Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kleszcze gołębie, kryjące się na łódzkich strychach, zagrażają zdrowiu

Alicja Zboińska
Aleksandra Pamuła twierdzi, że groźne insekty ze strychu przechodzą do jej mieszkania
Aleksandra Pamuła twierdzi, że groźne insekty ze strychu przechodzą do jej mieszkania
Blady strach pada na lokatorów starych kamienic w Łodzi. Tam, gdzie na strychach gnieżdżą się gołębie, plagą okazują się pasożytujące na tych ptakach kleszcze. Mogą atakować ludzi.

Jedną z poszkodowanych osób jest łodzianka Aleksandra Pamuła, mieszkająca przy ul. Legionów 45. Gdy w nocy została ugryziona w rękę, udało jej się wyjąć kleszcza obrzeżka i przetrzymać w słoiku. Dzięki specjalistom dowiedziała się, jak wielkie ten insekt stanowi zagrożenie...

Życie łodzianki Aleksandry Pamuły przypomina koszmar. Zanim lokatorka kamienicy przy ul. Legionów 45 pozwoli rodzinie ułożyć się do snu, dokonuje gruntownej inspekcji mieszkania. Przygląda się ścianom, sprawdza łóżka, najdokładniej to, w którym śpi pięcioletni syn Bartek. Wszystko przez kleszcze gołębie, które dotkliwie gryzą Pamułów. Łódź jest jednym z miast, w których stwierdzono obecność tego pasożyta. Został on określony jako wyjątkowo uciążliwy i niebezpieczny m.in. w Niemczech, Czechach, Anglii i Francji.

Tydzień temu spokojny sen kobiety zakłócił nagły ból dłoni, spowodowany ugryzieniem czarnego insekta. Pani Aleksandra złapała go i umieściła w słoiku, spędziła ponad godzinę w Internecie, szukając informacji. Przeraziła się, gdy okazało się, że zaatakował ją kleszcz gołębi, zwany też obrzeżkiem, który pasożytuje głównie na gołębiach i gawronach, żywiąc się ich krwią. Gdy naturalnych żywicieli jest za mało, przenosi się na człowieka, powodując alergie, świąd, powiększenie węzłów chłonnych, a nawet wstrząs anafilaktyczny. Z powodu wstrząsu zmarła w Sosnowcu osoba, którą kleszcz gołębi ukąsił cztery razy.

- Ten stawonóg dokucza nam od dwóch lat, czyli od momentu, gdy administracja nieruchomościami wydała walkę gołębiom - mówi łodzianka. - Przeczytałam, że gdy obrzeżki tracą naturalnego żywiciela, zaczynają atakować ludzi. Ich siedlisko jest na strychu, na który strach zajrzeć. Pełno tam gołębich odchodów, piór, a nawet martwych ptaków. Gołębie wlatują tam przez niezabezpieczone okna. Jest ich jednak za mało, by wyżywić kleszcze, więc te pasożytują na nas. Problem można rozwiązać w jeden sposób - przeprowadzić dezynfekcję, ale o to w administracji nikt już nie zadbał.

Obrzeżki upodobały sobie strychy, poddasza i wieże kościołów, gdzie ukrywają się w szparach ścian, futrynach. W wypadku braku lub niedostatecznej liczby gołębi, przechodzą do mieszkań przez szczeliny w ścianach i oknach, otwarte okna i drzwi balkonowe. W mieszkaniach gromadzą się w szparach w podłodze, ścianach, pod parapetami, progami i tapetami, w szczelinach mebli. Bez pożywienia potrafią wytrzymać nawet trzy lata. Alarm w sprawie obrzeżków wszczęli m.in. hejnaliści z wieży kościoła Mariackiego w Krakowie, którzy byli dotkliwie gryzieni. Na podobne problemy skarżyli się mieszkańcy Gdańska, Poznania, Katowic, Zabrza, Rudy.

Prof. Edward Siński z Zakładu Parazytologii Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego, przestrzega przed obrzeżkiem.

- Pojedyncze ataki kleszczy gołębich raczej nie są groźne, ale ich kumulacja doprowadza do paraliżu układu nerwowego - informuje prof. Siński. - Ślina kleszczy zawiera groźny jad, co skutkuje odkleszczowym paraliżem. Nasza wiedza o tym pasożycie nie jest duża, wiemy, że ukąszenie może wywołać boreliozę.

Zdaniem Jacka Tyrankiewicza, powiatowego lekarza weterynarii w Łodzi, ugryzienia obrzeżków powodują alergie, insekty roznoszą też choroby pochodzenia zwierzęcego, a zarazki obecne są w odchodach i piórach gołębi. - Należy ograniczyć populacje ptaków i dzikich zwierząt w miastach - radzi dr Tyrankiewicz. - Na obrzeżach metropolii, w lasach, trzeba budować dla nich karmniki i tam je żywić. Kiedy już uda pozbyć się gołębi, kolej na dezynfekcję. Obserwujemy migrację ptaków i drapieżników do miast, gdzie zdobywają pożywienie m.in. na śmietnikach. Błędem jest dokarmianie w pobliżu domów.

Prof. Stanisławę Tylewską-Wierzbanowską z Państwowego Zakładu Higieny niepokoi, że coraz więcej chorób przenoszonych jest ze zwierząt na człowieka, np. bydlęca bruceloza.

Specjaliści nie mają wątpliwości, że jedynym ratunkiem dla rodziny pani Aleksandry jest dezynfekcja strychu i mieszkania. Odradzają przeprowadzanie jej na własną rękę.

- Stosujemy odpowiednie pestycydy, inne na strychach, inne w mieszkaniach - informuje Jacek Kazimierczak, właściciel łódzkiego zakładu "Prusaczek", specjalizującego się w dezynfekcji. - Ze strychu nie wolno korzystać przez dwie doby, z mieszkania przez godzinę. Z kleszczami gołębimi spotykam się na Polesiu i Bałutach. Koszt dezynfekcji ustalany jest indywidualnie. Zależy m.in. od wielkości pomieszczenia.

Tomasz Woźniak, zastępca dyrektora AN Łódź-Polesie "Konstantynowska" obiecał, że zbada sprawę i sprawdzi, czy dezynfekcja została przeprowadzona. Jeżeli tak się nie stało, zleci jej wykonanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki