Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szyfrant, który sprawił cud

Anna Gronczewska
Jedyne zachowane zdjęcie Jana Kowalewskiego
Jedyne zachowane zdjęcie Jana Kowalewskiego fot. archiwum
Są bohaterowie, których historia zapomina na długie dziesiątki lat, aby potem nieoczekiwanie oddać im sprawiedliwość. Tak historia potraktowała łodzianina Jana Kowalewskiego, szyfranta, który wraz ze swoją ekipą w znacznej mierze przyczynił się do rozgromienia wojsk sowieckich pod Warszawą w 1920 roku. Odczytywał bolszewickie depesze szybciej niż ich adresaci.

Urodził się w Łodzi 23 października 1892 roku. Mieszkał w jednej z kamienic przy ul. Nawrot. O jego łódzkim życiu niewiele wiadomo. Ojciec miał na imię Józef, a matka Zdzisława, z domu Kowalska. Jego rodzina na pewno nie należała do ubogich. Jan Kowalewski uczył się bowiem w renomowanym w Łodzi gimnazjum, Szkole Handlowej Kupiectwa Łódzkiego. Można więc przypuszczać, że rodzina Kowalewskiego miała kupieckie korzenie.

W tej szkole, w 1909 roku Jan Kowalewski zdał maturę. Niedługo po tym wyjechał do Belgii. Znalazł się w Liege, gdzie rozpoczął studia na tamtejszym uniwersytecie. Studiował tzw. chemię przemysłu. W 1912 roku uzyskał tzw. pół dyplom. Został inżynierem, kończąc studia będące odpowiednikiem dzisiejszego licencjatu.

Po studiach Jan Kowalewski wrócił do Łodzi. Miał dwadzieścia lat i myślał o karierze inżyniera chemika. Zawodową praktykę odbywał w Zgierzu, w fabrykach przetworów chemicznych. Jeszcze przed wybuchem wojny wyjechał z Łodzi. Dostał angaż inżyniera w Białej Cerkwi na Ukrainie. Być może wtedy na zawsze pożegnał się z rodzinnym miastem.

Wojna zastała Kowalewskiego w Białej Cerkwi. W 1915 roku został zmobilizowany i jako inżynier skierowany do szkoły oficerskiej w Kijowie. Rok później trafił na front.

- Po obaleniu caratu brał udział w organizowaniu Związku Wojskowego Polaków - opowiada Andrzej Rosiński, łódzki historyk zajmujący się życiem Jana Kowalewskiego - Kiedy w 1917 roku sformowano w Besarabii II Korpus Polski na Ukrainie, został komisarzem frontu rumuńskiego, potem oficerem operacyjnym sztabu korpusu.

W 1918 roku Jan Kowalewski należał już do Polskiej Organizacji Wojskowej. Brał udział w organizacji 4 Dywizji Strzelców Polskich generała Lucjana Żeligowskiego. Został w niej szefem wywiadu. W maju 1919 znalazł się w niepodległej Polsce.

Tu zaczyna się jeden z najciekawszych epizodów życia Jana Kowalewskiego. Zostaje oddelegowany do Biura Wywiadu Oddziału II Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego. Organizuje Wydział II Radiowywiadu Biura Szyfrów Oddziału II Sztabu Generalnego Naczelnego Dowództwa. Doskonale sprawdza się w tej roli. Ma zresztą ku temu wspaniałe kwalifikacje: ścisły, matematyczny umysł, zna kilka języków obcych.

- Jako oficer służb inżynieryjskich znał dobrze organizację armii rosyjskiej, a Armia Czerwona odtwarzała schematy armii carskiej - wyjaśnia Andrzej Rosiński. - Służyli w niej przecież carscy oficerowie.
Co najważniejsze, Jan Kowalewski miał talent do łamania szyfrów. Jak sam potem wspominał w Radiu Wolna Europa, szyfrantem został przez przypadek. Kolega, porucznik Stanisław Sroka, miał akurat wesele siostry. Poprosił Kowalewskiego, by zastąpił go na dyżurze w sztabie generalnym. Miał segregować depesze, które napływały z nasłuchu radiowego i wysyłać w odpowiednie miejsce. Wtedy w ręce wpadła mu sterta nierozszyfrowanych depesz bolszewickich. Dla zabicia czasu spróbował je rozszyfrować.

- Wcześniej jedynym źródłem moich wiadomości o szyfrach były jedynie nowelki Allana Edgara Poe - wspominał w Wolnej Europie Jan Kowalewski. - Spędziłem całą noc na tej pracy. Udało mi się rozszyfrować depesze wysłane przez tzw. "Grupę Mozyrską". W deszyfracji pomogły mi dwie rzeczy - słowo "dywizja", które w języku rosyjskim zawierało w sobie trzy litery "i" oraz to, że depesze były podpisywane raz szyfrem, a raz otwartym tekstem.

Na drugi dzień po sztabie rozeszła wieść, że jest osoba, które potrafi rozszyfrowywać bolszewickie depesze. Janowi Kowalewskiemu kazano utworzyć komórkę deszyfracyjną przy sztabie generalnym. Założył całą sieć stacji nasłuchowych, które przy pomocy telegrafu były połączone ze sztabem głównym. Jednocześnie przy rozszyfrowaniu depesz zatrudnił znakomitych matematyków z Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Lwowskiego: Wacława Sierpińskiego, Stanisława Leśniewskiego, Stefana Mazurkiewicza. Już w sierpniu 1919 roku udało się im przełamać klucze szyfrowe Armii Czerwonej. Polskie dowództwo otrzymało m.in. informacje o koncentracji wojsk sowieckich, przebiegu linii frontu podczas wojny domowej na Ukrainie, i Kaukazie. Kowalewski złamał też szyfry armii Denikin i białej Floty Czarnomorskiej.

- Pozwoliło to na śledzenie wydarzeń w Rosji - mówi Andrzej Rosiński. - Już w styczniu 1920 roku Kowalewski rozpoczął łamanie szyfrów niemieckich. Latem 1920 roku polscy szyfrolodzy czytali szybciej bolszewickie depesze niż ich adresaci.

Jak twierdzi historyk Grzegorz Nowik, który w 2001 roku odkrył na nowo postać Kowalewskiego, to dzięki jemu i jego grupie Józef Piłsudski oraz polskie dowództwo otrzymało niesamowitą broń. W czasie bitwy warszawskiej dzięki rozszyfrowaniu depesz bolszewickich Piłsudski mógł podjąć skuteczne decyzje strategiczne. Po latach Jan Kowalewski wspominał, że Armia Konna Budionnego przełamała w 1920 roku linię frontu, co spowodowało odwrót polskich wojsk. Pierwszym sygnałem o pojawieniu się w akcji tej armii była depesza o zdobyciu polskiego pociągu pancernego. Jan Kowalewski całą noc siedział nad jej rozszyfrowaniem.
Najważniejsze dla przebiegu bitwy warszawskiej było jednak rozszyfrowanie depeszy, że dowódca "Grupy Mozyrskiej" , która obsadzała środkowy odcinek frontu, nie daje rady i ma do obsadzenia coraz dłuższy odcinek frontu. To nasunęło Józefowi Piłsudskiemu myśl o kierunku kontrofensywy. Jednocześnie Kowalewski ze swoją grupą zaczął zagłuszać bolszewickie stacje radiotelegraficzne.

- W konsekwencji IX Armia Sowiecka nie odebrała rozkazu odwrotu i została internowana na terenie Prus - dodaje Andrzej Rosiński.

Po wojnie polsko-bolszewickiej Jan Kowalewski został skierowany do walki w III powstaniu śląskim. Józef Piłsudski odznaczył go Krzyżem Virtuti Militari, a w 1922 roku otrzymał awans na kapitan. W 1923 roku kapitan Kowalewski wyjechał do Japonii, gdzie tworzył służby kryptologiczne. W dowód zasług otrzymał Order Wschodzącego Słońca V klasy, najwyższy order japońskiego imperium. Po powrocie do kraju został majorem, skierowano go na studia do Wyższej Szkoły Wojennej w Paryżu. Już jako podpułkownik był attache wojskowym w Moskwi i Rumunii. Do kraju powrócił w 1937 roku. Jako człowiek Piłsudskiego został na krótko szefem sztabu Obozu Zjednoczenia Narodowego.

Po wybuchu wojny przez Rumunię dotarł do Francji, a następnie przez Hiszpanię do Lizbony, gdzie prowadził pracę wywiadowczą. Na konferencji w Teheranie w grudniu 1943 roku Stalin wymienił nazwisko Jana Kowalewskiego i zażądał jego odwołania z placówki w Lizbonie. Działalność Kowalewskiego stanowiła przeszkodę w stalinowskich planach sowietyzacji Europy Środkowo-Wschodniej. 20 marca 1944 roku Kowalewski wyjechał z Lizbony do Londynu. Mieszkał tam do końca życia. Był wydawcą dziennika "East Europe", współpracował z Radiem Wolna Europa, publikował w prasie emigracyjnej. Dwa lata przed śmiercią rozszyfrował depesze Romualda Traugutta z czasów powstania styczniowego. Zmarł na raka 31 października 1965 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki