janusz Morawski, Dyrektor ds. Medycznych WSRM. - Całą sprawę pragnę wyjaśnić jak najdokładniej. Rozpoczęliśmy już postępowanie wyjaśniające. Jeśli stwierdzone zostaną jakiekolwiek nieprawidłowości, wyciągnę natychmiast odpowiednie konsekwencje dyscyplinarne. Na czas postępowania zawiesiłem w czynnościach wszystkich dyspozytorów, którzy zajmowali się realizacją tej wizyty.

- W mojej ocenie, trudności związane z realizacją tej wizyty przez naszą jednostkę, nie miały wpływu na dalszy przebieg choroby pacjenta - mówi dr Janusz Morawski

Udało nam się ustalić, że ostatni dyspozytor, który rozmawiał ze zgłaszającym to ten sam mężczyzna, który kilka miesięcy wcześniej obsługiwał w Skierniewicach wyjazd karetki do 2,5-letniej Dominiki. Dziewczynka po przewiezieniu do szpitala również zmarła. Wówczas specjalna komisja nie doszukała się jego winy i nie został zwolniony z pracy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki