Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziesięciolatki zbierają pieniądze dla fundacji

Magda Szrejner
Fundacja "Dziewczynka z zapałkami" zajmuje się dziećmi z najuboższych środowisk
Fundacja "Dziewczynka z zapałkami" zajmuje się dziećmi z najuboższych środowisk fot. Marcin Oliva Soto
Mają po 10, 11 lat, pochodzą z ubogich rodzin, nie mają gdzie wyjechać na wakacje, więc przychodzą na półkolonie do Fundacji "Dziewczynka z zapałkami".

Tu spędzają niemal cały dzień. Jeżdżą na wycieczki, grają w piłkę, jedzą ciepły posiłek. Czasami idą... do supermarketu. Każde dziecko dostaje skarbonkę i staje przy kasach. W ostatnią sobotę maluchy zbierały na wakacje w łódzkim supermarkecie przy al. Jana Pawła II. - Kto zmusza takie małe dzieci do żebractwa? - nie kryli oburzenia robiący sobotnie zakupy łodzianie.

"Obowiązkiem dorosłych jest zapewnienie dzieciom letniego wypoczynku"

- Podeszłam do chłopczyka w wieku 10 lat, małego, wychudzonego i zabiedzonego blondynka i zapytałam, co tu robi, zamiast wypoczywać na koloniach. Odpowiedział, że on właśnie zarabia na kolonie - opowiada Grażyna Niewiadomska z Pabianic, która w sobotę o godz. 14 robiła zakupy w hipermarkecie. - Kasjerka dodała, że wczoraj były jeszcze mniejsze dzieci, których nie było widać spoza kasy - mówi pabianiczanka. - Bardzo bym chciała wiedzieć, kto w naszym kraju zmusza tak małe dzieci do żebractwa. To mi się kojarzy z wystawianiem dzieci na skrzyżowania dróg przez Rumunów. Czy my też w taki sam sposób musimy traktować dzieci - pyta rozgoryczona.

Dlaczego dzieci, które przychodzą na darmowe półkolonie, pracują dla Fundacji "Dziewczynka z zapałkami"? Zdaniem jej prezesa Piotra Myśliwca, dzieci z półkolonii nie pracują przy kasach, zbierając na letni wypoczynek, to zadanie wolontariuszy i współpracowników fundacji. Maluchy są cały dzień na wycieczkach i zajęciach, a jedynie od czasu do czasu wychowawcy kolonijni zabierają je do supermarketu.

- Ale to nie są codzienne zajęcia i nikt naszych dzieci nie zabiera tam do pracy - tłumaczy Piotr Myśliwiec. - Czasem wychowawcy zabierają tam dzieci na godzinkę, bo to dla nich frajda i wiedzą, że do skarbonki zbierają pieniądze na wakacje dla kolegów.

Myśliwiec nie widzi w tym nic złego. Mówi, że dzięki temu, co robi fundacja, udało się w zeszłym roku zorganizować 140 imprez wakacyjnych dla dzieci z całej Polski. W tym roku chce ich zrobić jeszcze więcej. - To dzięki nam tysiące dzieci może wyjechać na kolonie lub zimowiska i nie siedzieć w domu.

Psycholodzy społeczni podkreślają, że taka akcja może mieć zły odbiór społeczny. Wielu osobom może kojarzyć się ze zmuszaniem maluchów do żebrania lub żerowaniem na emocjach. Przecież nie wypada nie dać kilku złotych małemu, potrzebującemu dziecku.

Jakie zdanie mają na ten temat społecznicy, którzy od lat zajmują się organizowaniem wakacji dla dzieci z najuboższych środowisk? Ojciec Gracjan Kubica z zakonu ojców bernardynów przez wiele lat wyciągał dzieci z najkoszmarniejszych podwórek Piotrkowa. Założył dla nich świetlicę i organizował letni wypoczynek. Duchowny nie ma wątpliwości. - Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby w taki sposób zbierać pieniądze na wakacje dla maluchów - mówi. - Dzieci powinny być jak najdalej od pieniędzy. Malec, który zarabia, czuje się niezależny, ale przecież jeszcze nie nabył odpowiedzialności za swoje czyny. Pieniądze i niezależność powinny pojawić się dopiero, kiedy młody człowiek potrafi za siebie odpowiadać. Do tego momentu dziecko musi być zależne od dorosłych i to naszym zadaniem jest zapewnienie mu utrzymania, wyżywienia, ale także letniego wypoczynku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki