Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory do Parlamentu Europejskiego: partie w Łódzkiem odkrywają karty

Marcin Darda
infografika Tomasz Frączek / fot. Michael Cashman
Partyjne karty przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w Łódzkiem zostały częściowo odkryte. Wiadomo już, że przeciw starym wyjadaczom z PO i PiS staną celebryci z SLD, lokalni bonzowie z PSL, nieznana w Łodzi kandydatka Twojego Ruchu. No i John Godson.

Wyborów do Parlamentu Europejskiego nawet oficjalnie jeszcze nie ogłoszono, ale kampania wyborcza trwa już w najlepsze. Wszystkich wyprzedził SLD, który ogłosił już sprytnie skonstruowaną listę, niemal połowę listy ma już PO, liderów ogłosił Twój Ruch, powoli robi to Polska Razem Jarosława Gowina. Najmniej informacji płynie z PiS i PSL, niemal żadnych z Solidarnej Polski.

Na czym polega sprytna konstrukcja list SLD? Otwiera ją celebrytka Weronika Marczuk, a zamyka znany i ceniony - szczególnie na południu regionu - siatkarz Michał Bąkiewicz. W środku zaś rozpoznawalne nazwiska w swoich powiatach, by wymienić tylko łodzianina prof. Grzegorza Matuszaka, obecnie wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej. Dariusz Joński przyznał, że na pomysł z Marczuk na otwarcie listy wpadł Leszek Miller, a to nazwisko w województwie zaczyna działać. Na spotkaniu w Piotrkowie Trybunalskim, niespecjalnie reklamowanym, pojawiło się ponoć 250 osób. Ale kto wie, czy Marczuk nie przebije Bąkiewicz. Spryt polega też na tym, że większość z tej listy i tak wystartuje jesienią do sejmiku województwa, więc w maju wyborczo się przetrą.

Poseł Joński powiada, że Marczuk to nie tylko celebrytka, ale przede wszystkim prawniczka i dobrze zorientowana w problemach nie tylko województwa, ale i wschodu Europy kobieta, na dodatek z "sercem po lewej stronie", która dzięki swej rozpoznawalności zapewni mandat SLD. Ale też ten sposób doboru kandydatów i ich miejsc pokazuje, że SLD nie ma dziś w regionie "swojego", który mógłby się bić o euromandat, a jeśli ma, to tylko znanego z telewizorów Dariusza Jońskiego, który zapewne nie chce kandydować, bo to ryzyko porażki, a poza tym Sojusz wierzy, że będzie współrządził krajem. Wtedy lepiej być na miejscu, nie w Brukseli.

W Platformie trochę iskrzy...

Jednak o wiele ciekawiej jest w PO, nie ze względu na oklepane nazwiska, tylko relacje między nimi. Wiadomo, że wystartują obecni eurodeputowani: Joanna Skrzydlewska i Jacek Saryusz-Wolski. Obok nich wicemarszałkowie Dorota Ryl i Marcin Bugajski. O "jedynkę" na liście walczą Skrzydlewska z Saryusz-Wolskim, a dwie ostatnie euroelekcje otwierał właśnie on.

Między zapleczami obojga polityków iskrzy, bo są różnice w ocenie ich pracy, jeszcze jesienią mówiło się, że Skrzydlewska rozważa rozwód z europarlamentem, albo start z listy innej partii, bo nie godziła się na "bezrefleksyjne faworyzowanie Saryusz-Wolskiego w PO". O tym, które z nich otworzy listę, zdecyduje Donald Tusk w marcu. W 2009 r. Saryusz-Wolski zdobył 61 proc. głosów na listę PO, a Skrzydlewska blisko 16 proc. Jednak w partii mówią, że to Saryusz-Wolski otworzy listę, m.in. dlatego, że kampania PO oprze się na 10. rocznicy wejścia Polski do UE, a łódzki eurodeputowany był jednym z najbardziej zaangażowanych w ten proces.

Jest jednak jeszcze jedna ciekawostka: szefem sztabu wyborczego PO w Łódzkiem został Paweł Bliźniuk. To wiceszef PO w regionie i szef Koła Aktywności, które w 2009 r. prowadziło kampanię drugiemu na liście PO prof. Janowi Krysińskiemu. Trzecia była Skrzydlewska, a są tacy, którzy jeszcze dziś pamiętają, jak "aktywiści" Skrzydlewską dyskredytowali podczas kampanii. Jednak dziś wybór Bliźniuka zdaje się dla Skrzydlewskiej jak najlepszy, bo to polityk, który zrobi wszystko, by utrzymać dwa mandaty. Podobno sygnały o przyjaźni i pomocy ze strony KA płyną do eurodeputowanej już od kilku miesięcy.

Inna sprawa to plotki o tym, że Skrzydlewska mogłaby konkurować z Hanną Zdanowską o prezydenturę Łodzi w przypadku fiaska euromandatu. Mało realne, ale funkcjonują. Bliźniuk to zaś żołnierz Zdanowskiej. By listę wzmocnić, proponowano też start popularnemu w Łodzi senatorowi Ryszardowi Bonisławskiemu. Odmówił.

W PiS znany tylko lider, a Makowski rozczarowany

Drugą po PO partią, która ma w Łódzkiem mandat eurodeputowanego, jest PiS. Tam póki co wiadomo niewiele, poza tym, że eurodeputowany Janusz Wojciechowski wywalczył u Jarosława Kaczyńskiego start z Łodzi, bo były pomysły, by podbijał Lubelszczyznę lub Wielkopolskę. W Łodzi miał zaś zwolnić "jedynkę" dla kandydata Radia Maryja, którym to wcale nie miała być Urszula Krupa, jak podały niektóre media, bo Krupa jest podobno zainteresowana startem do Senatu. I to w zasadzie wszystko, co dziś wiadomo z obozu PiS.

PSL dysponuje póki co szeroką listą 20 nazwisk, które osiągały najlepsze wyniki w trzech ostatnich latach, ale dziesiątkę wybierze konwencja ludowców dopiero w marcu. Na liście można się spodziewać głównych oficjeli w regionie: posła Mieczysława Łuczaka, wicewojewody Pawła Bejdy, wicemarszałków Artura Bagieńskiego i Dariusza Klimczaka, na razie cisza na temat posłanki Krystyny Ozgi. Co ciekawe, z przecieków wynika, że PSL pracuje nad pozyskaniem "jednego z łódzkich radnych, który został wyrzucony z PO". Prawdopodobnie chodzi o byłą kurator oświaty Wiesławę Zewald, którą PSL kusił już wcześniej.

Z Twojego Ruchu (łącznie z Europą plus) z jedynki wystartować ma Ewa Wójciak, dyrektorka poznańskiego teatru, szerzej jednak znana z nazwania papieża "chu...m". To zaś oznacza spore rozczarowanie byłego wojewody łódzkiego i eksszefa SLD Krzysztofa Makowskiego, który jako przewodniczący TR w regionie liczył, że "jedynkę" dostanie jego małżonka, miejska radna Anna Adamska-Makowska. W czołówce listy ma się znaleźć jeszcze Makowski oraz Michał Pacholski, poseł TR z okręgu sieradzkiego.
Nie ma jeszcze oficjalnej zapowiedzi Polski Razem Jarosława Gowina a propos startu z Łodzi Johna Godsona. Godson wciąż rozważa kandydowanie na prezydenta Łodzi. Raz nawet stwierdził, że gdyby zdobył mandat europosła (co uważa za możliwe), to i tak wystartuje w wyborach samorządowych. Oprócz niego listę uzupełnią m.in. Agnieszka Wojciechowska van Heukelom oraz Arnold Masin - były, dosyć kontrowersyjny polityk LPR z Bełchatowa i były wiceminister sportu w rządzie PiS. Masin właśnie został pełnomocnikiem partii Gowina w piotrkowskim okręgu wyborczym.

Została jeszcze Solidarna Polska, a stamtąd póki co wyszedł do mediów jeden przeciek, według którego z Łodzi kandydował będzie poseł Ludwik Dorn, minister spraw wewnętrznych i administracji za rządów PiS. Potem jednak okazało się, że Dorn będzie zdobywał Mazowsze. A zatem kto z Łódzkiego? Poseł Tadeusz Woźniak, pełnomocnik partii w Łódzkiem, mówi, że lista jest już gotowa w 70 proc., ale póki co nie może ujawnić żadnych nazwisk, bo trwają ostatnie przymiarki i rozmowy z potencjalnymi koalicjantami.

Mamy trzech europosłów, możemy mieć i jednego

Kto ma największą szansę? Tu jest problem, bo eurowybory to zupełnie co innego niż wybory do parlamentu krajowego. Żaden z 13 okręgów nie ma przypisanej liczby mandatów do wzięcia, tak jak w wyborach do Sejmu, a w wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach, jak skrajnie niska frekwencja, okręg może nawet nie dostać mandatu.

Podstawa dla listy to uzyskanie 5 proc. progu w skali kraju. Potem sprawa jest już bardzo skomplikowana. Liczba głosów ważnych oddanych łącznie na wszystkie listy okręgowe danego komitetu dzielona jest dopóki, dopóty nie wyjdzie 51 najwyższych liczb, czyli tyle, ilu w Polsce się wybiera eurodeptowanych. To podstawa do wyliczenia mandatów każdego z komitetów w całym kraju. Potem PKW liczy głosy oddane na listy w okręgach i mnoży przez liczbę mandatów, które komitet zdobył w kraju, a wynik daje liczbę mandatów w okręgu. Dostają je ci z najlepszymi wynikami.

Jednak w ten sposób nie da się rozdzielić wszystkich mandatów, wobec tego te nierozdzielone przechodzą na listy komitetu w okręgu, który miał lepszą frekwencję. W ten sposób mandat "przechodzący" zdobyła Joanna Skrzydlewska. Łódzkie w 2009 r. miało ponad 23-procentową frekwencję, gorzej było w ośmiu regionach. Ale niewiele gorzej. Stąd też Dariusz Joński mówiąc o przyczynach "zatrudnienia" Weroniki Marczuk i Michała Bąkiewicza na liście SLD wymienia też frekwencję. Mają być magnesami, które zagnają ludzi do urn, żeby Łódzkie utrzymało swoje trzy mandaty.

Generalnie rzecz biorąc, największe szanse mają zatem te partie, które eurodeputowanych już mają i utrzymują sondaże powyżej progu 5 procent. A sondaże są ostatnio o tyle ciekawe, że niektóre z nich przewidują utratę przez PO jednego mandatu w Łódzkiem na rzecz PiS... Kampania będzie zatem arcyciekawa.

Problem jest tylko taki, że frekwencja zależy również od świadomości, czym ten europarlament jest. W Polsce jest z tym kiepsko, a partie w kampanii jeszcze sprawę pogarszają. Już dziś słychać, że jakiś kandydat zamierza "walczyć z bezrobociem w regionie", a inny "obiecuje inwestorów". Tymczasem poseł do europarlamentu nie walczy o interes swego okręgu, tylko o interes paneuropejski. O takich rzeczach w kampanii mówić trudno. A walczyć trzeba, bo jest o co.

Poseł dostaje miesięcznie 6,2 tys. euro netto, czyli ok. 26 tys. zł. Do tego 306 euro nieopodatkowanej diety za dzień pracy, o którym zaświadcza podpis na liście obecności. W ten sposób można zarobić nawet 6 tys. euro, czyli niemal drugą pensję. Ponadto 4 tys. euro miesięcznie na koszty wykonywania mandatu oraz 18 tys. euro na pensje dla pracowników. Do tego dochodzi jeszcze półroczna odprawa i emerytura. Tylko za 5 lat kadencji w europarlamencie należy się około 5,7 tys. zł miesięcznie i to już od 63. roku życia. Dwie kadencje to ponad 10 tys. zł. Wysokość świadczenia będzie równa 3,5 proc. wynagrodzenia za każdy pełny rok wykonywania mandatu, ale nie może przekraczać ogółem 70 proc. wynagrodzenia.

Europosłowie zarabiają też na swoje partie

Są też pieniądze na promocję europarlamentu i oczywiście samego posła w jego okręgu. To jest zresztą cały urok roboty w Brukseli: im więcej jesteś tam, tym mniej cię tu, gdzie cię wybierają. Brukselska biurokracja zresztą świetnie tę schizofrenię rozumie, stąd ładuje sporo pieniędzy posłom, by mogli swą pracę w okręgu promować. Skrzydlewska organizuje też szkolenia w terenie, jej pracownicy jeżdżą z wykładami po szkołach, zaś Saryusz-Wolski prowadzi m.in. szereg konkursów o tematyce europejskiej w szkołach regionu.

Ale pieniądze, które zarabiają pozwalają dorobić się nie tylko im, bo liczą na nie także macierzyste partie. W PiS i SLD europosłowie odprowadzają nawet po 20 tys. składek rocznie, bo maksymalnie tyle partia może przyjąć darowizny od jednej osoby. Znacznie mniej płacą europosłowie PO. Każdy więc walczy o co innego: PO o utrzymanie dwóch mandatów, PiS o wyrwanie Platformie drugiego mandatu i przewagę psychologiczną przed wyborami samorządowymi, a podobną motywację, tyle że z mniejszą presją, ma SLD. Twój Ruch z niekojarzoną w Łodzi kandydatką gra chyba tylko na reklamę przed wyborami samorządowymi, a Solidarna Polska i Polska Razem o 5 proc. poparcia, czyli przetrwanie. A wszyscy razem o pieniądze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki