Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Góral bombardował, a Gołota przeprosił

Oskar Berezowski
Po kolejnym ciosie Tomasza Adamka Andrzej Gołota znalazł się na deskach
Po kolejnym ciosie Tomasza Adamka Andrzej Gołota znalazł się na deskach fot. Krzysztof Szymczak
Dochodziła północ w łódzkiej hali Arena. Do szatni Andrzeja Gołoty wpadła ekipa reanimacyjna. - Gdzie jest samochód ? Trzeba go zawieźć do szpitala! - słychać było zza zamkniętych drzwi. 50 metrów obok, przez drzwi szatni Tomasza Adamka dochodziły okrzyki radości. - K... co ja zrobiłem? - jąkał się potwornie poobijany Andrzej, facet, który wytrzymywał druzgocące uderzenia Riddicka Bowe, Johna Ruiza.

Gdy Gołota próbował bezskutecznie stanąć na życzenie lekarza, który nie wiedział, czy wzywać karetkę, Adamek rozpromieniony udzielał wywiadów. Przypominał faceta, który skończył właśnie lekki sparing. Ubrał dres, rozdał parę autografów i wyszedł z Atlas Areny. Właśnie - wyszedł.

Gdyby IBF kurczowo trzymała się przepisów, to walka powinna być ogłoszona jako nierozstrzygnięta (non-contest).

- Pięściarz nie powinien opuścić obiektu zanim nie zostanie poddany kontroli antydopingowej - twierdzi Larry Hazard, supervisor z ramienia federacji IBF.

A Adamek wsiadł do samochodu i odjechał, choć wiedział, że czekają na niego kontrolerzy. Pojawili się oni u niego w szatni tuż po walce. Wtedy trener Andrzej Gmitruk zasugerował, by najpierw udali się do pokoju Gołoty. Ekipa poszła wiec tam i czekała na próbkę Andrzeja. W tym czasie Adamek udzielał wywiadów, potem jego ekipa zebrała rzeczy i wsiadła do samochodów. Jeszcze w drzwiach było słychać rozmowę organizatorów z ekipą "Górala". Zostali poinformowani, że muszą poczekać na oddanie próbki i nie ma sensu wyjeżdżać, również dlatego że miasto jest zakorkowane.

- Nie wyjeżdżajcie teraz - nalegał Martin Lewandowski, jeden z producentów widowiska w Atlas Arenie.
Adamek chciał, by kontrolerzy przyjechali do hotelu. Ci kategorycznie stwierdzili, że tego nie zrobią i zgłoszą fakt nie poddania się badaniu. Adamek wrócił więc do Areny dopiero po kilkunastu minutach. Było w pół do pierwszej w nocy. Sam Collona, trener Gołoty nie krył zdziwienia zachowaniem "Górala", który wiedział, że pojedynek toczy się o peryferyjny pas, ale wiążący się z mało znaczącym tytułem mistrza IBF International wagi ciężkiej.

Jest ona na tyle bez znaczenia, że IBF prawdopodobnie nie zrobi ze sprawy wielkiego problemu. Tym bardziej, że Adamek wrócił w końcu na kontrolę.

Gołota z szatni wyszedł dopiero ok. pierwszej w nocy. Wyglądał jak człowiek po trepanacji czaszki. Wielki chłop kołyszący się na boki, miał kłopoty z mówieniem. Jego twarz była zwierciadłem nie tylko tego pojedynku - całej kariery.

- Dddd... Dra... dramat. No... dramat. Przepraszam wszystkich - próbował tłumaczyć pięściarz.

Starcie rozpoczęło się zgodnie z planem szybkiego, obdarzonego niezwykle silna psychiką i wolą zwycięstwa Adamka. "Góral" bił szybko, schodził z linii ciosu, unikał klinczu.

Walka przypominała corridę. Stary, jeszcze silny, ale wolny i ospały byk Gołota, co chwilę nadziewał się na pikę, efektownego torreadora. Próbował przeć do przodu, dyszał po nietrafionym ciosie, zalewał się krwią i wreszcie padł na deski. Wstał. Piąta odsłona to bombardowanie Adamka, nokdaun i znów bombardowanie. Na szczęście sędzia przerywa publiczną kaźń pięściarza, który nie wiedział kiedy skończyć. Na oczach 14,5 tys. widzów w hali Atlas Arena Łódź...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki