Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrz Polski błaga o pomoc

J. Szymańska, A. Zboińska
Były mistrz nie poddaje się, mówi, że walczy z chorobą dla rodziców i przyjaciółki Kasi
Były mistrz nie poddaje się, mówi, że walczy z chorobą dla rodziców i przyjaciółki Kasi fot. Justyna Szymańska
Arkadiusz Pisarkiewicz, były mistrz Polski w karate tradycyjnym, potrzebuje pomocy. Choruje na stwardnienie rozsiane, a 840 zł renty nie wystarcza na leki.

NFZ nie chce sfinansować mu kolejnego programu leczenia, dzięki któremu mógłby żyć i pracować jak zdrowi ludzie. W Łódzkiem z problemem zmaga się blisko tysiąc osób.

Pisarkiewicz w 1993 roku zdobył tytuł mistrza, dwa lata później pojechał jako żołnierz wojsk ONZ na misję do Jugosławii. Po powrocie ożenił się, urodził mu się syn Eryk. Był szczęśliwym ojcem i mężem, świetnie zarabiał. - Niespodziewanie zdiagnozowano u niego stwardnienie rozsiane - mówi jego mama Halina Pisarkiewicz. - Pełen życia, aktywny mężczyzna został przykuty do wózka inwalidzkiego.

Wkrótce odeszła od niego żona, zabierając syna. Rodzice pana Arka, rozpoczęli walkę o jego zdrowie. - Początkowo udawało nam się wykupywać leki dla syna. Recepty opiewały na kwotę prawie 4 tysięcy złotych - mówi Halina Pisarkiewicz. Pieniędzy jednak przestało wystarczać. Wtedy do byłego mistrza znów uśmiechnęło się szczęście. Został zakwalifikowany do programu Narodowego Funduszu Zdrowia i przez dwa lata korzystał z refundowanego leczenia interferonem. - Dano nam nadzieję, że choroba syna się zatrzyma. Niestety, program się skończył i leczenie zostało przerwane - mówi Halina Pisarkiewicz. Teraz nadzieją dla byłego mistrza są silniejsze leki, dwa razy droższe.

O tym, jak ważne jest leczenie, wie 45-letni Zbigniew Dobroszek z Łodzi. Miał 21 lat, gdy zdiagnozowano u niego stwardnienie rozsiane. Kuracja i rehabilitacja zaczęły przynosić rezultaty, ale brak pieniędzy nie pozwolił na ich kontynuowanie.

- Nasz miesięczny dochód to 1300 zł, a na same ćwiczenia prowadzone przez rehabilitanta potrzebujemy 2 tys. zł na miesiąc - rozkłada ręce Jolanta Dobroszek.

Członkowie Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego napisali list do Marka Twardowskiego, podsekretarza stanu w Ministerstwie Zdrowia, który w ub.r. deklarował konieczność wprowadzenia Narodowego Programu Leczenia Chorych na Stwardnienie Rozsiane. W Polsce tylko 3 proc. chorych otrzymuje leki modyfikujące przebieg schorzenia, europejska średnia to 33 proc. Nawet w Bułgarii 12-16 proc. chorych jest pod stałą opieką lekarską.

-Walczymy o wprowadzenie narodowego programu leczenie osób chorych na SM od lat - mówi Izabela Czarnecka, przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego. - Został przygotowany w 2005 roku. Obejmuje leczenie, rehabilitację, stworzenie rejestracji osób chorujących na SM, itp. Niestety, do dziś leży w biurku urzędników resortu. Ograniczenie leczenia chorych na SM do dwóch lub trzech lat to absurd, groteska. Pacjenci są zmuszani rezygnować z leczenia lub szukać na nie pieniędzy.

Ministerstwo Zdrowia nie ma dobrych wieści dla chorych: ze względu na limit pieniędzy, Narodowy Program Leczenia Chorych na Stwardnienie Rozsiane w tym roku nie będzie uruchomiony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki