18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Autor książki "Proces szatana": w więzieniu Trynkiewicz cudem uniknął śmierci [WYWIAD]

rozm. Piotr Brzózka
Grzegorz Gałasiński
O spotkaniu z Mariuszem Trynkiewiczem opowiada Eugeniusz Iwanicki, pisarz, były dziennikarz i autor książki "Proces szatana?"

Książkę o zbrodni Mariusza Trynkiewicza zatytułował Pan "Proces szatana?". Uważał Pan, że morderca ma w sobie coś z diabła, czy była to jedynie aluzja do panującej wtedy w Piotrkowie atmosfery?

Do łódzkich redakcji zaczęły docierać głosy, że w Piotrkowie Trybunalskim pojawili się sataniści, że są jakieś ogniska, napisy. Pracowałem wtedy w "Odgłosach". Pomyśleliśmy, że warto sprawdzić. Pojechaliśmy i nic - nikt tych satanistów nie widział. Nie było co pisać. I nagle po tygodniu odnajdują trzech zamordowanych chłopców, a po kilku dniach czwartego. Sprawa stała się poważna. Wróciliśmy do Piotrkowa. Trafiliśmy na wizję lokalną, milicja właśnie oprowadzała Trynkiewicza nad jeziorem, a on opowiadał, gdzie poznał tych chłopców. Z boku stał Kaczmarek, ojciec jednego z nich. Nie puszczono go bliżej, bo był przygotowany na to, że w razie spotkania Trynkiewicz będzie żył góra 30 sekund.

Mówił mi rozżalony: - Panie, po co oni robią wizję, wystarczy, że ja dojdę bliżej i nie ma Trynkiewicza. Teraz Kaczmarek jest starszym człowiekiem, nie wiem, czy dziś dałby mu radę, ale w owym czasie ukręciłby mu łeb w ciągu paru sekund... A potem pojechaliśmy do mieszkania Trynkiewicza. Straszne jest to, że on tych chłopców nie zamordował od razu. Każdemu zadał ileś ciosów i oni wolno umierali u niego w domu. On mieszkał na pierwszym piętrze. Pod oknami siedziały starsze panie i słyszały piski, ale pomyślały, że to może jakieś koty. Dopiero jak zaczęło cuchnąć w piwnicy, ludzie zaczęli się zastanawiać.

A wierzy Pan w satanistów? Tego wątku przecież używano, by dowieść, że Trynkiewicz nie działał sam, że pozostali sprawcy są na wolności.

Wtedy nie wierzyłem i dziś nie wierzę. Ale psychoza była. Miasto było puste, dzieci wychodziły na ulice tylko pod opieką dorosłych, no bo sataniści msze odprawiają i krwi potrzebują. W domu, w którym mieszkał Trynkiewicz, wszyscy sąsiedzi byli przekonani, że to satanista. Że potrzebował krwi tych dzieci. Pan Kaczmarek do dziś w to wierzy, a wtedy, w czasie wizji lokalnej, nawet nam pokazał napis na takim wzgórzu - wymordujemy czterech kolejnych chłopców. I stąd właśnie tytuł mojej książki - ze znakiem zapytania.

Spotkał się Pan z Trynkiewiczem w celi śmierci...

Przygotowałem zestaw pytań, ale nie chciał rozmawiać, nie chciał też odpowiedzieć na piśmie. Jego sprawa. Ale wychodząc, powiedziałem do niego: - Panie Trynkiewicz, zakładamy, że niemożliwe staje się możliwe, wchodzi prokurator i mówi, że jest pan wolny, jeśli pan da słowo, że nigdy więcej pan nie zrobi nic złego. I zapytałem go: - Panie Trynkiewicz, dałby pan słowo honoru? Nie, nie dałby...

Wyrok przyjął spokojnie, ale potem bał się, że go zabiją współwięźniowie. Czyli jednak nieobce były mu zwykłe ludzkie odczucia...

Filozofia Trynkiewicza sprowadzała się do tego, że on nie przyjął do wiadomości popełnionego przez siebie czynu. Dlatego ani nie chciał oglądać tych zwłok, ani filmu z wizji lokalnej, bo twierdził, że jak to zobaczy, to przyjmie, że to zrobił. A tak to jest czysty, właściwie bez żadnej winy. Przecież on pociął chłopców nożem i normalnie poszedł na obiad. A gdy w telewizji mówiono, że znaleziono zamordowanych chłopców, on pierwszy domagał się kary dla mordercy. A co do więzienia - współosadzeni chcieli go powiesić. Ja pracowałem prawie trzy lata w więzieniu na oddziale, gdzie byli ludzie z wyrokami od 15 lat do kary śmierci i wiem, jaka jest ta społeczność. Można tolerować każdego, ale nie pedofila. Trynkiewicz cudem uniknął śmierci. Powiesiliby go, gdyby któryś więzień przytomnie nie powiedział: dlaczego mamy klawiszy wyręczać. Przecież i tak go powieszą. To ich powstrzymało. Później dowiedziałem się jeszcze od dziennikarki ze Strzelec Opolskich, że do tamtejszego więzienia - do którego trafił Trynkiewicz - zgłosił się jakiś facet do pracy. Szybko się okazało, że był wynajęty, zatrudnił się po to, żeby zabić Trynkiewicza.

Ale morderca, zgodnie ze swoim planem, w dobrym zdrowiu dotrwał do końca kary. Co z nim będzie, jeśli okaże się, że we wtorek może wyjść wolny?

Z tego co słyszałem, chce się osiedlić na Śląsku ze swoim przyjacielem. Prawdopodobnie jest homoseksualistą, możliwe więc, że to prawda. Ale gdyby wrócił do Piotrkowa, nie wiem, czy wyszedłby z tego żywy. Pamiętam z czasów procesu, jak reagowali rodzice tych chłopców. Jakieś 10 czy 15 lat temu złożył mi wizytę jedyny żyjący z trzech synów pana Kaczmarka. Nie wiem, czego chciał, ale bardzo wypytywał o Trynkiewicza.... Wiem, że morderca usiłował zmienić nazwisko, nie poszli mu na rękę. Nie wiem, czy dostanie paszport, ale przecież w Unii może wyjechać na dowód dokąd chce. On ma całą Europę otwartą.

Dlaczego chciał Pan być obecny przy egzekucji Trynkiewicza. Zaczął Pan nawet załatwiać sobie przepustkę.

Byłem dziennikarzem prawie 30 lat. Spotykałem się z patologią społeczną, pisałem o zabójstwach, ale z czymś takim, jak tamte zbrodnie, nie spotkałem się nigdy. Inaczej się odbiera, jak ofiarami są dorośli, a inaczej, jak to są mali chłopcy, którzy mieli całe życie przed sobą. Nawiasem mówiąc, ten cholernik nie wyglądał na mordercę... Nawet gdyby stosował teorię Lombroso, który sto lat temu mówił, że każdy morderca ma charakterystyczne cechy na twarzy, to nie powiedziałbym tego o Trynkiewiczu. Młody, szczupły, przystojny. Aczkolwiek ta twarz nie budziła mojego zaufania, nie chciałbym mieć takiego przyjaciela. Tymczasem on był lubiany.

Jeździł nawet do pewnego leśnika, chodził z jego synem do lasu na spacery. Jak się potem leśnik dowiedział, że to morderca, to przyjechał do Piotrkowa z siekierą. Ja też to bardzo przeżyłem. Kiedy byłem w celi śmierci i chciałem z nim porozmawiać, to widziałem, że w jego twarzy nie ma nic, co świadczyłoby o tym, że zdaje sobie sprawę z tego, co zrobił. Był taki normalny. Jak wyszedłem, pomyślałem sobie: k... mać, chciałbym spojrzeć ci w oczy, jak ci założą pętlę na szyję. Pojechałem do Warszawy, do Ministerstwa Sprawiedliwości i miałbym tę przepustkę, bo w Łodzi na Smutnej wicekomendantem był mój kolega. I on powiedział, że nie ma sprawy. Wyroki wykonywano w Łodzi, zaraz obok jest cmentarz na Dołach, tam anonimowo grzebali. Przy wykonaniu wyroku był prokurator, komendant, lekarz, ktoś z klawiszy, ja jeden więcej nie robiłbym różnicy. I podszedłbym do Trynkiewicza, jak już założyliby mu kaptur na głowę i zapytał: i jak się kutasie czujesz?

A jak Pan się poczuł, kiedy Pan usłyszał o złagodzeniu wyroku do 25 lat?

To samo, co wszyscy. Niesmak, bo cholera, czterech chłopców, którzy mieli przed sobą wszystko, to nie były żarty. A teraz proszę, zabójca wychodzi i jest pełnoprawnym obywatelem, jak my wszyscy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Autor książki "Proces szatana": w więzieniu Trynkiewicz cudem uniknął śmierci [WYWIAD] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki