18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Wiśniewski: Rewolucje są czasem w moim życiu nieuniknione [WYWIAD]

rozm. Anna Gronczewska
Kiedyś "czerwony klaun", dziś mówią o nim przystojniak
Kiedyś "czerwony klaun", dziś mówią o nim przystojniak Radosław Nawrocki/FORUM
Kiedyś nazywany "czerwonym klaunem", teraz zaczyna nowe życie. Michał Wiśniewski zmienił kolor włosów i sposób patrzenia na świat, ale nadal chce grać z Ich Troje.

Wydał Pan niedawno nową płytę "La Revolucion". Oznacza nowe życie muzyczne Michała Wiśniewskiego?
Nie do końca nowe życie. Ta płyta jest kontynuacją tego, co robiłem zawsze. To tylko kolejna odsłona. Promuje ją utwór "Piosenka jak pocałunek".

I ten utwór, zdaniem wielu osób, nawiązuje do największych przebojów Ich Troje...
Mam nadzieję, że nie oduczyłem się tego, że robię coś dla ludzi. Jeżeli oni czerpią z tego radość, to bardzo dobrze. Nie ma przecież żadnej recepty na przebój, na sukces. Oprócz tego, że trzeba pracować. Jeśli okazuje się, że z tej pracy wychodzi coś fajnego to dobrze.

Teledysk do tej piosenki ma na YouTube blisko 800 tysięcy wejść. Chyba niezły wynik?
Cieszyłbym się, gdyby nawet dwie osoby obejrzały ten teledysk. Myślę, że warto zobaczyć w nim Izę Trojanowską i cudownego Witka Dębickiego w sentymentalnej podróży do Paryża. Wprawdzie to aktorzy, ale na miejscu znaleźliśmy trzy pary Polaków. Jedną wyjątkową, która z okazji rocznicy ślubu, bodajże dwudziestej, przyjechała do stolicy Francji. Paryż to takie miasto miłości.

Nowa płyta nosi tytuł "La Revolucion". W Pana życiu też zaszła rewolucja.
W moim życiu od czasu do czasu rewolucje są nieuniknione. Tym razem było to pożegnanie się z pewnym etapem mojego życia. I to nie jest rewolucja muzyczna. W dalszym ciągu idę swoją drogą. Nastąpiła rewolucja wizerunkowa. Przez ostatnie trzynaście lat różnie byłem nazywany. Na przykład "czerwonym klaunem". Ten powrót z czerwonego do normalności jest w moim życiu wyjątkowo ważną rewolucją. Z drugiej strony, w międzyczasie nagrałem płytę z piosenką poetycką i na pewno będę kontynuował tę przygodę, bo jest dla mnie bardzo ważne. Nagrałem też płytę popową. To, co powstało w Łodzi w 1996 roku, musi być kontynuowane.

O zmianie Pana fryzury, koloru włosów dużo się mówi. Dla wielu osób to był szok. Niektóre panie twierdzą, że po zmianie wizerunku Pan wyprzystojniał...
Bardzo dziękuję, nad tym się nie zastanawiałem. Należę akurat do tego gatunku, któremu na tym najmniej zależy. Więcej mam do powiedzenia głosem niż włosami. Z całym szacunkiem... Nigdy nie chciałem być traktowany przez pryzmat swoich włosów. Ale siłą rzeczy byłem. Na co dzień nikt normalnie czerwonych włosów, w tym odcieniu, nie nosił.

Przez pewien czas były też zielone...
Ze względu na różne kontrakty reklamowe były też inne kolory. Natomiast ja w dalszym ciągu pozostaję sobą i się nie zmieniam. Wydaje mi się, że jestem teraz tylko mniej nerwowy.

Pana nowe piosenki można usłyszeć w internecie. Ale dlaczego nie słyszymy ich w radiu?
Obawiam się, że tam pani moich piosenek nie usłyszy. Samo nazwisko Michał Wiśniewski działa odpychająco. Nigdy nie miałem piosenek w rozgłośniach radiowych i nie będę ich miał. Nie popłaczę się z tego powodu. Internet jest na tyle rozwinięty, że kto chce, to będzie mógł tam posłuchać moich piosenek.

Zapłacił Pan wysoką cenę za popularność?
Nawet bardzo wysoką. To jest wpisane w tę popularność. Nie liczyłem, że coś takiego się wydarzy, staniemy się tak znani. Spełnialiśmy się z Jackiem Łągwą, robiliśmy to, co bardzo lubiliśmy. Sprawiało nam to dużo przyjemności. Nie zakładaliśmy tej popularności. Pobiliśmy jednak kilka rekordów w tym kraju. To równie dobrze mogło się nie udać. Ale znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie.

To, że Pana utworów nie ma dziś w dużych rozgłośniach radiowych to efekt tej wcześniejszej popularności i cena sukcesu?
Nas nigdy nie było słychać w ogólnopolskich stacjach radiowych. Byliśmy za to w lokalnych rozgłośniach. Tak jest i teraz. Ja nigdy nie staram się znaleźć recepty na sukces ani na porażkę. Uważam, że nie powinienem się obrażać, jeśli komuś nie podoba się to, co robiłem. Byłoby to głupotą, nie tylko grzechem.

Ale też były to piękne czasy?
Pewnie! Powiem słowami jednej piosenki Edith Piaf: Niczego nie żałuję! W moim życiu wydarzyło się wiele pięknych rzeczy, wiele niefajnych. Ale nie mam czego żałować. Szanuję tych ludzi, którzy zostali, szanuję tych, którzy odeszli, wyrośli z tej muzyki, nie chcą już jej słuchać. Szanuję ich za to, że byli i dali mi kawałek nieba na ziemi. Nie będę ukrywał, że jestem inspiracją dla moich młodszych kolegów z domu dziecka. Pokazuję, że może się udać. Trzeba tylko robić to, w co głęboko się wierzy. Udało mi się przezwyciężyć bardzo trudne chwilę. I choćby dlatego wszy-stko, co robiłem, ma takie znaczenie.

Pamięta Pan jeszcze tego chłopaka z Łodzi, który razem z Jackiem Łągwą prowadził klub karaoke?
No tak. Najpierw w Teatrze Muzycznym, a potem w "World Street"....

Odwiedza Pan jeszcze swoją rodzinną Łódź?
Rzadko. Mieszkam pod Warszawą. Mimo że jest autostrada, to do Łodzi mam daleko. Nie ma też specjalnego powodu, by odwiedzać rodzinne miasto. Widzę, że w Łodzi panuje tendencja wyjazdowa, a nie przyjazdowa. Czasem zabieram dzieci, żonę i jedziemy do Łodzi. Wtedy odwiedzam bliskie mi miejsca. Ulicę Płatowcową na Złotnie. Zawsze jestem na ul. Obrońców Stalingradu, czyli obecnej Legionów. Patrzę na kamienicę pod numerem 39. Niestety, już w niej nikt nie mieszka. Jadę na Dąbrowę. Jadę do tych miejsc, w których mieszkałem. Ale odwiedzam też park Śledzia. Pokazuję dzieciom, gdzie tatuś jeździł na sankach. Jest też kilka takich sentymentalnych dla mnie miejsc, których już nie ma.

Na przykład?
Jak chociażby bar pani Barszczyńskiej przy ul. Zachodniej, gdzie na ceracie można było dostać prawdziwego kotleta mielonego z ziemniakami, a do tego wypić ze szklanki kompot. To takie rzeczy, o których moje dzieci nie mają zielonego pojęcia. Ale ja im o tym będę opowiadał. To piękna część historii tego chłopca, który wychował się w Łodzi. Zawsze pokażę im Szkołę Podstawową nr 136 przy ul. Ogrodowej, do której chodziłem. I okna mieszkania dziewczyny, w której się zakochałem i chciałem do niej dotrzeć. Jednak bezskutecznie... Każdy z nas ma bliskie miejsca, do których wraca, wspomina je.

Ich Troje to dla Pana już zamknięty rozdział?
Mam nadzieję, że jeszcze nie. Za dwa lata będziemy obchodzić dwudziestolecie. Mam nadzieję, że Jacek coś przygotuje na to wydarzenie. To człowiek, który napisał całe mnóstwo przebojów. Nawet człowiek niesłuchający naszej muzyki jest w stanie przytoczyć kilka naszych piosenek, a znanych, szanowanych artystów pewnie ani jednej...

Z wami było jak z disco polo. Nikt niby nie słuchał, a wszyscy znali wasze piosenki...
Mam w środowisku disco polo wielu znajomych. To są często ludzie wywodzący się z wesel. A wesele jest najtrudniejszą ze sztuk. Gość musi być zadowolony, ma się bawić. Trzeba wytrzymać z tymi, którzy wypili za dużo, śpiewać do końca. Jacek grał kiedyś na weselach. Szanuję go za to, że zawsze znajdzie kontakt z publicznością. A nauczyło go tego granie na weselach. Mam nadzieję, że nikt nie poczuje się urażony. To, że moim przyjacielem jest Michał Urbaniak nie zmienia sytuacji, że takim samym przyjacielem jest Marcin Miller. Po prostu grają zupełnie inną muzykę, a każda ma fanów, jest na różne okazje. Gdyby mnie było na to stać, to tańczyłbym z Billem Cosby i słuchał bardzo dobrego bluesa. Natomiast wychodzę z założenia, że nie zawsze musimy jeść wisienkę z tortu. Czasami mamy po prostu ochotę na hamburgera. To nie znaczy, że nie jesteśmy w dalszym ciągu tymi samymi ludźmi.

Czy spotkanie z Dominiką Tajner było dla Pana wygraniem losu na loterii?
Było... Nie wiem nawet czy to zaszczyt, czy wstyd do tego się przyznać.

Może długo czekał Pan na kobietę, która stworzy Panu prawdziwy dom?
Ja nie jestem łatwym człowiekiem. Nie chciałbym rozstrzygać z czyjej winy poprzednie związki się rozpadały. Mam teraz przy sobie kogoś, kto potrafi ten dom utrzymać, pragnie go i o niego dba. To odrobinę dyplomatycznie powiedziane, ale z drugiej strony bardzo prawdziwie. Dominice się to udaje. I oby wytrzymała ze mną do samego końca mojego albo jej!

W sylwestra będzie Pan pracował czy się bawił?
Będę pracował. Ostatniego sylwestra zagrałem w Łodzi w 2000 roku. Tak więc przez trzynaście lat nie pracowałem w ostatnią noc roku.

Czego Panu życzyć w nowym roku?
By był co najmniej taki jak ten mijający. Abym dalej pracował nas sobą, popełniał coraz mniej błędów. I uczył się na błędach innych, a nie swoich.

Michał Wiśniewski: we wrześniu ubiegłego roku skończył 40 lat. W połowie lat dziewięćdziesiątych razem z Jackiem Łągwą stworzył zespół Ich Troje, który na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku bił rekordy popularności. Jest łodzianinem. Dominika Tajner, córka prezesa Polskiego Związku Narciarskiego, jest jego czwartą żoną.Ma czworo dzieci. Jest miłośnikiem pokera, lotnictwa i sportów samochodowych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki