Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W szybkim tempie ubywa mieszkańców Łodzi

Marcin Darda
Tomasz Frączek
Depresja demograficzna Łodzi i regionu dopadła politykę i polityków. W Łodzi i województwie wybierzemy w 2014 roku mniej radnych. Nie jest to duże zmartwienie samo w sobie, o wiele gorsze są trendy demograficzne, które doprowadziły do tej sytuacji i ich skutki dla miasta.

Wybory samorządowe w tym roku w Łodzi zapamiętamy nie tylko ze względu na wyniki, ale także liczbę radnych, bo są one pierwsze, w których łodzianie wybiorą o trzech radnych mniej niż dotychczas - nie 43, a 40.

Jest tak dlatego, że spada liczba mieszkańców Łodzi: według ustawy samorządowej, gminy do 200 tys. mieszkańców wybierają 25 radnych, a kolejnych trzech za każde rozpoczęte 100 tys. mieszkańców, z tym, że ważny jest rejestr wyborców na ostatni dzień roku poprzedzającego wybory. 31 grudnia 2009 r. łodzian było niespełna 705 tys., w 2010 r. wybierano zatem 43 radnych. Faktycznie zaś poniżej 700 tys. mieszkańców Łódź spadła we wrześniu 2010 r., czyli dwa miesiące przed wyborami. Zmiany już wprowadzono: poprzednio w 8 okręgach wyborczych wybierano od 5 do 7 radnych, w najbliższej elekcji będzie to 8 okręgów pięciomandatowych.

Co więcej, jeśli traci Łódź, traci też województwo, jest zatem niemal przesądzone, że i Sejmik Województwa Łódzkiego uszczupli się z 36 do 33 radnych, w tym jeden mandat straci sama Łódź. Każdy region za 2 mln mieszkańców ma 30 radnych, każde kolejne rozpoczęte 500 tys. to kolejnych 3 radnych. Ostatniego dnia 2009 r. Łódzkie miało 2 mln 514 tys. mieszkańców, ale we wrześniu 2013 już tylko 2 mln 466 tys. Oficjalne dane do rejestru wyborców na dzień 31 grudnia 2013 r. jeszcze do łódzkiej delegatury PKW z gmin spływają, ale trudno się spodziewać, by województwu między wrześniem a końcem grudnia 2013 r. przybyło 34 tys. mieszkańców, gdy od lat mamy do czynienia z trendem spadkowym.

Demograficzna równia pochyła

Mniejsza liczba radnych to kłopot raczej żaden, gorzej z okolicznościami, w jakich ta zmiana się dokonuje, bo Łódź - jak wynika ze statystyk - wyludnia się w tempie szybszym niż inne wielkie polskie miasta.

Równo 30 lat temu według danych Głównego Urzędu Statystycznego mieszkało tu 849 tys. ludzi, a 1984 był ostatnim rokiem wzrostu, bo po nim zaczęła się demograficzna równia pochyła, która trwa do dziś. Od tamtego czasu w mieście notowany jest ujemny przyrost naturalny, czyli przewaga zgonów nad urodzeniami, choć Łódź szczyt liczby ludności w całej swej historii zanotowała w 1988 r. - 854 tys. Tyle że miało to związek z administracyjnym wchłonięciem przez miasto kilkunastu wsi.

Do 1988 r. malała tylko Łódź, pozostałe miasta w niewielkim stopniu, ale jednak rosły, najwięcej Poznań, bo o 2,1 proc. w porównaniu z 1984 r. Później, porównując stany z lat 1988 i 2002, spadało już tylko Poznaniowi i Łodzi. W stolicy Wielkopolski ubytek wyniósł 7 tys. ludzi (1,9 proc), a w Łodzi aż 69 tys. ludzi, czyli ponad 8 proc., gdy tymczasem Kraków urósł o 1,5 proc., Warszawa o 2 proc., a Wrocław utrzymał status quo. Do 2006 r. poza Warszawą spadało już wszystkim, ale najwięcej Łodzi. W 1984 r. Łódź miała od Krakowa o ponad 100 tys. ludzi więcej, a w 2006 już tylko o 4 tys. Rok później to Kraków został drugim co do wielkości miastem w Polsce. Dlaczego tak się stało?

GUS wyliczył, że gdyby brać pod uwagę tylko ujemny przyrost naturalny między 1984 a 2006 rokiem, w Łodzi wyniósłby on 95 tys. osób, czyli ponad 11 proc., podczas gdy Warszawa zmniejszyła się o 6 proc., Poznań o2 proc., Wrocław o 0,9 proc., a Kraków wzrósłby o 0,2 proc. Złożyła się na to dosyć skomplikowana relacja nie tylko urodzeń do zgonów, ale także wieku, w którym kobiety mają najlepsze warunki do rodzenia oraz ich liczba w Łodzi, a także Krakowie, który nas wyprzedził. Poza tym w grę wchodzą tzw. salda migracyjne, a także długość życia mieszkańców.

Te ostatnie dane są dość znaczące, gdy spojrzeć na statystyki GUS z początku lat 70. w porównaniu z 2002 r. Wynika z nich, że długość życia mężczyzn zwiększyła się we wszystkich miastach. Najwięcej w Warszawie (mężczyźni +5,9, a kobiety+5,5), a najmniej w Łodzi (+1,8 oraz +3,8). Ostatnie badania GUS dla Łodzi i regionu ten trend tylko potwierdzają. Mężczyźni w Łodzi dożywają średnio 70,1 lat, a kobiety79,4. Najstarsza spośród wielkich miast jest oczywiście Łódź, gdzie kobiet i mężczyzn w wieku poprodukcyjnym mieszka ponad 168 tys., czyli 23,4 proc. populacji.

Mniej narodzin, więcej wyjazdów

Ta populacja dziś, według danych GUS, wciąż przekracza 700 tys., bo GUS wylicza faktyczną liczbę mieszkańców, także tych, którzy nie są zameldowani. Inaczej z rejestrami PKW, która rejestruje tylko zameldowanych. Ta liczba zeszła już do 680 tys.

Łódź zmniejsza się nie tylko przez ujemny przyrost naturalny, ale i ujemne saldo migracyjne, czyli mówiąc krótko: więcej osób stąd wyjeżdża, niż się tu osiedla. Do 2006 roku to saldo było na plusie, choć nie tak korzystne, jak w innych miastach. Jednak tylko ostatnie lata to przeciętny odpływ około 1,5 tys. łodzian rocznie, a napływ około 450. Standardem powoli staje się osiedlanie w strefie aglomeracyjnej miasta, czyli w promieniu 30 km od Łodzi. Najciekawszy przykład to Aleksandrów Łódzki. Tylko w ciągu dziesięciu lat gminie przybyło 4 tys. mieszkańców, głównie łodzian, a to i tak nie wszyscy, bo być może drugie tyle jeszcze się nie zameldowało. W Aleksandrowie budują właśnie przedszkole i żłobek.
W ciągu 30 lat Łódź straciła ponad 100 tys. mieszkańców (jeśli policzyć tylko zameldowanych - jeszcze więcej) generalnie przez ujemny przyrost naturalny i ujemne salda migracyjne, a oba te czynniki były największe w skali wielkich miast. Wytłumaczenie jest stałe od lat: upadek monokultury włókienniczej, silnie sfeminizowanej i niezbyt korzystnej dla zdrowia. W sytuacji, gdy ludzie seryjnie tracą pracę, nie myślą o powiększaniu rodziny. Gdy ktoś ma możliwość - wyjeżdża. A w takiej sytuacji niewielu do miasta napływa.

W Łódzkim Planie Przeciwdziałania Depopulacji (2013) można przeczytać, że "Łódź to jedyne polskie miasto wojewódzkie, w którym mieszkańcy żyją średnio krócej niż ogół ludności województwa i kraju. Takie wyniki są rezultatem złego stanu zdrowia mieszkańców, niskiej świadomości zdrowotnej i niezdrowego trybu życia" - czytamy. Jako region jesteśmy w czołówce zachorowań na choroby układu krążenia i nowotwory, a przodujemy w poziomie zachorowalności na gruźlicę. W samej Łodzi zaś utrzymuje się wysoka umieralność ludzi przed 20. rokiem życia, a w przedziale wiekowym od 20. do 60. roku życia poziom umieralności jest wyższy o kilkadziesiąt procent od średniej krajowej.

Z danych Instytutu Psychiatrii i Neurologii oraz GUS wynika, że region łódzki jest liderem wzrostu pod względem liczby osób z zaburzeniami psychicznymi, co ma związek głównie ze stresem i nerwicami, które są efektem m.in. relatywnie wysokiego bezrobocia. GUS na koniec kwietnia zeszłego roku podał statystykę, z której wynikało, że wyższe bezrobocie od Łodzi (12,8 proc.) ma wśród miast wojewódzkich tylko Białystok, a choćby Poznań czy Warszawa zeszły poniżej 5 proc. Plusem zaś jest fakt, że w 2013 r. w Łodzi wzrosła średnia płaca do ponad 3,6 tys. Jednak w innych wielkich miastach też wzrosła, a wcześniej i tak zarabiano tam lepiej niż w Łodzi.

Kto tu będzie chciał zamieszkać?

Prognozy na przyszłość dla Łodzi optymistyczne nie są, ale i nikt się raczej takich scenariuszy nie spodziewał. W raporcie o stanie miasta z marca 2013 r. zaznaczono, że w ciągu dnia w Łodzi jest o 100 tys. ludzi więcej, niż w niej mieszka. To w przeważającej części studenci i zdaje się, że władze miasta z nimi wiążą większe nadzieje. W przywoływanym już raporcie czytamy m.in., że "przemiany demograficzne, jakie zajdą do 2030 r., dowodzą, że rozwój miasta nie będzie opierał się na zwiększaniu potencjalnych zasobów pracy, a musi wykorzystywać jakościowe czynniki wzrostu, takie jak podnoszenie poziomu wykształcenia mieszkańców. Na skutek przewidywanego spadku liczebności osób w wieku akademickim łódzkie uczelnie rozpoczęły działania mające na celu podniesienie jakości, unikalności, a więc konkurencyjności prowadzonych kierunków studiów".

Tymczasem w Łódzkim Planie Przeciwdziałania Depopulacji można znaleźć zdanie, że tendencja, która ulegnie pogłębieniu w przyszłości, to m.in. "niska atrakcyjność osiedleńcza stolicy województwa, nieprzyciągająca ludności spoza województwa, ale również niewystarczająca do utrzymania młodzieży z regionu, chcącej studiować na jego terenie". Pierwszy dokument opublikował magistrat, drugi Urząd Marszałkowski.

Generalnie w Łodzi panuje dość paradoksalna świadomość: np. część polityków, głównie władzy, narzeka, że problem wyludniania się Łodzi jest wyolbrzymiany przez media, co służy tzw. czarnemu PR, bo łodzianie migrują poza miasto, ale pozostają w aglomeracji. Tymczasem oficjalne miejskie i marszałkowskie dokumenty o tym problemie mówią wprost.

W Strategii Rozwoju Miasta Łódź 2020+ czytamy np., że "w Łodzi zmniejszy się liczba osób zdolnych do pracy. Rozpoczynających pracę w 2020 r. będzie o 3,6 tys. mniej niż w 2010 r. (5 tys. wobec 8,6 tys.). Każdego roku wiek 60 lat osiągać będzie od 11 tys. 14 tys. osób. Zmniejszy to skalę bezrobocia, ale także obniży tempo wzrostu dochodów znajdujących się w dyspozycji ludności. Następować będzie proces starzenia się ludności. W Łodzi udział osób w wieku 60+, obecnie wynoszący 25,3 proc., wzrośnie do roku 2020 do 33,3 proc.".

Mocne strony Łodzi wymienione w strategii to między innymi Kolej Dużych Prędkości i korzyści z autostrad. Na to, jak wiemy, trzeba będzie jeszcze poczekać, a KDP możemy w ogóle nie doczekać. W aktualizacji strategii wyczytamy zapewne o korzyściach płynących z tzw. małego Expo, bo rewitalizacja ma się nie ograniczać do modernizacji budynków, ale być też inwestycją w ludzi. Na razie prognozy są takie, że w 2030 r. Łódź liczyć będzie 6o5 tys mieszkańców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki