Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto jeszcze chce podwyżki pensji?

Marcin Bereszczyński
Marcin Bereszczyński
Marcin Bereszczyński fot. Grzegorz Gałasiński/archiwum
Radni postanowili dać podwyżki pracownikom pomocy społecznej. I dobrze, bo ta grupa zawodowa od lat była zaniedbywana i niedoceniana. Gdyby zapytać radnych, o ile więcej zarobi szeregowy pracownik MOPS, to nie byliby w stanie odpowiedzieć. Nikt tego nie policzył. Nie policzył, bo radni prześcigali się, kto da więcej na pensje. Milion złotych? Mało! Dajmy 2 mln zł! Albo nawet trzy! A skoro prezydent Łodzi nie chciała dać ani grosza, to przeznaczmy na podwyżki 7 mln zł!!! Co to za różnica, skoro Platforma wydaje lekką ręką 600 mln zł na trasę W-Z.

Do czego może doprowadzić takie rozdawnictwo? Moim zdaniem spowoduje to więcej kłopotów niż pożytku, a już na pewno nie przełoży się na zwiększenie liczby głosów w jesiennych wyborach samorządowych.

O podwyżki wynagrodzeń starali się terenowi pracownicy socjalni. Robili to nie od dziś. Pierwszy raz wyszli na ulicę w sile pół tysiąca. Przemaszerowali Piotrkowską z transparentami, gwizdkami i hasłami przeciwko władzom Łodzi. To był rok 2007. Rok później zainicjowali referendum w sprawie odwołania prezydenta Jerzego Kropiwnickiego. Dopiero później akcję referendalną przejęło SLD i doprowadziło do odwołania prezydenta. Pracownicy socjalni nic wtedy nie wywalczyli. Zostali na lodzie, bo nowa władza nie kwapiła się do podniesienia ich pensji.

Dlatego socjalni znów wyszli na Piotrkowską. W ostatnim czasie weszli w spór zbiorowy z pracodawcą, później zrobili strajk ostrzegawczy, pogotowie strajkowe, a w tym roku zagrozili, że odejdą od biurek i zostawią potrzebujących bez pomocy, jeśli nie dostaną podwyżki. Efekt był piorunujący. Radni z klubu Łódź 2020 wprowadzili do budżetu na 2014 rok kwotę 1 mln zł na podwyżki dla terenowych pracowników socjalnych i koordynatorów rodzinnej pieczy zastępczej. Oprócz tego "dwudziestki" wpisały 45 tys. zł dla pielęgniarek z domów pomocy społecznej.

Pozostałe kluby radnych nie chciały być gorsze. PiS wpisał do budżetu 2,9 mln zł dla pracowników DPS. SLD przeznaczyło 2,75 mln zł na funkcjonowanie DPS. Chociaż budżet został przyjęty 16 stycznia, to nadal nikt nie wie, co kryje się za tymi kwotami. Nikt nie wie, o ile więcej zarobią pracownicy pomocy społecznej i kiedy zobaczą te pieniądze.

Ale to nie koniec. W ostatnią środę na sesję przyszli pracownicy MOPS i DPS, aby wymusić kolejne podwyżki. A radni w roku wyborczym są tak hojni, że jeszcze raz przeznaczyli pieniądze na podwyżki płac. Radni klubu Łódź 2020 skreślili własny projekt szczepień przeciw pneumokokom i 1,1 mln zł wpisali na pensje. Ale, o zgrozo, nie dla pracowników socjalnych, którzy starali się o to przez 7 lat. Dostali zatrudnieni w DPS i MOPS, ale za wyjątkiem pracowników socjalnych i koordynatorów rodzinnej pieczy zastępczej.

Czytaj dalej na drugiej stronie

Doszło do kuriozalnej sytuacji. Pracownicy socjalni, którzy strajkowali, zapewne dostaną mniej pieniędzy niż pozostali w strukturach MOPS, którzy nie strajkowali, nie popierali strajku socjalnych, czyli być może byli zadowoleni ze swoich pensji. A jeśli nie byli zadowoleni (jak każdy z nas), to tego nie rozgłaszali.

W dodatku pracownicy socjalni, pomimo podwyżek i tak zarobią w tym roku mniej, niż w 2013 roku. Jak to możliwe? Otóż zostali pozbawieni zarobku z tzw. projektów unijnych. Co miesiąc dostawali z tej puli 300-400 zł. W tym roku pieniędzy na ten cel nie ma. Nawet jeśli dostaną podwyżkę rzędu 100-200 zł, to nie zrekompensuje im ona strat. Można zastanawiać się tylko - po co strajkowali?

Przypuszczam, że jeśli pracownicy MOPS i DPS dostaną więcej od pracowników socjalnych, to socjalni znów wyjdą na ulicę, a później zaczną obiecany strajk. A wtedy radni przekonają się, że zamiast zrobić dobrze pracownikom socjalnym, strzelili sobie w stopę przed wyborami. I to z powodu nieznajomości matematyki. Kto im bronił wyliczyć, ile dostanie poszczególny pracownik?

A to nie ostatni strzał w stopę, jaki zafundowali sobie radni. Można spodziewać się, że na kolejnych obradach pojawią się nauczyciele z żądaniami podwyżek. Na następnej sesji będzie wizyta przedszkolanek, później strażnicy miejscy, urzędnicy niskiego szczebla, pracownicy spółek miejskich, aż po sprzątaczki i konserwatorów. Przecież radni nie odmówią im podwyżek przed wyborami!

A gdy już wszyscy dostaną podwyżki, to zacznie się dramat dla budżetu. Wydatki na pensje wzrosną, a dochodów nie będzie. Z mandatów? Nie można, bo teraz strażnicy miejscy mają być mili i pouczać, a nie karać. Z parkomatów? Nie, bo obniżono stawki. Z biletów MPK? Też nie, bo roku wpływy są niższe niż zakładano. A to znaczy, że radnym pozostanie zabrać to, co dali. Prawdopodobnie będą zmuszeni drastycznie podnieść podatki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki