18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tamto wyburzyć, to uratować

Paweł Domarecki
Prof. Ewa Kucharska-Stasiak: powinno być już tylko lepiej
Prof. Ewa Kucharska-Stasiak: powinno być już tylko lepiej fot. Paweł Nowak
O wielkiej katastrofie, która grozi starym łódzkim kamienicom i o tym jak je ocalić przed rozpadem z prof. Ewą Kucharską-Stasiak z Uniwersytetu Łódzkiego rozmawia Paweł Domarecki

Łodzian i ludzi kierujących naszym miastem czekają w najbliższym czasie dramatyczne wręcz wybory. Dlaczego?

Budynki w Łodzi pochodzą w dużej mierze sprzed pierwszej i drugiej wojny światowej. To zasób stary, a w dodatku po macoszemu traktowany w całym okresie Polski Ludowej. Każdy z nas, gdy wysiada na dworcu jakiegoś miasta, ocenia je poprzez budynki, a te w Łodzi są po prostu bardzo zaniedbane. Już 20 lat temu resortowy Instytut Gospodarki Mieszkaniowej ujawniał, że na 49 województw, nakłady z budżetu państwa na techniczne utrzymanie budynków w przeliczeniu na metr kwadratowy w województwie łódzkim były na przedostatnim miejscu. W związku z tym w Łodzi mieliśmy przez dziesięciolecia do czynienia z przyspieszoną dekapitalizacją.

Jest aż tak źle?

Po zmianie systemu gospodarczego okazało się, że Łódź znalazła się w jeszcze gorszej sytuacji. Eksperci z Instytutu Gospodarki Mieszkaniowej, obecnego Instytutu Rozwoju Miast, wręcz stwierdzili, że samodzielnie Łódź sobie z tą spuścizną nie poradzi. Dlatego zasługujemy jako miasto, żeby mieć dobrą, długofalową strategię polityki mieszkaniowej. I to szybko. Nie wszystko bowiem warto remontować. A tam, gdzie środki są niewystarczające, trzeba wiedzieć z góry - co, jak i gdzie ratować. No i za co.

Czyżby groziła nam katastrofa?

IGM szacował już w końcu lat 80. XX w., że 10 procent zasobów śródmieścia Łodzi nie nadaje się już do remontu. Już wtedy był to obraz alarmujący. Jeśli chodzi o lata obecne, odwołam się do badań IRM z 2005 r. z sześciu miast Polski: Bydgoszczy, Łodzi, Gdańska, Krakowa i Wrocławia. Przeciętna dla tych miast wyniosła 51 procent. W Łodzi sytuacja była najgorsza - aż 75 proc. budynków w Łodzi ma zły stan techniczny. W Bydgoszczy ten wskaźnik wynosił tylko 6 procent, w Gdańsku - 50 procent, w Krakowie - 27 procent, w Poznaniu - 5 procent, we Wrocławiu - 34 procent.

To są przerażające dane.

Owszem. Budynków w średnim stanie technicznym (przy średniej dla tych miast równej 38 proc.) - jest w Łodzi już tylko 14 proc. Poznań ma ich 93 proc., Wrocław - 63 procent. A przy tym na tle innych miast udział dotacji miejskich w kosztach utrzymania budynków jest w Łodzi bardzo niski. No i koszt utrzymania zasobów komunalnych - także wg porównania z 2006 roku - też jest marny: w Łodzi - 3,69 zł za 1mkw miesięcznie, w Poznaniu - 4,61 zł, Toruń - 4,71 zł...

Co to oznacza w praktyce?

Że ten łódzki zasób wymaga jak najszybciej strategicznego podejścia. Czyli - mówiąc brutalnie - wyboru co się da uratować, bo już nie wszystko. I wskazania kolejności co ratować, bo środki są ograniczone, a potrzeby sięgają grubych miliardów złotych.
Reasumując, chce Pani powiedzieć, że mamy najgorszą w Polsce wśród dużych miast sytuację w obszarze mieszkań i budynków komunalnych, najmniejsze na nie nakłady i najwięcej do zrobienia w najkrótszym czasie, żeby nam się miasto nie zawaliło w nadchodzącym dziesięcioleciu lub dwóch...

Na szczęście ten łódzki zasób jest dość zróżnicowany. Część budynków - np. przy ul. Brzeźnej - była budowana dla ówczesnych elit. I te kamienice - ze świetnych materiałów, dobrze zbudowane, według doskonałych projektów i dziś są w bardzo dobrym stanie. Strategia mieszkaniowa dla Łodzi, przygotowana przez zespół pod moim kierownictwem, proponuje więc: skoro środków na wszystko nie wystarczy - ratujmy najpierw najlepszy zasób Śródmieścia. Tego, co jest wizytówką miasta. I to systemowo: całych kwartałów, ciągów budynków. Niestety, w Śródmieściu jest za dużo mieszkań socjalnych. I od tego trzeba zacząć. Gmina Łódź ma obecnie ponad 20 procent zasobów mieszkaniowych miasta. To za dużo. W Łodzi powinien on być mniejszy i sięgać góra 10-15 procent.

Pozbyć się komunalnych - ale jak?

Po pierwsze wiele łódzkich budynków już dziś przeznaczonych jest do wyburzeń. Druga droga to prywatyzacja. Ale nie prywatyzacja rozproszona, kiedy najemca tanio kupował najlepsze mieszkania w najlepszych lokalizacjach, tylko prywatyzacja selektywna. Jeśli w jakimś budynku pozostanie na przykład jeden najemca, który nie chce wykupić mieszkania, to trzeba go po prostu przenieść, a mieszkanie sprzedać na rynku. Aby efektywniej zarządzać domami i lepiej wydawać na nie środki miejskie.

Ale by to zrobić, trzeba mieć miasto uporządkowane planistycznie, a budynki - prawnie. A tego wciąż w Łodzi brak.

Jest z tym problem. Do tego dochodzi coś jeszcze - program rewitalizacji na dwóch obszarach. Bo najemca wykupi za małe pieniądze mieszkanie, a potem - już jako właściciel - może się nie zgodzić na współudział w rewitalizacji. Przecież rewitalizacja nie jest celem publicznym. Dlatego dobrze, że miasto wstrzymało się ze sprzedażą mieszkań tam, gdzie ma wejść program rewitalizacji.

Skąd brać na to wszystko pieniądze?

Wielką, ale bardzo trudną szansą są inwestycje w ramach partnerstwa prywatno-publicznego. To jest dla władz bardzo trudne, ale konieczne. Łódź była dzieckiem niechcianym i dlatego miasto to ma prawo domagać się pomocy na ratowanie unikatowej zabudowy. Powinno poszukiwać także środków z Unii Europejskiej. A i tak pewien zasób trzeba już będzie poświęcić. Nie powiem konkretnie, które budynki, ale na pewno te do wyburzenia i mało warte. Na pewno powinien być szybko wdrożony także program wskazujący, które budynki i gdzie powinny być poddawane konkretnym zabiegom - od remontów kapitalnych, po zwykłą konserwację. To spowoduje bardziej efektywne wydatkowanie środków...
...których jest i będzie ich za mało...

Dotychczas kto walczył, ten dostawał pieniądze. A to jest nieefektywne. Tu będzie trzeba wprowadzić priorytety. To powinien być celowy wybór.

Trochę mi to przypomina szpital polowy z czasów wojny - szedł lekarz i mówił: tego ratujemy, a temu tylko morfinę, bo mamy za mało opatrunków i czasu, żeby pomóc wszystkim...

To jest brutalne, ale problemem Łodzi jest dziś już właśnie taki wybór. Szacowaliśmy, że to, o czym tu mówimy - powinno nastąpić do 2015 roku, by Śródmieście mogło stać się przedmiotem akcji ratunkowej. Wymaga to jednak ogromnej pracy ze strony miasta - projektów, opracowań, przygotowania ścieżek finansowania...

Czyli już nie dwie kamienice remontowane kapitalnie w dwa lata, ale kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt w rok! Ale to wymagać będzie wielokrotnego zwiększenia środków z miejskiego budżetu, nawet jeśli uda się pozyskać środki z PPP czy UE.

Nie tylko. To także kwestia dalszej prywatyzacji selektywnej, zintensyfikowanej rewitalizacji i na pewno wielokrotnie wyższych niż dziś wydatków z miejskiej kasy.

Widzi Pani jakieś inne źródła finansowania tej strategii ratunkowej dla Łodzi?

Znajdą się - po reformie i korekcie czynszów do poziomu rynkowego, czyli poziomu typowego w podobnych nieruchomościach wokół. Czyli już nie 4 złote, ale pewnie 8-9 złotych za metr kwadratowy miesięcznie.

Z drugiej strony oznaczać to będzie konieczność stworzenia przez miasto systemu osłon i bonifikat, co dodatkowo obciąży budżet Łodzi...

Ale te dodatki będą po pierwsze selektywne, a po drugie ograniczone. To powinno wywołać mobilność najemców i przyspieszyć uzdrawianie sytuacji. Gmina mogłaby bardzo szybko robić dzięki temu porządek z całymi budynkami i kwartałami.

Możemy z tym jeszcze poczekać?

Czas jest tu bardzo ważnym czynnikiem. Im szybciej to wszystko zaczniemy wdrażać, tym lepiej, bo inaczej ten łódzki zasób będzie coraz słabszy i gorszy.

Rozumiem, że jeśli tego nie zrobimy, miasto po prostu zacznie się nam rozsypywać. A przecież chodzi o inwestowanie w to, co Łódź ma najcenniejszego - unikatową substancję.

Zaś realizacja tej strategii pomogłaby dodatkowo stworzyć coś, czego w Polsce jeszcze nie ma - docelowo zapełnianie tych miejsc po wyburzeniach, na każdym kroku nowinkami architektonicznymi, nowymi funkcjami. - żeby rozsławić Łódź. Mogłoby to dotyczyć także istniejących budynków.
To Śródmieście. Co dalej?

Kończymy w centrum i idziemy do kolejnych dzielnic, także ratując najpierw to, co najcenniejsze...

Ale ludzie muszą przecież gdzieś mieszkać. Co z lokatorami z tych skazanych budynków?

Po 2015 roku wielkość potrzeb mieszkaniowych w Łodzi będzie spadała z uwagi na zmiany demograficzne i w strukturze gospodarstw domowych.

Czyli jeżeli szybko odrobimy lekcję o której mówiliśmy powyżej, czeka nas unikalna szansa: będziemy mogli pozyskiwać środki, mieć wolne ręce, swobodę manewru i skokowo zmieniać przestrzeń publiczną i stan Łodzi. Lecz kto to ma robić?

Jestem optymistką. Skoro jest tak źle, to teraz może być już tylko lepiej. Tym bardziej, że widzę szybkie zmiany w świadomości miejskich urzędników. Oni już wiedzą, że doszliśmy wszyscy do ściany i po prostu nie mamy w Łodzi innego wyjścia. Wszyscy - wspólnie z łódzką społecznością. Muszę tu podkreślić, że miasto zleciło kolejne opracowania i już się na nie powołuje - a to oznacza zmianę sposobu myślenia.

Może oni już wiedzą, że nie mamy innej drogi?

Właśnie dlatego jestem dobrej myśli. Czeka nas szybka nieuchronna reperacja, odbudowywanie tego miasta, eksponowanie tego, co mamy najpiękniejsze. To powinien być koń pociągowy Łodzi. Chwalmy się tym, co mamy najcenniejsze, dbajmy o to. Dziś przejeżdżałam ulicą Abramowskiego. Jaka ona jest piękna. Abramowskiego, Włókiennicza, Wschodnia, Fabryczna... To jest piękna zabudowa. Ile miast na świecie ma taką zabudowę? Nie wiem, ile z tego uda się uratować, ale powtarzam - nie mamy innego wyjścia.

Musimy przekuć naszą dzisiejszą słabość na atut Łodzi?

Dokładnie tak!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki