Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piąte złoto dla zuchwałych łodzian

Bogusław Kukuć
Złote medale mistrzów Polski znów na piersiach Meraba Gabuni (w nowej fryzurze) i jego dzielnych łódzkich kolegów
Złote medale mistrzów Polski znów na piersiach Meraba Gabuni (w nowej fryzurze) i jego dzielnych łódzkich kolegów fot. Krzysztof Szymczak
Finał ekstraklasy rugby był rozgrywany systemem play off po raz ósmy. W każdym walczył łódzki klub Blachy Pruszyński Budowlani. Pierwszy raz miał tak dramatyczny przebieg, ale skończył tak jak przed rokiem.

Triumfem łodzian, którzy w sobotę przy ul. Górniczej wobec 3,5 tysiąca widzów (w tym kilkuset z Trójmiasta) pokonali Lechię Gdańsk 19:16 (5:3).

Zdetermonowani goście wierzyli w sukces. W przedostatniej kolejce sezonu zasadniczego w meczu przegrali w Łodzi tylko 16:18, notując dwa przyłożenia, a łodzianie żadnego. Teraz czuli zapach złota. Do 5 min nie pozwalali broniącym tytułu gospodarzom wyjść z własnej połowy. Lechia miała szansę zdobycia punktów z przyłożenia, jednak łodzianie bronili się heroicznie, choć momentami stali piętami na linii końcowej. W 14. minucie Jurij Buhało zdobył 3 punkty dla gości po celnym kopie z karnego. W 8 minut później łodzianie przeprowadzili pierwszą płynną akcję zespołową lewą stroną Przyłożeniem zakończył ją Kacper Ławski. Dwa punkty z podwyższenia mógł jeszcze zdobyć Tomasz Stępień, ale spudował drugi raz. W 27 min. nie trafił po raz trzeci. Lechia odzyskała inicjatywę. Tuż przed przerwą goście byli tak pewni, że zignorowali sygnał ich drugiego trenera, najlepszego ongiś polskiego rugbisty Grzegorza Kacały, który ryczał "Słupy, słupy!!!", chcąc zapewne by Buhało kopem odzyskał prowadzenie, co miałoby walor psychologiczny. Budowlani z trudem przetrwali oblężenie.

Drugą połowę rywale też zaczęli lepiej. W 47. min Lechia odzyskała prowadzenie po kopie z karnego Buhały, a dwanaście minut później po widowiskowej akcji przyłożenie zaliczył Mariusz Wilczuk i było 5:11. Buhało jednak nie wytrzymał nerwowo mimo wybornej pozycji. Łodzianie ruszyli do desperackiej ofensywy. Stępień nie trafił po raz czwarty. Łodzianie atakowali nadal i w 80 min. Tomasz Kozakiewicz przyłożył, a dwa punkty z podwyższenia dodał Tomasz Grodecki i publiczność wiwatowała, bo zrobiło się 12:11. Dobrze prowadzący mecz Francuz Eric Gauzins przedłużył mecz o 10 minut, bo udzielano pomocy Tomaszowi Rokickiemu, odwiezionemu karetką do szpitala.

W 88. minucie fatalny błąd popełnił Sławomir Kiełbik, który koło własnego pola punktowego stracił piłkę. Z całą bezwzględnością wykorzystał to Wilczuk i zdobył 5 pkt. z przyłożenia. Buhało nie zdołał podwyższyć. W obozie gości, którzy objęli prowadzenie zapanowała dzika radość. Do ławki rezerwowych przesunięto kontener z koszulkami "Lechia Gdańsk mistrz Polski 2010" . Ale 120 sekund w rugby to dużo czasu. Łodzianie natarli z pasją i zuchwały atak zakończył się sukcesem. Przyłożył Grodecki, który chwilę później trafił z podwyższenia, ustalając wynik na 19:16 dla Budowlanych.
- Przed meczem mówiliśmy, że z Lechią trzeba grać do końca, bo punkty można zdobyć w ostatniej minucie. I tak się stało - mówił trener mistrzów Mirosław Żórawski. - Końcówka była dramatyczna i przyznam, że po przyłożeniu Lechii zwątpiłem w wygraną. Błąd Sławka był koszmarny i mógł się okazać kosztowny. Powiedziałem mu, by jak najszybciej o tym zapomniał. Jesteśmy mistrzami i to jest najważniejsze. Bohaterem okazał się ten, który rozpoczynał sezon jako rezerwowy. Tomek Grodecki wrócił jednak do formy sprzed lat i to on był dzisiaj ojcem sukcesu - powiedział Żórawski.

Po meczu nawet legendarny Grzegorz Kacała przyznał, że był to wyjątkowy finał, stanowiący znakomitą reklamę dyscypliny i powinno się go wyświetlać przed kolejnymi finałami, by pokazać, co może się zdarzyć w meczach o najwyższą stawkę.

Złote i srebne medale wręczała poseł Hanna Zdanowska. Radość zuchwałych łodzian z piątego mistrzostwa (wcześniej 1983, 20096, 2007 i 2009) i ich wspaniałego prezesa Wiesława Chudzika zakłóciła tylko informacja, że władze Polskiego Związku Rugby postawiły, że sobotni finał Pucharu Polski ma być rozgrywany w Gdyni, co nie jest zgodne z regulaminem, bo gospodarzem powinni być łodzianie. Powtórka dubletu sprzed roku może być trudna.

Decyzja ta jest dziwna, bo przecież organizacja meczu o mistrzostwo przy ul. Górniczej była godna finału. Hymn grała orkiestra MKP, spotkanie poprzedził przejazd klubu motocyklowego Knight Riders, z losowanie licznych nagród i gadżetów będzie najmilej będzie wspominała sympatyczna młoda para, która na numer 362 wylosowała dwuosobową wycieczkę do Paryża, ufundowaną przez Rainbow Tours.

Blachy Pruszyński Budowlani Łódź - Lechia Gdańsk 19:16 (5:3)

Punkty: dla łodzian: Tomasz Grodecki 9, Kacper Ławski 5, Tomasz Kozakiewicz 5. Dla gdańszczan: Mariusz Wilczuk 10, Jurij Buhało 6.

Blachy Pruszyński Budowalni: Łukasz Sachrajda, Michał Królikowski, Bastien Siepielski, Michał Zych, Dominik Fortuna, Kacper Ławski, Michał Mirosz, Merab Gabunia, Maciej Pabjańczyk, Tomasz Grodecki, Dariusz Kaniowski, Tomasz Stępień, Łukasz Żórawski, Tomasz Kozakiewicz, Sławomir Kiełbik oraz Marek Mirosz, Dominik Skawarciak, Łukasz Rydzyński, Krzysztof Szulc. Trener: Mirosław Żórawski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki