- W tej sprawie złożyłem pozew w Sądzie Okręgowym w Łodzi oraz wysłałem do pana Rutkowskiego wezwanie do zapłaty - powiedział adwokat Zbigniew Wędzina, który reprezentuje Andrzeja Jaroszewicza.
Z relacji prawnika wynika, że syn premiera Piotra Jaroszewicza został brutalnie potraktowany przez ludzi Rutkowskiego i stracił reputację w swoim środowisku, co na kilka lat popsuło jego interesy. Dopiero niedawno zaczął je odbudowywać i założył firmę.
Były rajdowiec i jego pełnomocnik mają mocne karty w ręku w postaci wyroków Sądu Rejonowego i Sądu Okręgowego w Łodzi, które uniewinniły Andrzeja Jaroszewicza od zarzutów prokuratorskich, co oznacza, że akcja Krzysztofa Rutkowskiego i jego ludzi mogła być niepotrzebna.
Znany właściciel biura detektywistycznego nie ma sobie nic do zarzucenia i nie zamierza wypłacić 500 tys. zł.
- Nie zapłacę tych pieniędzy i zdam się na decyzję sądu - powiedział Krzysztof Rutkowski. - Pan Jaroszewicz miał kłopoty nie przeze mnie, lecz przez policję i prokuraturę, które go zatrzymały i przez sąd, który go aresztował, co oznacza, że były podstawy do jego ujęcia. Ja i moi ludzie dokonaliśmy jedynie tzw. zatrzymania obywatelskiego w reakcji na informacje, że przyjął korzyści materialne.
Do słynnej akcji doszło 8 sierpnia 2005 roku. W ogródku gastronomicznym w Łodzi przy ulicy Piotrkowskiej przed restauracją Esplanada.
- Uzbrojeni ludzie z biura detektywistycznego Krzysztofa Rutkowskiego wpadli do ogródka, rzucili granaty hukowe, krzyknęli "gleba!". Następnie przewrócili mnie na ziemię, tak że zostałem poturbowany - mówił nam Andrzej Jaroszewicz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?