Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia i obyczaje: Harcerski Las w Łodzi

Paweł Patora
Hm. Marian Kierczuk przy pamiątkowym kamieniu stojącym na skraju Harcerskiego Lasu
Hm. Marian Kierczuk przy pamiątkowym kamieniu stojącym na skraju Harcerskiego Lasu fot. Paweł Nowak
Dziadku, skąd się bierze las? - zapytał Jacka Krasowskiego czteroletni Damianek. - Czasami wyrasta sam, ale często sadzą go ludzie - odpowiedział dziadek. - Jutro pojedziemy na wycieczkę do lasu, który sadziłem ja i twoja babcia też. Razem z wieloma innymi harcerzami posadziliśmy wiele drzew. Zobaczysz, jakie są już duże. I dziadek Jacek pokazał Damiankowi Harcerski Las przy ul. Sianokosy.

Na prawie 34-hektarowym terenie przy ul. Sianokosy na krańcach Łodzi, blisko Zgierza, rośnie dziś bujny, niemłody już, gęsty las. Nie wszyscy wiedzą, że jeszcze w roku 1961 były tam nieużytki. Terenem poprodukcyjnym, który podczas II wojny światowej wykorzystywały do ćwiczeń niemieckie organizacje paramilitarne, a po wojnie stał się m.in. dzikim śmietniskiem, w 1962 roku zajęli się harcerze z Hufca ZHP Łódź-Bałuty. Już wiosną obsadzili drzewkami 14 hektarów tego terenu, a do końca następnego roku zalesili go w całości.

Harcerski Las na Bałutach to największy, ale nie jedyny kompleks leśny, jaki powstał wokół Łodzi dzięki dzieciom i młodzieży w mundurach. Harcerze sadzili też duże fragmenty lasów na terenie uroczysk: Lublinek, Ruda-Popioły, Opolska-Beskidzka i Łagiewniki. Łącznie łódzcy harcerze w latach 1962 - 1972 posadzili ponad 1,26 miliona sadzonek na 110 hektarach, z których 100 hektarów stanowiły tereny komunalne, a 10 (przy ul. Krańcowej) - wojskowe. Zielony pierścień lasów, który otacza dzisiaj Łódź, to w dużym stopniu dzieło harcerzy.

Zaczęło się od narady zorganizowanej w 1962 roku przez Łódzki Komitet Frontu Jedności Narodu. Tak wspomina ją druh harcmistrz Marian Kierczuk, wówczas komendant hufca Łódź-Bałuty:

- W naradzie wzięło udział m.in. kilkudziesięciu dyrektorów zakładów pracy oraz przedstawiciele organizacji społecznych i młodzieżowych. Jeden z urzędników wygłosił apel, żeby dyrektorzy zakładów pracy zmobilizowali pracowników, a organizacje młodzieżowe swoich członków, by w czynie społecznym zalesili 11 hektarów nieużytków przy ul. Sianokosy. Ja, mając już wcześniejsze doświadczenia z prac społecznych, wiedziałem, że jeżeli na raz spędzi się w jedno miejsce kilka tysięcy ludzi, to nic z tego nie będzie. Zabrałem więc głos. Powiedziałem, że jest to znakomita inicjatywa, ale nie tak trzeba zorganizować akcję sadzenia drzew. Mówiłem, że nawet jeśli przyszłoby tysiąc ludzi, to i tak organizacyjnie nie można byłoby nad nimi zapanować. Jeden by posadził drzewko, a dziesięciu innych by je zadeptało. Zaproponowałem, aby las na nieużytkach zasadzili harcerze. "Niech zakłady pracy zajmą się trudniejszymi zadaniami, a to zostawcie nam" - powiedziałem. Dyrektorzy mi przyklasnęli, bo mieli kłopot z głowy, ale pomysłodawcy akcji wątpili, czy harcerze dadzą sobie radę. Powiedziałem, że jeśli nie wykonamy tego zadania, będą mogli wnioskować do komendanta chorągwi o odwołanie mnie z funkcji, ale niech dadzą nam szansę.
I władze taką szansę dały. Oczywiście bez ich zgody żadna akcja na tak dużą skalę nie byłaby wówczas możliwa.

Najpierw trzeba było przygotować teren. Sprawa nie była prosta, bo trzeba było zniwelować okopy i transzeje i na przykład usunąć wraki spalonych samochodów hitlerowskich. Później leśnicy z Wydziału Lasów Komunalnych Łódzkiego Przedsiębiorstwa Ogrodniczego wyorali bruzdy, zapewnili sadzonki, narzędzia i skierowali fachowców nadzorujących prace, a drużyny harcerskie, według wcześniej ułożonego harmonogramu, przybywały kolejno na teren robót i sadziły harcerski las.

Nie było w tym żadnego przymusu. Drużyny zgłaszały się dobrowolnie. Mimo to chętnych nie brakowało. Dlaczego? Bo taka była wtedy społeczna potrzeba. Z jednej strony widoczny był oczywisty społeczny pożytek z tej pracy, z drugiej było to ciekawe, niecodzienne doświadczenie harcerskie. Inne od dotychczasowych, chociaż wpisane w charakter harcerskich zajęć. Przecież harcerze zawsze byli i są związani z lasem. W lasach organizują swoje obozy i biwaki, a w prawie harcerskim jest punkt, który mówi: "Harcerz miłuje przyrodę i stara się ją poznać".

- Nie miałem ani jednej skargi od rodziców, że dzieci wróciły w ubłoconym obuwiu - wspomina Marian Kierczuk - a drużyny stawiały się do pracy niemal zawsze w komplecie, a czasem nawet w liczniejszym składzie, bo oprócz harcerzy przybywali pomagać rodzice, starsze rodzeństwo, a nawet nienależący do ZHP koleżanki i koledzy harcerzy. Zdarzało się też, że po akcji przychodził drużynowy z całą drużyną i pytał, kiedy będą mogli jeszcze raz przyjechać na sadzenie lasu.

Harcerze przyjeżdżali zwykle tramwajem, a później od przystanku szli na miejsce sadzenia drzew. Czasu na zalesianie jest niewiele - tylko dwa tygodnie wiosną i miesiąc jesienią. Do maksymalnego wykorzystania tego okresu konieczna była dobra organizacja pracy.

- Jednorazowo drużyna pracowała nie dłużej niż 4 godziny - wspomina hm Kierczuk. - Zauważyliśmy, że tyle czasu harcerze pracują z zapałem. Po czterech godzinach są już zmęczeni.
Bałuccy harcerze przetarli szlaki i wkrótce sadzenia lasu podjęły się inne hufce Chorągwi Łódzkiej ZHP. W latach 1964 - 1972 trwała tzw. Akcja Mikroklimat. Szefem Sztabu tej akcji był oczywiście hm Marian Kierczuk. Drzewa sadzili harcerze wszystkich hufców na terenie swoich dzielnic, a harcerze ze Śródmieścia, gdzie nie ma lasów, wspomagali swoich kolegów z innych hufców. Łącznie w akcji sadzenia lasów na obrzeżach Łodzi wzięło udział 15 tysięcy harcerzy.
- Ta liczba nie jest wzięta z sufitu - zapewnia Marian Kierczuk. - Mieliśmy pełną dokumentację akcji. Łódzkie Przedsiębiorstwo Ogrodnicze regularnie wysyłało meldunki do Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, ile drzew posadzono, na jakim obszarze, ile godzin przepracowano i ilu harcerzy brało udział w akcji. Kopię każdego meldunku dostawałem do wiadomości. Dlatego dzisiaj mogę podać dokładnie zbiorcze liczby.

Dzięki tym liczbom wiadomo, że np. harcerze hufca Łódź-Bauty przepracowali przy sadzeniu lasu 25 tys. godzin i zalesili 37 hektarów, harcerze z Widzewa zalesili 23,5 tys. hektarów itd. Dlaczego poprzestano na 110 hektarach lasu? - Bo takie były potrzeby - odpowiada Marian Kierczuk. - Zakończyliśmy akcję, gdy nas poinformowano, że nie ma już wokół Łodzi terenów do zalesiania.

21 maja 1972 roku przy ul. Sianokosy odbył się zlot wszystkich harcerzy Chorągwi Łódzkiej ZHP, z okazji zakończenia Akcji Mikroklimat. Wtedy uroczyście przekazano Harcerski Las władzom miasta.
Ale to nie był jeszcze rzeczywisty koniec akcji. W roku 2002 znalazło się jeszcze trochę terenów do zalesienia i harcerze znów przystąpili do nasadzeń. Dzięki temu przybyły dodatkowe 2 hektary lasu. W roku 2002 harcerze pracowali z niemniejszym zapałem, niż ich poprzednicy w latach 60. Prace zaplanowane na dwa dni wykonali w jeden dzień, a drugi przeznaczyli na porządkowanie lasów. Z 34 hektarów lasu zebrali 9 metrów sześciennych śmieci.

Można mieć pewność, że byli harcerze, którzy sami sadzili las, nigdy go nie zaśmiecają. Zbyt dobrze znają jego urok i doceniają jego wartość. To, co teraz nazywamy edukacją ekologiczną, dzisiejsi 50- i 60-latkowie otrzymali w harcerstwie, m.in. przy okazji sadzenia lasu.

Teraz druh Kierczuk ma w domu grubą księgę - Kronikę Harcerskiego Lasu. Są tam zdjęcia z akcji, kopie meldunków Łódzkiego Przedsiębiorstwa Ogrodniczego i inne dokumenty, a także wycinki prasowe. Czasem siada przy Kronice, wspomina i zastanawia się, jak to było możliwe, że młodzież harcerska była tak zdyscyplinowana i tak chętna do pracy. I zna odpowiedź:

- Przyczyną jest to coś, co tkwi w działalności harcerskiej, co stanowi istotę harcerstwa. Tym czymś jest po prostu służba - służba Polsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki