Na ławie oskarżonych zasiądzie 45-letni Wojciech S., któremu prokuratura zarzuca, że z dwoma kompanami - jeden odpowie w osobnym postępowaniu, a drugi wciąż jest ścigany - napadł z bronią na dom właścicieli kantoru w Rzgowie. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do Sądu Okręgowego w Łodzi.
Śledztwo prowadziła Prokuratura Rejonowa w Pabianicach, po czym przejęła je Prokuratura Okręgowa w Łodzi. Z ustaleń śledczych wynika, że na początku 2012 roku Wojciech S. jakiś czas obserwował kantor w rzgowskim centrum handlowym. Zorientował się, jakim autem jeździ właścicielka kantoru. Dwa miesiące później zauważył kobietę w jej bmw. Pojechał za nią, by ustalić, gdzie mieszka. Śledził ją jednak tylko przez część drogi, by się nie zorientowała, że ma ogon. Manewr ten powtórzył kilka razy i w ciągu trzech tygodni ustalił, że właściciele kantoru mieszkają w małej miejscowości między Rzgowem a Łodzią.
CZYTAJ: Napad na właściciela kantoru. Wpadł 36-letni łodzianin
Potem zaczął regularnie nachodzić namierzoną rezydencję. Sprawdził ogrodzenie, poznawał obyczaje domowników, zauważył system alarmowy. Raz nawet przeszedł przez ogrodzenie i zakradł się na teren posesji. Zorientował się także, że właściciel kantoru regularnie pakuje worki z pieniędzmi do bmw (ale innego niż jego żony) i wyjeżdża do pracy.
Po tych ustaleniach Wojciech S. podjął decyzję o napadzie, który nastąpił 26 września 2012 roku. Tego dnia, a właściwie nocy, gdyż była godz. 3, Wojciech S. z dwoma kompanami podjechał samochodem w pobliże domu właścicieli kantoru. Wzięli ze sobą strzelbę gładkolufową Mossberg Maverick. Bandyci zauważyli, że około godz. 3.30 właściciel otworzył bramę do garażu i wszedł do środka, gdzie stało jego bmw. I wtedy ruszyli do akcji.
Według prokuratury, Wojciech S. z jednym wspólnikiem wpadli do garażu, otworzyli drzwi auta i mierząc ze strzelby do kierowcy rzucili: - Wysiadaj! Następni wyciągnęli właściciela z samochodu i zaczęli rabować worki z pieniędzmi. Między napastnikami a ofiarą doszło do szamotaniny, podczas której właściciel kantoru został postrzelony w nogę.
I wtedy nastąpiło coś, czego bandyci się nie spodziewali. Otóż w domu nocował znajomy właściciela, który wpadł do garażu i obezwładnił Wojciecha S. Widząc, co się dzieje, drugi bandyta wziął nogi za pas. Zdążył jedynie zabrać jeden worek, w którym było 4,4 tys. zł. Niewiele, bo w workach było w sumie 610 tys. zł. Wkrótce pod garażem zjawili się policjanci.
Zatrzymali Wojciecha S., który wpadł na gorącym uczynku. Nie zostało nic innego, jak przyznać się do winy. Ranny właściciel trafił do szpitala, w którym przeszedł operację nogi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?