Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złote lata garnizonu Łódź

Marcin Bereszczyński
4. Pułk Artylerii Ciężkiej rozlokował się w koszarach przy ul. 6 Sierpnia, Na pierwszym planie haubice 155 mm na dziedzińcu koszarowym
4. Pułk Artylerii Ciężkiej rozlokował się w koszarach przy ul. 6 Sierpnia, Na pierwszym planie haubice 155 mm na dziedzińcu koszarowym fot. archiwum
W okresie międzywojennym stacjonowało w Łodzi blisko 10 tys. żołnierzy. Miasto szybko bogaciło się na współpracy z Garnizonem Łódzkim, ale wojskowi sprawiali też wiele kłopotów. Obecnie w Łodzi wojska prawie nie ma. Łatwiej spotkać oficera, niż zwykłego żołnierza...

Pierwszy łódzki znany strongman to nie Pudzian, a kapral Kazimierz Pytlas z 4. Pułku Artylerii Ciężkiej Garnizonu Łódzkiego z okresu międzywojennego. Jego siła była znana w całym kraju. 10 kwietnia 1926 roku zorganizowano w Łodzi pokaz mocy kaprala. Najpierw pozwijał w pętle stalowe sztaby, później wbijał gwoździe dłonią i powstrzymywał parę artyleryjskich koni przećwiczonych w ciągnięciu armat. To nie wszystko. Na jego klatce piersiowej położono wielkie drzwi o wadze 140 kg, na które weszła 20-osobowa orkiestra i zagrała marsza. Następnie na piersi kaprala ustawiono kamień o wadze 240 kg, który młotami rozbijali koledzy wojaka. Takie dawniej mieliśmy wojsko!

Garnizon Łódzki tworzył się od 1918 roku, ale podwaliny pod jego istnienie kładły Legiony Polskie, które przybyły do Łodzi w 1914 roku. Historię garnizonu otwiera 28. Pułk Piechoty, który później otrzymał miano Strzelców Kaniowskich. Stacjonował w dawnych koszarach carskich Koływańskiego Pułku Piechoty przy obecnym zbiegu ul. 1 Maja i Żeligowskiego. 31. Pułk Strzelców stacjonował w pobliżu, w obiektach pozostawionych przez 27. Jekaterynburski Pułk Strzelecki przy obecnej ul. Legionów. Artyleria lekka ulokowała się przy ul. św. Jerzego. Pozostały po niej rampy kolejowe przy magazynach Społem, gdzie odbywał się wyładunek amunicji. Stąd wzięła się nazwa pobliskiej ul. Artyleryjskiej, zwanej niegdyś Czarną Drogą.

Artyleria ciężka wybrała lokalizację przy ul. 6 Sierpnia. Koszary mieściły się w obecnym Urzędzie Skarbowym Łódź Polesie. Najniższą rangę miał 31. pułk, o który walczył Zgierz. Każde miasto chciało przyciągnąć żołnierzy, bo dzięki nim wzbogacała się ludność cywilna. Zgierz nie doczekał się przenosin tego pułku, ale na bazie 4. Dywizji Samochodowej utworzono tam koszary 10. Batalionu Pancernego.

Garnizon Łódzki bardzo przyczynił się do rozwoju Łodzi. Było wiele firm, których produkcja w całości szła dla potrzeb armii. Zakłady Grabskiego przy ul. Zakątnej (obecna ul. Pogonowskiego) wytworzyła miliony guzików do mundurów, ogromne ilości manierek, pasów i odznaczeń. Słabe lub stare konie, które nie nadawały się do ciągnięcia armat, sprzedawano cywilom za grosze. W gospodarstwach służyły jeszcze długo.

Zarabiali także krawcy i szewcy. W dobrym tonie było, aby "świeży" oficer kupował wszystko nowe. Zarabiały też panienki lekkich obyczajów. Wokół obiektów wojskowych rozsianych po ulicach Polesia kwitły wyszynki, świadczące również usługi wykraczające poza gastronomię. Zamiłowanie wojskowych do panienek było tak duże, że gen. Władysław Langer postanowił zniechęcić podwładnych do erotycznych uciech. Postanowił, że surowo ukarze lekarza, u którego podopiecznych wykrytych zostanie najwięcej chorób wenerycznych. Jeden z młodych lekarzy pułkowych wziął mocno do serca tę instrukcję. Przeprowadził prelekcję uświadamiającą konsekwencje obcowania z kobietami lekkich obyczajów. Po wykładzie liczba zachorowań wenerycznych wśród żołnierzy wzrosła aż o 60 procent.

Walkę ze skłonnościami do prostytutek prowadziła też żandarmeria wojskowa, patrolująca okoliczne knajpy. Doprowadziło to do utyskiwań łodzian na skandaliczne zachowanie wojaków na... cmentarzu przy ul. Ogrodowej, gdzie kryli się żołnierze. Przy okazji kradli z grobów kwiaty dla swoich wybranek, przychodzili tam na schadzki i upijali się.
Dowództwo garnizonu mocno stawiało na higienę i wychowanie. W łódzkich pułkach aż 40 proc. żołnierzy rekrutowało się z mniejszości narodowych, głównie ze Wschodu, skąd pochodziło mnóstwo analfabetów. Dla nich utworzono tzw. uniwersytet żołnierski, gdzie uczyli się czytać. Wielu miało problem z przeczytaniem instrukcji obsługi... karabinu.

Jeszcze ważniejsza była higiena. Znaczna część żołnierzy pierwszy raz w życiu umyła zęby podczas służby. Z raportów pułkowych, które przetrwały wojnę, można przeczytać rozkazy nakazujące regularną kąpiel. Korzystano z dwóch zakładów kąpielowych. Pierwszy przy ul. św. Benedykta 10 (obecna ul. 6 Sierpnia), a drugi przy ul. Konstantynowskiej 82 (obecna ul. Legionów) naprzeciwko hotelu Reymont, który wtedy też był obiektem wojskowym. W raporcie z kwietnia 1928 roku można znaleźć adnotację, że wykąpano 9.801 żołnierzy, a 215 uchylało się od mycia. Aż 155 z nich należało do dywizji samochodowej, ale oni byli w ciągłych rozjazdach, więc mogli myć się w innych miejscach. Za brudasów należy więc uznać wojaków z artylerii ciężkiej, spośród których aż 39 żołnierzy odmówiło mycia.

Armia dbała też o podniebienie wojskowych. W latach 30. żołnierz zjadał rocznie 90 kg mięsa, zaś zwykły polski chłop musiał zadowolić się posiłkami rzędu 9 kg. Racje żywnościowe dowódca zatwierdzał osobiście. Zwykły żołnierz spożywał 3,5 tys. kalorii, a rekrut ponad 4 tys. kalorii. Współcześni dietetycy odradzaliby zapewne takie żywienie, ale wówczas był to luksus. Dziennie żołnierz pochłaniał 800 g chleba, 250 g mięsa, 700 g ziemniaków, 50 g tłuszczu i 350 g jarzyn.

Ważny był też sport. Nie tylko strzelectwo i hippika, ale i lekka atletyka (jedna z dawnych konkurencji to rzut granatem) i piłka nożna. 28. Pułk Strzelców Kaniowskich był nawet wojskowym mistrzem Polski w tej grze. Kto nie ćwiczył, musiał brać udział w nadprogramowych skokach spadochronowych. Skakano z wieży na Zdrowiu, która przetrwała do lat 70. Inne zawody, podobnie jak musztry, odbywały się na pl. Hallera, który niegdyś był pustym placem rozciągającym się aż do torów kolejowych.

Stacjonowanie wojsk w Łodzi przyniosło wiele skandali. Największa afera wiązała się z podrabianiem biletów tramwajowych. W archiwach Sądu Wojskowego jest 14 spraw o dezercję, 10 samowolnych oddaleń, kara za zbyt szybką jazdę samochodem, pobicie przełożonego lub niewykonanie rozkazu. Za największego "podpadziocha" uchodził porucznik Józef Motyka, który w Nowy Rok 1926 w restauracji Teatralna przy ówczesnej ul. Konstantynowskiej 16 rzucił szklanką z piwem w oficera, którym okazał się szef referatu spraw personalnych i honorowych. Motyka trafił do aresztu na 21 dni. Kilka miesięcy później odbył taką samą karę za uderzenie kelnera popielniczką w głowę.

Skandale obyczajowe z udziałem żołnierzy cieszyły cywilów, bo mieli o czym rozmawiać. Najbardziej radowało jednak życie kulturalne zapewniane przez armię. Każdy pułk miał orkiestrę, a ta "rżnęła" przy okazji wszystkich świąt i uroczystości, a nawet bez okazji, byle tylko zabawić łodzian. Dziś to już nie ten sam garnizon.

Artykuł powstał dzięki pomocy Konrada Czernielewskiego, kierownika Muzeum Martyrologii i Walki na Radogoszczu, współautora książki "Garnizon Łódzki Wojska Polskiego w latach 1918-1939".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki