18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nauczyciel tańca z ŁDK: na karnawałową imprezę wystarczy przyjść, nikt nie będzie się śmiał

rozm. Matylda Witkowska
Ryszard Drobiński, nauczyciel tańca: - Żeby zacząć tańczyć, trzeba się tylko odważyć. To wszystko.
Ryszard Drobiński, nauczyciel tańca: - Żeby zacząć tańczyć, trzeba się tylko odważyć. To wszystko. Grzegorz Gałasiński
Ryszard Drobiński, od 30 lat nauczyciel tańca towarzyskiego w Łódzkim Domu Kultury, opowiada o modzie na taniec.

Zaczyna się karnawał, będzie wiele okazji do tańca. Co zrobić, gdy ktoś ma dwie lewe nogi i boi się iść na taką imprezę?

Wziąć osobę towarzyszącą i po prostu pójść. Odczekać dwa pierwsze tańce, a potem to już nikt nie będzie zwracał na nikogo uwagi.

Karnawał to taki świetny czas, w którym wszyscy się bawią i nie patrzą, czy ktoś umie tańczyć czy nie.

Czyli ludzie przyglądają się parom na parkiecie tylko przez chwilę, potem każdy zajmuje się sobą. 90 procent społeczeństwa słyszy muzykę. Trzeba tylko poruszać się w jej rytm.

A jeśli ktoś jest w tych pozostałych 10 procentach?

To rzeczywiście ma problem, bo na parkiecie może przeszkadzać partnerce i innym, wchodząc im w krok i robiąc ogólne zamieszanie. Tak jak człowiek, który wyjedzie na ulicę bez prawa jazdy. Oczywiście na parkiecie jest bezpieczniej, ale też można kogoś kopnąć i zrobić mu krzywdę, zwłaszcza przy szybszej muzyce. Ale i tak warto próbować. Na imprezie nikt nie będzie się z nas śmiał, jeśli ludzie się na kogoś patrzą, to najwyżej na swoją partnerkę.

A może warto strzelić sobie "jednego" dla kurażu?

To zależy, jaki kto ma organizm. Można próbować. Ale jestem przeciwny. Zwłaszcza po kilku "wspomagaczach" alkohol będzie przeszkadzać w tańcu. Jeśli nie nam, to na pewno partnerce…

A jak poznać, czy mieścimy się w tych 90. procentach słyszących?

Jeśli lubimy muzykę i taniec, to nie mamy się czego obawiać. Ale są też i tacy, którzy unikają takich zabaw. Zwłaszcza panowie uważają, że ruszanie się do muzyki jest głupie. Może boją się śmieszności, ale to jest bez sensu. Mam teraz dużo par dorosłych seniorskich. I widzę, że nawet jeżeli się trafi partner z początku bardzo onieśmielony, który staje w trzecim rzędzie, to po jakimś czasie się otwiera. Bo widzi, że każdy jest zajęty sobą, a ktoś obok wcale nie rusza się lepiej od niego. Miałem wiele takich przypadków, gdy człowiek przekonany, że ma dwie lewe nogi, po kilku miesiącach systematycznej pracy i - bo tylko w "Tańcu z gwiazdami" w ciągu tygodnia można było nauczyć się tańczyć- robił rewelacyjne postępy. Zanim człowiek nauczył się wypowiadać słowem, wyrażał swoje emocje przez ruch. I to wciąż jest w nas.

Zauważył Pan modę na taniec?

Przeżywamy jego renesans. W czasach PRL bawiliśmy się znakomicie, potem z powodu ciężkich czasów nastąpił regres. A teraz ludzie znów zaczynają się bawić. Powstaje coraz więcej klubów tanecznych, restauracje wprowadzają muzykę. Na kursach coraz więcej osób uczy się tańca.

Moda wynikła z popularności "Tańca z gwiazdami"?

Też, ale bardziej ze stylu życia. Ludzie mają czas na taniec. Ta moda nie pojawiła się nagle. W ŁDK już w latach 60. organizowane były kursy tańca.

Jakie tańce są modne?

Największym szlagierem pozostaje salsa, modne jest też tango argentyńskie. Ale na większości parkietów w karnawale tak jak od kilkudziesięciu lat będzie królowała samba dyskotekowa. Do tego raz na jakiś czas pojawi się walc wiedeński, tango albo rock'n'roll.

Co to za taniec ta samba argentyńska?

Trochę stoimy, trochę machamy, ruszamy się do siebie i od siebie, robimy jakieś obroty i przejścia pod ręką. Ludzie tańczą sambę dyskotekową na weselach i zabawach tanecznych, często nie wiedząc nawet, że tak się nazywa. Pasuje do popu i szlagierów disco-polo.

Jak Pan ocenia taki nieprofesjonalny taniec, gdy ktoś się kiwa, ktoś tańczy w kółeczku?

Bardzo pozytywnie. Najważniejsze, by ludzie w ogóle się bawili i tańczyli.

A jak zabrałby się Pan za robienie domówki? Zakładam, że nie mamy pod sobą sąsiadów...

Jeśli nie mamy parkietu, to zwijamy dywan, bo jeśli mamy pięknie wycyklinowany parkiet, to po jednej zabawie w szpilkach, właściciel będzie musiał robić jego renowację. Prywatki są trudne, bo mamy mało miejsca. Wystarczy, że do mieszkania zaprosimy cztery pary to już mamy tłok. Ale jeśli ktoś chce się bawić, to kawałek parkietu zawsze dla siebie i partnerki znajdzie.

Czy łodzianie najbardziej lubią tańczyć?

Lubią. Ale jak wiadomo w Łodzi żyje się ciężko. Żeby wybrać się na rozmowę taneczną, parę groszy trzeba wydać. Nie każdego na to stać, więc grono ludzi tańczących nie jest takie szerokie. Ale Polacy generalnie lubią się bawić. W świecie nie mamy opinii narodu ponuraków. Łódź od zawsze lubiła się bawić. Klubów z muzyką było kiedyś w Łodzi bardzo dużo.

Ilu łodzian ma za sobą kurs tańca?

Sądzę, że niewielki. Salsę niewielu umiało by zatańczyć. Walc angielski jest bardziej popularny, bo starsi ludzie się z nim zetknęli. Kiedyś jego znajomość była wymogiem towarzyskim. Szkoda, że teraz w szkołach nie ma takiego programu.

Co daje nauka tańca?

Poprawia koordynację, pomaga nawet w nauce języków obcych, bo trzeba zapamiętać ruchy, więc ćwiczy się pamięć. Pozwala otworzyć się w stosunku do innego człowieka, uczy dobrych manier. Taniec to jedna z przyjemniejszych form spędzania wolnego czasu.

Na odchudzanie pomaga?

Na pewno, podobnie jak na krążenie. Podczas 1,5 godzinnych zajęć człowiek cały czas jest w ruchu, a obciążenia dla stawów w tańcu rekreacyjnym nie są duże. W niektórych tańcach, takich jak samba, salsa, jive czy pracuje 80 procent naszych mięśni.

Mamy szansę poznać kogoś interesującego?

Często tak się zdarza. Na kurs część osób przychodzi bez partnera i zapoznawanie się dzieje się naturalnie. Panowie proszą panie, ludzie tańczą ze sobą, poznają się i zakochują. Mam kilka takich par, które poznały się na parkiecie, a potem założyły rodzinę. Choć nie jesteśmy biurem matrymonialnym.

W jakim wieku są ludzie na kursach?

Przedział wiekowy jest różny, z przewagą osób w średnim wieku i starszych. Kiedyś było dużo tańczących dzieci, teraz mają internet i inne zajęcia ruchowe. Młodzież woli hip hop lub modern jazz. A starsi nie będą jeździć na rolkach czy desce, a też się chcą się ruszać. I wybierają taniec. Nie każdy lubi chodzić na fitness i patrzeć jak mu licznik spala kalorie. Tańca uczą się też studenci, bo zbliża się ślub i trzeba się przygotować do pierwszego tańca. Wielu z nich zostaje na dłużej.

A jeśli mamy partnera, który nie chce tańczyć? Jak go namówić?

Kobiety mają na to sposoby. Ale zauważyłem, że jeśli panowie już się odważą, to zwykle trudno ich z parkietu wygonić. Gdy się spocą, zobaczą, że wymagająca, ale fajna forma ruchu, to zostają na dłużej. Wśród pań jest większa rotacja.

Jak wygląda dzisiaj Łódź taneczna?

Lokali i klubów tanecznych jest coraz więcej. Ale większość z nich nie gra muzyki, by klient u nich tańczył, tylko żeby przyszedł i przy okazji kupił drinka. Jest oczywiście kilka miejsc, w których odbywają się imprezy taneczne, na przykład w Klubie Kasyno przy ul. Tuwima 34, a w restauracji U Milscha przy ul. Łąkowej 21 organizowane są milongi, na których można tańczyć tango. Ale moim zdaniem w Łodzi brakuje klubu typowo tanecznego, z różnorodną muzyką, w którym nie trzeba by zajmować stolika, tylko przyjść w weekend i potańczyć. Na kursach ludzie uczą się różnych tańców, ale bywają problemy z miejscem, w którym można by je tańczyć. Kiedyś w Łodzi było więcej możliwości. Można było tańczyć choćby w parkach, na przykład na Julianowie. Grał zespół, ludzie przychodzili po pracy, odpocząć tańcząc na świeżym powietrzu. Czy dziś można to sobie w ogóle wyobrazić? A może i dzisiaj by się to udało zorganizować?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki