Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kury, dzieci i tygrysy, czyli co się czai w mroku łódzkich szopek

Matylda Witkowska
W kościele ojców klaretynów na łódzkim Teofilowie w żywych szopkach występuje 300 parafian w kilkunastu turach
W kościele ojców klaretynów na łódzkim Teofilowie w żywych szopkach występuje 300 parafian w kilkunastu turach fot. archiwum
Jedni biorą do szopki wielbłądy, inni króliki albo pawie. Czasem w stajence karmi się prawdziwego niemowlaka, innym razem biegają po niej mechaniczne owieczki. Ale nawet tam, gdzie jest tylko kilka prostych figur szopka cieszy dzieci i przypomina o wydarzeniach w Betlejem.

Punktualnie o północy do kościoła ojców klaretynów na Teofilowie wkroczy od zakrystii Matka Boża wraz ze św. Józefem. Na rękach nieść będą żywe niemowlę. Gdy dojdą do ołtarza uniosą je wysoko ponad głowy wiernych, a cały kościół wypełni się gromkim śpiewem kolędy "Bóg się rodzi". W ten sposób rozpocznie się pasterka oraz najdziwniejsza w Łodzi żywa bożonarodzeniowa szopka.

Matka Boska karmi piersią

W operacji "szopka" bierze co roku udział około 300 z 10 tys. parafian kościoła Niepokalanego Poczęcia NMP. Świętą Rodzinę wybiera się spośród rodzin, w których w ostatnim roku pojawiło się dziecko. Każda dyżuruje na jednej mszy, razem z Trzema Królami oraz gromadą aniołków i pasterzy.

Wraz z nimi w zbudowanej w środku kościoła eleganckiej zagrodzie siedzi oślica Kalahari, kilka owiec, koguty, małe kurczaki, a czasem nawet i jagnię. Zwierzęta pochodzą z zoo i od prywatnych gospodarzy. Zagroda w czynie społecznym wykonana jest przez wiernych, a ludowych detali mogłyby jej pozazdrościć najlepsze karczmy w stylu "chłopskie jadło".

Pomysł przed kilku laty ze śląskiej parafii, w której pracował, przywiózł brat Tadeusz, zakrystianin. Początki nie były proste.

- Na pierwszą rozmowę z dyrektorem zoo poszedłem w koloratce - wspomina organizator. - Gdy powiedziałem, że to ja będę się opiekował zwierzętami spojrzał na mnie z politowaniem - dodaje.

Podejrzenia mogły być słuszne, bo brat Tadeusz z powołania jest wprawdzie zakonnikiem, ale z wykształcenia - rzeźnikiem. - Na szczęście wychowałem się na wsi, więc oporządzanie zwierząt nie jest dla mnie tajemnicą - zapewnia.

Z rodzinnego domu brat Tadeusz przywiózł też wysmakowane detale stajenki - maselnicę, używaną przez jego babcię łopatę do chleba oraz moździerz do tabaki.

Z zagrodą pełną zwierząt bywa w kościele wesoło. - Najciekawiej jest na mszy o godzinie 7, gdy budzą się koguty i pieją na potęgę - opowiada brat Tadeusz.

Święta Rodzina w czasie mszy bierze udział w procesji z darami. Kiedyś ksiądz ogłosił, że procesji nie będzie, bo Matka Boska karmi właśnie dziecko piersią i odejść od żłóbka w żaden sposób nie może. Innym razem młodemu pastuszkowi już na schodach opadły przewiązane sznurkiem spodnie.

Do historii przeszła też szopka, którą trzeba było przedłużyć do Wielkiego Postu, bo w sianie postanowiły rozmnożyć się króliki i trzeba było poczekać, aż młode dorosną.

Obecność zwierząt w świątyni nikomu nie przeszkadza. Nieczystości usuwane są co wieczór i zwierzęta pachną ładnie.- Tylko na początku jakieś kobiety przyszły do proboszcza z prośbą, by wyłączył ten magnetofon, bo im ryki zwierząt w modlitwie przeszkadzają - śmieje się brat Tadeusz.
Radość mają też statyści. 28-letnia Magdalena Lewicka Matką Boską jest już drugi rok - najpierw stała z roczną wówczas córeczką Antosią, teraz z pięciomiesięcznym synkiem Julkiem. - Jest śmiesznie, bo jak osioł ryknie, to wszystkie głowy odwracają się w naszą stronę. Nie ma znaczenia, co akurat mówi ksiądz - opowiada.

Niektórzy tak bardzo wczuwają się w rolę, że trudno im powrócić do rzeczywistości. Jedna z rodzin w szopce miała chrzest dziecka. Św. Józef tak zżył się ze swoją postacią, że tuż przed polaniem głowy wodą na pytanie księdza o imię pierworodnego odpowiedział z pełnym przekonaniem Jezus. - Rodzice chrzestni rzucili się do księdza prostować pomyłkę. Byli poważnie przerażeni - śmieje się brat Tadeusz.

Z drugiej strony stanie przy żłóbku skłania do refleksji. - Zobaczyłam moje dziecko leżące w tym żłobie i porównałam z cieplarnianymi warunkami, jakie ma w domu: z tymi wszystkimi nosidełkami, pampersami, łóżeczkami. I dotarło do mnie, w jakich warunkach urodził się Bóg - przyznaje Magdalena Lewicka.

Szopkę można oglądać codziennie od 7 do 20 w kościele przy ul. Klaretyńskiej 11. Obsada ludzka zamieszkuje szopkę na mszach w Boże Narodzenie, niedzielę po świętach oraz Nowy Rok. Mniejsze zwierzęta zostają do 2 lutego.

Wielbłąd uparty jak osioł

Najbardziej znaną łódzką szopką jest organizowana już po raz trzynasty stajenka koło łódzkiej katedry. Oprócz figur świętych i Trzech Króli w zagrodzie znajdą się dwie owce - Gwiazdka i Mela oraz osiołek Zbójnik.

Dopóki nie wydelegowano go do pracy w szopce osioł nosił dwuznaczne imię Zboki. - Zboki i katedra to nie było dobre połączenie. Dlatego osła przechrzczono na Zbójnika - opowiada Krzysztof Rochmiński z działu hodowlanego łódzkiego zoo.

Szopka składa się z dwóch części - drewnianej ryby, gdzie znajduje się żłóbek, owce i osiołek, oraz oddzielnej zagrody dla wielbłąda.

Do szopki zwierzęta dotarły wczoraj. Wielbłąda Kalifa z prywatnego zoo koło Dobronia musiało wprowadzać czterech silnych mężczyzn. - W tym roku i tak się przyzwyczaił, bo za pierwszym razem wprowadzanie go zajęło nam ponad godzinę - opowiada Rochmiński.

Inauguracja szopki nastąpi dziś po pasterce, wtedy do szopki wniesione zostanie Dzieciątko. Zwierzęta zostaną w niej do 7 stycznia, będzie czynna od godz. 7 do 23.

Jedyną szkołą w Łodzi, która ma własną żywą szopkę jest podstawówka przy ul. Okólnej 183. Można tam obejrzeć oślicę Patrycję oraz dwie owce: Wrzosię i Agatkę.
Pomysł jej utworzenia pojawił się w zeszłym roku w rozmowach z rodzicami i ojcami z pobliskiego klasztoru franciszkanów. - Trudno powiedzieć, kto był pomysłodawcą. To projekt środowiskowy, w który włączyło się wiele osób - mówi Dariusz Nowak, dyrektor szkoły.

Szopkę zbudowali rodzice, zwierzęta nieodpłatnie wypożyczył ogród zoologiczny, żywność zasponsorował bank.

Patrycję i owce dokarmia przeszkolona pracownica szkoły. Na ich potrzeby zgromadzono w szkole zapas marchwi, buraków, a także specjalną paszę. - Patrycja jest wyjątkowo spokojna, poprzedni osioł wydzierał się niemiłosiernie. Na szczęście w czasie świąt nie ma lekcji - mówi dyrektor szkoły.

Szkolną szopkę można oglądać codziennie od godziny 8 do zmierzchu do 30 grudnia.

Proboszcz walczy z lutownicą

Na całym świecie imponujące bożonarodzeniowe szopki tworzą franciszkanie. Tymczasem w Łodzi najlepszą opinią cieszyli się zawsze... salezjanie, którzy dzięki prowadzeniu szkoły mechanicznej mieli umiejętności pozwalające na budowanie skomplikowanych konstrukcji.

Pierwsza ruchoma szopka pojawiła się już w latach 40-tych w kościele salezjanów. przy ul. Wodnej. Stworzyli ją dwaj zakonnicy: Witold Piotrowski i Józef Robakowski, którzy uczyli w prowadzonym przez zgromadzenie Liceum Mechanicznym i mieli odpowiednie przygotowanie techniczne. Szopka działała już w latach 50-tych, ale była przez kilkanaście lat rozbudowywana.

Konstrukcja przedstawia pagórkowaty krajobraz, po którym porusza się kilka rzędów figur. Krążą one na specjalnych taśmach jak gąsienice w czołgu. W szopce mkną owce, pasterze, dzieci na sankach, a także pojazdy na szosie. Tuż za żłóbkiem można zobaczyć sunącą zboczem cysternę z mlekiem. Są też kręcące się w kółko we wnętrzu wieży laleczki.

Mechanizm od kilkudziesięciu lat jest ten sam, podlega tylko konserwacji i naprawom.

- Właśnie się okazało, że muszę przyspawać kółka przy taśmie ze zjeżdżającymi saneczkarzami - wzdycha proboszcz ks. Waldemar Trendziuk, który w przerwach między odprawianiem mszy i zarządzaniem parafią bywa też szopkowym mechanikiem.

Podobny model ruchomej szopki znajdował się w prowadzonym także przez salezjanów kościele św. Teresy i św. Jana Bosko przy ul. Kopcińskiego. Była jeszcze bardziej rozbudowana- na taśmach jeździło tam kilkanaście rzędów figur robotników, tancerzy w strojach ludowych, pasterzy i dzieci. Z powodu zniszczenia szopka została kilkanaście lat temu rozebrana, w pomieszczeniu po szopce utworzono księgarnię.
Pałac Poznańskiego zamiast Betlejem

Jedną z ładniejszych i najbardziej łódzkich szopek jest inscenizacja przygotowywana przez ojców bernardynów w kościele przy ul. Pankiewicza. To także najbardziej lokalna z szopek - w tle zamiast tradycyjnej panoramy Betlejem widać najważniejsze zabytki Łodzi - pałac Poznańskiego, remizę na Księżym Młynie oraz gmach Akademii Muzycznej.

Stajenka stworzona została przez poprzedniego brata zachrystianina. - Jako bernardyni nawiązujemy do franciszkańskiej tradycji szopek - tłumaczy brat Piotr, który przejął opiekę nad konstrukcją.

Szopka składa się z kilkudziesięciu figur, wykonanych przez artystę z Alwerni pod Krakowem, gdzie także mieści się klasztor bernardynów. Oprócz świętej rodziny jest tu wędkarz, rzeźnik, sprzedawca chlebów i serów. Atrakcją jest woda z kaczkami, które można samemu wprawiać w ruch i miniaturowa fontanna. Niektóre figurki są ruchome.

Aż dwie szopki mają za to franciszkanie w parafii Matki Boskiej Anielskiej przy ul. Rzgowskiej. Jedna stanie w kaplicy, druga - w zbudowanym niedawno kościele. Obie będą proste, bez zwierząt i ruchomych elementów. - Chcielibyśmy mieć coś wyjątkowego, ale zbyt wiele energii kosztowała nas budowa kościoła. Może w przyszłym roku pomyślimy o czymś nowym - zapewnia Grzegorz Piórkowski, proboszcz i gwardian.

Tygrys nie umie się zachować

Także okolice Łodzi nie są gorsze. Jedną z najsłynniejszych jest urządzana od trzech lat szopka w Kazimierzu koło Lutomierska. Między kościołem a plebanią staje góralska chata, a w niej kilkadziesiąt zwierząt.

W szopce były już wielbłądy, lamy, źrebaki i strusie. W tym roku wieść gminna niosła, że proboszcz wystara się o tygrysa. - Mieliśmy sprowadzić parkę z safari spod Poddębic. Niestety nie wyszło - przyznaje ks. Andrzej Chmielecki, proboszcz parafii. - Tygrysica była wyjątkowo agresywna, trudno było też znaleźć klatkę, która zapewniłaby bezpieczeństwo oglądającym - dodaje.

Na pocieszenie w szopce pojawi się ponad 20 zwierząt, w tym strusie, lamy i pawie. Będzie też wigilijne spotkanie z niespodziankami przed kościołem. - Proboszcz zawsze czymś nas zaskakuje. Dzieci są tym zachwycone - przyznaje Jolanta Pytel, mieszkanka Kazimierza.

Na przeciwległym biegunie stanął Konstantynów Łódzki, który postawił w tym roku na króliki. Szopkę wraz z rzeźbami sakralnymi można oglądać w Miejskim Domu Kultury. Stanowi część wystawy prezentowanej w Galerii Ogród Sztuki. Wystawę można oglądać do 31 stycznia.

Do tradycji nawiązują także franciszkanie z Brzezin. W szopce na dziedzińcu pojawią się żywe kozy, owce, koń i osioł... Natomiast w kościele będzie szopka ruchoma wykonana częściowo przez parafian z Kędziorek i Bogdanki. Pasterkę w Brzezinach dodatkowo uświetni prawdziwe ognisko oraz występ chóru parafialnego orkiestry dęta z OSP z Przecławia.
Po raz pierwszy w tym roku przed kościołem św. Stanisława Kostki w Aleksandrowie Łódzkim oglądać będzie można żywą szopkę z wielbłądami, osłami, lamami, owcami i kucykami z prywatnego zoo w Borysewie. W sumie pojawi się w niej 15 zwierząt, będzie je można oglądać przez 3 dni, do niedzieli 27 grudnia.

Najbardziej wzruszające szopki budowane są oddolnie, przez samych mieszkańców. Jedną z nich od 15 lat na osiedlu 650-lecia w Zgierzu tworzy Bernard Zboiński. W tym roku szopka składać się będzie z kamieni z Betlejem oraz z budowy drogi otrzymanych od zaprzyjaźnionej firmy budowlanej.

- Dzięki kamieniom z budowy powstała w tym roku bardziej grota niż szopka - mówi pan Bernard, który w środku ustawił figury własnej roboty. Niestety w tym roku nie będzie lubianych przez zgierzan zajączków - zdaniem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami było im w szopce za zimno, a pan Benek miał już dość ciągłych utarczek słownych z działaczami.

Wielbłąd, żyrafa, hipopotam...

Włodzimierz Stanisławski, dyrektor ds. hodowlanych w łódzkim ogrodzie zoologicznym przyznaje, że stajenki z żywymi zwierzętami stają się w Łodzi i okolicach coraz popularniejsze. - W tym roku wypożyczamy zwierzęta już do pięciu szopek - zapewnia dyrektor. - Dla takich celów wypożyczamy je bezpłatnie - dodaje.

Zoo sprawdza organizatorów szopek, zapewnia szkolenie dla pracowników i paszę dla zwierząt. - Kontrolujemy też warunki na miejscu. Zwierzęta czują się w szopkach dobrze i nigdy żadnemu nic się nie stało - tłumaczy dyrektor.

Nie każdy kto chce utworzyć szopkę może to zrobić - w tym roku nie udało się ustawić żywego żłóbka na terenie term w Uniejowie. - Wszystko było dograne, w ostatniej chwili sanepid nie wyraził zgody - mówi dyrektor.

Jakakolwiek szopka by nie była, ich oglądanie to dla mieszkańców Łodzi i okolic świąteczny rytuał. Nie brakuje takich, którzy uprawiają świąteczny "szoping". - Niektórzy przyjeżdżają z daleka, porównują naszą szopkę z innymi - mówi brat Piotr, zakrystianin u łódzkich bernardynów.

Księża i zakonnicy odżegnują się jednak od konkurowania na najbardziej nietypową szopkę, przypominając, że w święta ważna jest nie tyle sama szopka, co narodziny Jezusa.

- To nie jest tak, że jak inni mają wielbłąda, to my za wszelką cenę musimy mieć żyrafę albo hipopotama - zapewnia brat Tadeusz. - Nie robimy tego dla mediów, nie robimy na złość konkurencji, chcemy tylko przybliżyć naszym wiernym to, co zdarzyło się w Betlejem - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki