Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzkie zagłębie tekstylne znów pracuje na pełnych obrotach

Piotr Brzózka
Miesięcznie, pracując na czarno 6 dni w tygodniu, szwaczka zarabia 2,5 tys. zł na rękę
Miesięcznie, pracując na czarno 6 dni w tygodniu, szwaczka zarabia 2,5 tys. zł na rękę fot. Grzegorz Gałasiński
Nie sprawdzają się czarne prognozy, wieszczące zapaść przemysłu lekkiego w regionie łódzkim. Szwaczki znów znajdują pracę, a zakłady tekstylne i odzieżowe łapią kolejne zamówienia.

Zawdzięczają to osłabieniu złotówki, dzięki któremu w Łodzi jak dawniej opłaca się szyć. W ostatniej "Gratce" pracodawcy poszukujący szwaczek zamieścili 47 anonsów. To tyle, ile w czasach wielkiej prosperity w 2005 roku.

- Zimą myślałem, że po 17 latach zwinę interes. Jednak w marcu dwóch stałych odbiorców złożyło zamówienia, z których wcześniej się wycofali - mówi właściciel szwalni na ul. Gdańskiej w Łodzi. Jego garsonki idą do Tuszyna i Rzgowa, podobno jeden z klientów ma na nie kupców również w Czechach. Niestety, trzeba było o 5 procent obniżyć ceny. W związku z tym dwóm pracownicom właściciel szwalni zaproponował powrót do podziemia. Na czarno pracowały u niego do 2007 roku. Potem, gdy sytuacja gospodarcza się poprawiła, dostały stałe umowy. Teraz przy pełnym obłożeniu zarobią w miesiąc ponad 2 tys. zł na rękę, o 300 więcej niż dotąd.

Jesienią ubiegłego roku, po pierwszych zwolnieniach grupowych w łódzkim Próchniku czy Wartateksie z Szadku, ekonomiści przewidywali, że bankructwo może dosięgnąć nawet co trzeciego z ponad 50 tysięcy producentów w regionie. Spadek zamówień w 2009 roku był szacowany na 30 procent. Zwolnienia faktycznie zimą przekroczyły tysiąc osób, jednak na wiosnę powiało optymizmem. Na pomoc niespodziewanie przyszła złotówka, która gwałtownie straciła na wartości.

- Nasze firmy poszukują szwaczek - potwierdza Paweł Frankowski, szef powiatowej rady zatrudnienia w Łodzi z 30-letnim doświadczeniem w branży tekstylnej. - Przedsiębiorcy z regionu łódzkiego mają zamówienia z Francji, Niemiec, Belgii, Holandii, Szwecji, Norwegii. Biznes w Polsce znów jest bardziej opłacalny niż w Chinach i Indiach. A to dzięki drożejącemu dolarowi.

W ubiegłym roku firmy szyjąc w Chinach lub Indiach oszczędzały od 30 do 60 proc. Teraz jednak dolar, w którym rozliczane są transakcje ze Wschodem, zdrożał o 30 proc. Jeśli dodać do tego szybkość transportu i wyższą jakość, nic dziwnego, że coraz więcej firm wybiera polskie szwalnie. Zresztą wyniki firm szyjących w Chinach pokazują, że to dziś zły kierunek. Monnari, Próchnik, Redan (Top Secret), LPP (Reserved, House) - wszystkie te firmy miały milionowe straty w I kwartale 2009 r.

Bogusław Słaby, szef Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Lekkiego "Lewiatan" z Łodzi, mówi: - 70 procent naszej branży to firmy przerobowe, szyjące na zlecenie innych. I to właśnie one korzystają na osłabieniu złotówki. Znam wiele firm, które mają tyle zleceń, że poszukują pracowników, jak choćby Modesta z Ozorkowa czy Warmia z Kętrzyna. A w urzędach pracy jest mnóstwo ofert dla wykwalifikowanych szwaczek - mówi Słaby.
Dane z I połowy 2009 r. Wojewódzki Urząd Pracy będzie miał dopiero w lipcu, można jednak podejrzewać, że nie będą odbiegać od tych za rok 2008. A te pokazują, że sytuacja w branży jest... specyficzna. W ubiegłym roku w rejestrach znalazło się 3355 bezrobotnych szwaczek. Jednocześnie jednak pracodawcy zgłosili dla nich 4384 oferty pracy. - Cechą charakterystyczną tego zawodu jest duża rotacja. Szwaczki są licznie reprezentowane w rejestrach bezrobocia, jednocześnie istnieje duże zapotrzebowanie na ich usługi - mówi Marcin Karolak z WUP.

Zresztą, eksperci branży odzieżowej nie mają złudzeń: faktyczne bezrobocie w tej profesji jest dużo mniejsze.

- Od października pracowałam jeden, dwa dni w tygodniu. Teraz już drugi miesiąc praca idzie pełną parą, a szefowa chce, żebyśmy przychodziły też w sobotę - mówi Jadwiga, jedna z ośmiu kobiet zatrudnionych w łódzkiej szwalni. Niestety, na czarno...

Z danych GUS wynika, że między lutym a marcem produkcja sprzedana przędzy dziewiarskiej wzrosła w Polsce o 70 proc., tkanin syntetycznych - o 21 proc., bawełnianych - o 5 proc. GUS jednak ostrzega, że szefowie firm tekstylnych z pesymizmem patrzą w przyszłość. Mówią o rosnących w magazynach zapasach gotowych wyrobów, trudnościach w regulowaniu zobowiązań, zapowiadają obniżenie cen swoich wyrobów.

- Sytuacja może się drastycznie pogorszyć jesienią - uważa Paweł Frankowski. - Spowolnienie gospodarcze w Niemczech, które są dużym odbiorcą naszych towarów, może osiągnąć w tym roku 6 proc., a w przyszłym roku będzie jeszcze gorsze. Nie wątpię, że Niemcy będą chronić przede wszystkim swój przemysł kosztem naszego.

współpraca Alicja Zboińska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki