Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kocham cię mamusiu, tylko tata kazał mi mówić, że cię nienawidzę

Agnieszka Jasińska
123rf
To dziecko cierpi najbardziej, kiedy rodzice nie potrafią się dogadać i walczą ze sobą. Polskie sądy nie mają dobrych procedur i czasami są zupełnie bezsilne wobec głupoty i bezmyślności dorosłych.

Co pięcioletnia łodzianka Ola zapamięta z ostatnich wakacji? Płaczącą mamę? A może tatę, który chwycił ją pod pachę i zabrał z domu? Na pewno nie zapamięta szumiącego morza i plaży w Łebie. A tak bardzo chciała tam pojechać. Mama już spakowała do walizki jej ulubione zabawki i strój do opalania. Jednak dzień przed zaplanowanym wyjazdem tata wsadził Olę do samochodu i pojechał... Choć minęły dwa miesiące, mama wciąż nie wie, dokąd mąż uprowadził córkę.

Kiedy wróci Ola?
Najgorsza jest bezsilność. Pani Beata, mama Oli, była już wszędzie. Na policji, w sądzie. Zaginięcie córki zgłosiła Itace. I czeka. Borys, 3,5-letni braciszek, pyta kiedy wróci Ola. Pyta też o tatę.

- Wczoraj syn zauważył w przedpokoju męski płaszcz. Od razu zapytał czy to taty. A to był płaszcz dziadka - opowiada pani Beata.

- Modlę się, żeby wszystko dobrze się skończyło. Dzieci tak bardzo cierpią - dodaje łamiącym się głosem babcia Oli.

Beata i Daniel byli małżeństwem jakich wiele. Ona uczyła, on pracował jako informatyk. Z Łodzi wyjechali do Warszawy. Bo tam akurat była praca. Najpierw urodziła się Ola, półtora roku później - Borys. Razem z dziećmi przyszły pierwsze konflikty.

- Mąż na wszystko dzieciom pozwalał. Ja nie. O to zaczęliśmy się kłócić. A potem wszystko posypało się jak domek z kart - mówi pani Beata.

Mama Oli wciąż nie może zapomnieć chwili, kiedy mąż wziął córkę pod pachę i po prostu zabrał z domu. To było jak w amerykańskim filmie.

- Z Borysem na ręku próbowałam go powstrzymać. Synek płakał, ja też. Usłyszałam wtedy, że teraz córkę będę mogła oglądać tylko na zdjęciach. A po syna mąż jeszcze wróci - opowiada pani Beata. - Odchodzę od zmysłów. Wciąż nie wiem, gdzie jest teraz moja córka.

Tata : -Celowo zabrałem Olę

O dramacie Beaty napisaliśmy w sobotę w "Polsce Dzienniku Łódzkim". Dwa dni później do naszej redakcji przyszedł mejl: "Jestem ojcem Aleksandry. Chciałbym poinformować, że poszukiwana osoba znajduje się pod moją opieką, jest zdrowa i bezpieczna. Została celowo przeze mnie odizolowana od matki" - przeczytaliśmy. Odpowiedzieliśmy prosząc o numer telefonu. Pan Daniel bez problemu zgodził się na rozmowę. Tylko telefoniczną, bo nie chce zdradzić miejsca pobytu.

- Uprowadziłem córkę, bo matka ją biła. Zauważyłem siniaki. Córka mówiła, że uderzyła się o łóżko albo zrobiła sobie krzywdę na placu zabaw. Jednak to były siniaki o regularnym kształcie - takie się ma od pobicia - mówi ojciec Oli.
Pytamy pana Daniela o dowody. Wysyła mejla z obdukcją. W dokumencie lekarz potwierdza zasinienia. Za chwilę dostajemy kolejnego mejla. Tym razem z badaniami psychologicznymi dziewczynki.

"Poproszona o narysowanie swojej rodziny - Ola rysuje najpierw duży dom, następnie okna. W oknach rysuje twarze. W następującej kolejności: mama - twarz dominująca na tle pozostałych członków rodziny, wychodzi poza okno. Następnie rysuje swoją twarz z prawej strony twarzy mamy. Obok twarz mamy, z lewej strony, Ola narysowała twarz taty - jest to najmniejsza twarz na rysunku- i twarz brata. Diagnostyczne jest to, że Ola nie narysowała całych postaci swojej rodziny. Wszyscy zamknięci są w jakimś domu twierdzy, z dachem w agresywnym czerwonym kolorze. Mama na rysunku jest osobą wyraźnie dominującą i oddziela Olę od twarzy ojca i brata - Borysa" - czytamy w ocenie psychologicznej rysunku 5-latki.

Ciągle zmienia telefony

Pan Daniel nie chce powiedzieć, gdzie jest Ola. W ciągu czterech dni, kiedy się kontaktujemy, aż trzy razy zmienia numer telefonu. Przyznaje też, że ma ograniczone pole działania, bo musi zajmować się dzieckiem. W kolejnych mejlach mężczyzna dosyła nagrania mamy Oli.

- Zostawiałem w domu dyktafon, kiedy wychodziłem do pracy - mówi ojciec Oli. - Na jednym nagraniu słychać jak żona mówi do córki "Ty paskudo".

Ojciec przyznaje, że liczy się z tym, iż przez ukrywanie córki sąd może ograniczyć mu prawo opieki nad dziećmi.

- Ale muszę izolować córkę od matki. Ola jest też świadkiem w sprawie karnej. Właśnie toczy się śledztwo. Nie chcę mówić o szczegółach, ale chodzi o postępowanie matki wobec Oli - twierdzi.
Monika Lewandowska, rzeczniczka Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów potwierdza, że takie postępowanie rzeczywiście zostało wszczęte. Nie udziela jednak w tej sprawie żadnych informacji.
Tymczasem Sąd Okręgowy w Łodzi wydał już postanowienie o ogólnopolskich poszukiwaniach Oli.

Itaka szuka nie tylko Oli

Mała Ola jest jednym z wielu dzieci porwanych przez rodzica, w poszukiwanie których zaangażowano Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych Itaka.

Aleksandra Jerzmanowska, psycholog i specjalista ds. poszukiwań Itaki, wymienia jednym tchem: - Szukaliśmy też innej 5-latki. Jej ojciec jest pochodzenia palestyńskiego, matka to Polka. Ojciec uprowadził dziecko za granicę. Dzięki naszej informatorce udało się dziecko zlokalizować w jednym z krajów europejskich. Dzięki wspólnej akcji Itaki, policji polskiej i brytyjskiej - udało się dziecko sprowadzić do Polski. Jest już z matką - mówi Aleksandra Jerzmanowska. - Cały czas natomiast szukamy dwóch chłopców: ośmio- i sześciolatka. Ich matka jest Polką, ojciec Kanadyjczykiem. Matka porwała i wywiozła chłopców do Europy. Szukamy ich od prawie roku, ciągle nie wiemy, gdzie są. Ojciec jest zrozpaczony.
Przed łódzkim sądem natomiast toczy się sprawa 33-letniej łodzianki, która walczy o odzyskanie syna. Wczoraj przesłuchani zostali dziadkowie chłopca. Anna urodziła dziecko w Grecji, ale uciekła z nim do Polski. Uciekła, bo Ioannis - jej partner bił ją i znęcał się nad nią psychicznie. Mimo to sąd uznał, że pani Anna uprowadziła syna z domu jego ojca i nakazał oddać mu chłopca. Prawnicy odwołali się od tego wyroku. Łódzki sąd apelacyjny uznał, że sąd I instancji rozpatrzył sprawę w zbyt szybkim tempie i skierował ją do ponownego rozpatrzenia.

- Liczymy na pozytywne rozstrzygnięcie. Dziecko Anny jest bardzo związane z matką, nie mówi po grecku, więc odesłanie go do Grecji byłoby dla niego ogromną traumą - powiedział nam mecenas Piotr Kaszewiak, reprezentujący łodziankę przed sądem.

To krzywda dla dzieci

Katarzyna Nowosielska, prawnik z Zespołu Poszukiwań i Identyfikacji Itaki, nie ukrywa, że porwania rodzicielskie zdarzają się coraz częściej. Potwierdza to także Elżbieta Czyż z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, choć przyznaje, że dokładnych danych nikt nie zbiera.

- Po otwarciu granic UE i przy możliwości nieograniczonego podróżowania po niej porwania stają się łatwiejsze - podkreśla Nowosielska. - Niestety, coraz częstszym problemem są uprowadzenia do krajów muzułmańskich, skąd dziecko bardzo ciężko wydostać. Zanim rozpoczniemy poszukiwania, nasi prawnicy analizują pod kątem prawnym sytuację dziecka i ustalają co będzie dla niego najlepsze. Może się np. zdarzyć tak, że opiekun, który chce szukać małoletniego, jest pozbawiony władzy rodzicielskiej i nie podejmujemy takiej interwencji.

Elżbieta Czyż z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka podkreśla, że sytuację dzieci poprawiłyby mediacje przedrozwodowe.

- Rodzice powinni podpisywać kontrakty. Przed rozwodem powinni obiecać, że nie będą manipulować dzieckiem ani go uprowadzać. I dopóki nie ustalą między sobą, jak mają opiekować się dziećmi, sąd nie powinien dać im rozwodu - mówi Czyż. I dodaje, że nie wierzy w cuda, że zmieniłoby to sytuację wszystkich małżeństw. Jednak części na pewno tak.

Według psycholog Beaty Matys- - Wasilewskiej rodzice, którzy traktują dziecko jako narzędzie walki podczas rozwodu, zachowują się nieodpowiedzialnie i egoistycznie.

- Dziecko w każdym wieku czuje, że coś złego się wokół niego dzieje - mówi psycholog. - Chociaż zwykle jest tak, że rodzic, który uprowadził dziecko, bardzo dobrze się nim zajmuje. Zabiera na karuzelę, do kina. Dziecko ma wrażenie, że fajnie spędza czas z mamą czy tatą. Maluchy się łatwo klimatyzują. Nie mówią, że tęsknią, a jeśli już o tym wspominają, to bardzo delikatnie. Nie potrafią stanąć po żadnej stronie. Choć tata je zabrał od mamy, to nie jest dla nich zły. Mama też jest dla nich dobra.

Elżbieta Czyż dodaje: - Kiedy dziecko jest małe, trauma jest dla niego mniejsza. Jednak jeśli już chodzi do szkoły, oprócz odseparowania od matki czy ojca zostaje też odseparowane od kolegów i środowiska, w jakim przebywało do tej pory.
Takie traumatyczne wydarzenia mogą się potem odbić kłopotami w szkole. W dorosłym życiu takie osoby są płaczliwe, mają zmienne nastroje. To reakcja na szarpaninę, jakiej stały się udziałem.
Beata Matys-Wasilewska pociesza, że uprowadzenie małego dziecka nie zawsze pozostawia negatywny ślad w jego psychice. -To możliwe - podkreśla psycholog.- Jeśli traumatyczne wydarzenie zostanie pozytywnie skorygowane, nikt nie będzie do niego wracał, to maluch nie będzie go pamiętał.

Policja niewiele może

Mama Oli jest kłębkiem nerwów. Denerwuje się, że policja zbyt wolno szuka córki. Policjanci tłumaczą, że niewiele mogą w tej sprawie zrobić.

- Staramy się ustalić miejsce pobytu dziewczynki. Póki rodzice mają pełnię władzy rodzicielskiej, policja nie ma prawa odbierać dziecka któremukolwiek z nich - tłumaczy podinspektor Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. - Takie sprawy rodzinne są niezmiernie delikatne. Nie wyobrażam sobie, by działania mundurowych miały powodować dodatkową traumę u dziecka. Najważniejsza jest dobra wola obu stron, dla których priorytetem powinno być dziecko i jego poczucie bezpieczeństwa.

Potwierdza to mecenas Maria Wentland-Walkiewicz.
- W takiej sytuacji policja może ustalić tylko miejsce pobytu dziecka. Nie może zabrać go siłą. Dopóki sąd nie ograniczy praw rodzicielskich ojcu, nie można zbyt wiele zrobić - podkreśla adwokat.
Sprawą Oli zainteresował się już Marek Michalik, rzecznik praw dziecka.

- Rzecznik zapoznał się z informacjami służb pomocy społecznej i policji na temat rodziny oraz aktami sądowymi tej sprawy - mówi Maciej Zwierzyński z biura rzecznika praw dziecka. - Marek Michalik poprosił też łódzkich policjantów o informacje na temat podjętych w tej sprawie czynności. Według rzecznika dziecko - jeżeli nie zagraża to jego życiu lub zdrowiu, powinno się widywać z obojgiem rodziców.

***

Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych Itaka, uprowadzeniami rodzicielskimi zajmuje się od listopada 2009. Przez ten czas trafiły tam 23 takie sprawy.
Kiedy współmałżonek uprowadzi dziecko, należy zgłosić ten fakt na policję, złożyć wniosek do sądu rodzinnego o zwrot dziecka i o ograniczenie praw rodzicielskich drugiemu rodzicowi w związku z porwaniem. Warto też zgłosić się do Itaki. - Zapewniamy porady prawne i psychologiczne. Radzimy co i jak trzeba zrobić, kierujemy do odpowiednich instytucji. Podejmujemy działania poszukiwawcze, nagłaśniamy sprawę w mediach - mówi Aleksandra Jerzmanowska, psycholog Itaki.
Rodzicowi, który ma ograniczone prawa do opieki, a uprowadzi dziecko, grożą nawet 3 lata pozbawienia wolności. Jeśli ma natomiast pełnię praw rodzicielskich - może je stracić.
jas

Rodzice coraz częściej traktują dziecko jako kartę przetargową podczas rozwodu. Maluch jest dla nich przede wszystkim narzędziem walki oraz najlepszym sposobem na zemstę na współmałżonku. To, co czuje dziecko, zupełnie się nie liczy.

Z detektywem Krzysztofem Rutkowskim rozmawia Agnieszka Jasińska

Odbijał Pan dzieci z Egiptu, Turcji, Grecji. Zazwyczaj uprowadzali je ojcowie, rzadziej matki. To były dramatyczne akcje. Odbijanie maluchów w Polsce, w innym mieście, od dziadków, od rodziny takiego dramatyzmu wydaje się być pozbawione...

To nieprawda. Na terenie Polski te akcje tylko pozornie wydają się łatwiejsze. W rzeczywistości wcale nie są proste. Uprowadzane dziecko traktowane jest przez rodziców jak paczka. Wykorzystują je do rozgrywek pomiędzy sobą. Rodzice nie panują nad swoimi emocjami, posuwają się do bardzo brutalnych kroków. I to niestety dziecko cierpi najbardziej.

Jak zachowują się maluchy, kiedy widzą, że za chwilę mają zostać siłą odebrane jednemu z rodziców?

Bardzo różnie. Są dzieci bardzo spokojne i opanowane. Nie krzyczą, nie płaczą. Są też dzieci, które wpadają w szał. Były manipulowane, więc nie chcą zostać zabrane rodzicowi, który je uprowadził. Łapią się wszystkiego co popadnie, krzyczą, szarpią się.

To są aż tak drastyczne obrazki?

Tak. Do dzisiaj pamiętam sytuację, kiedy przyjechaliśmy po chłopca uprowadzonego przez ojca. To było polskie małżeństwo, ale mieszkające w Stanach Zjednoczonych. Ojciec zabrał z Ameryki syna i córkę i uciekł do Polski. Matka ruszyła na ich poszukiwanie, wynajęła nas. Namierzyliśmy ich pod Kielcami. Bez problemu udało się przechwycić córkę. Niestety, gorzej szło z synem. Wreszcie mieliśmy odbić go, gdy trafił do szpitala. Kiedy moi ludzie weszli na salę, dziecko kurczowo złapało się łóżka. Trzymało się tak mocno, że nikt nie zdecydował się na szarpaninę z maluchem. Dlatego wynieśliśmy łóżko wraz z dzieckiem ze szpitala i zanieśliśmy na teren ambasady amerykańskiej.

A może dziecku lepiej było z tatą i dlatego nie chciało wrócić do mamy?

Kiedy już chłopczyk poczuł się bezpieczny, powiedział do mamy: - Kocham Cię mamusiu, tylko tata kazał mi mówić, że Cię nienawidzę.

Ojciec manipulował dzieckiem?

Dokładnie tak. Niestety, rodzice są w stanie posunąć się do najgorszego, kiedy zależy im na przyznaniu prawa opieki nad dzieckiem. Dbają tylko i wyłącznie o czubek własnego nosa. Lekceważą postanowienia sądu, chowają się, znikają bez śladu. Ja jestem bardzo ostrożny przy podejmowaniu tego typu akcji.

Dlaczego?

Bo trzeba być bardzo ostrożnym w sytuacjach, kiedy rodzic nie ma odebranych praw rodzicielskich, a przetrzymuje dziecko. Interweniując w takich przypadkach, bierze się na siebie ogromną odpowiedzialność. Dlatego trzeba dokładnie przeanalizować czy pomóc jednemu z rodziców. Niestety, mamy niedoskonały wymiar sprawiedliwości. Po prostu zawodzą oficjalne instytucje państwowe. I przez to dochodzi do takich sytuacji jak pod Rybnikiem. Razem z matką pojechaliśmy tam pod szkołę, żeby zabrać uprowadzone przez ojca dziecko. Przechwyciliśmy je siłą z placu zabaw. W efekcie w sprawie moich funkcjonariuszy wszczęte zostało postępowanie karne.

Więc co Pan mówi, kiedy przychodzi do Pana zrozpaczona matka, której mąż uprowadził syna czy córkę i prosi o pomoc?

Mówię: - Ludzie zastanówcie się, co robicie, dogadajcie się ze sobą, zróbcie wszystko, by dziecka nie wydzierać sobie siłą. Jesteście przecież dorośli. Pomyślcie, jaką krzywdę wyrządzacie swojemu dziecku. I mówię tak bez względu na to czy przychodzi do mnie matka, czy ojciec.
Rozm. Agnieszka Jasińska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki