Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łodzianka walczy o odzyskanie synów. Sąd zabrał jej dzieci, gdy była w szpitalu

Agnieszka Jasińska
Milena Ilińska z Łodzi w ciągu roku była w szpitalu 5 razy. Kiedy straciła dzieci, zawalił jej się cały świat
Milena Ilińska z Łodzi w ciągu roku była w szpitalu 5 razy. Kiedy straciła dzieci, zawalił jej się cały świat Krzysztof Szymczak
Kiedy Milena Ilińska z Łodzi znalazła się w szpitalu, jej dzieci trafiły do rodziny zastępczej. Stało się tak na wniosek Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi. Teraz kobieta walczy o odzyskanie synów.

Pani Milena od lat choruje na cukrzycę. Ma rentę, jest niezdolna do pracy. Sama wychowuje 10-letniego Rafała i 12-letniego Krzysia. Ojciec dzieci stacjonował w Iraku i Afganistanie.

W czerwcu ub.r. pani Milena znów trafiła do szpitala. Była w kolejnej ciąży. Miała urodzić bliźniaki. Ciąża była zagrożona. Łodzianka poroniła.

- Lekarz powiedział mi wtedy: niech się pani nie martwi i wraca do domu. Czeka tam na panią dwójka dzieci - wspomina. - Ale jak wróciłam do domu, chłopców tam nie było. Trafili do pieczy zastępczej.

W czasie, kiedy kobieta była w szpitalu, dziećmi opiekowała się babcia. Mama pani Mileny mieszka na parterze w tym samym domu. Wtedy starszy chłopiec, Krzyś, pojechał na wycieczkę do Biskupina.

"Matka jest osobą schorowaną, w ciągu ostatniego roku była pięciokrotnie hospitalizowana, w bieżącym roku przebywała w szpitalu dwukrotnie (...) Małoletni nie był odpowiednio przygotowany do wycieczki. Dziecko przyszło bez prowiantu, brudne. Nie został odebrany po zakończonej imprezie" - czytamy w uzasadnieniu postanowienia sądu o umieszczenie dzieci w pieczy zastępczej.

Pani Milenie trudno w to uwierzyć. - Babcia zawsze dawała dzieciom za dużo jedzenia. Mówiła, że autokar przyjechał pół godziny wcześniej i nauczycielka odprowadziła Krzysia - twierdzi łodzianka.

W uzasadnieniu sądu czytamy też, że "ojciec nie angażuje się w sprawy synów, jego kontakt z dziećmi jest nieregularny". - Mój partner stacjonował w Iraku i Afganistanie. Dlatego nie ma go na co dzień przy dzieciach - mówi pani Milena.

Nauczyciele ze szkoły, do której chodzili chłopcy przyznają, że mają więcej zastrzeżeń do babci niż do mamy. MOPS wysłał do rodziny asystenta rodziny. Pani Milena nie skorzystała jednak z pomocy. Myślała, że poradzi sobie sama.

- Gdy dzieci trafiły do pieczy zastępczej, zmieniły też szkołę. Szkoda mi treningów Rafała. Świetnie pływa. Mówi, że na studia pójdzie na AWF. Jestem z niego dumna - mówi pani Milena. - Krzysio za to dobrze się uczył. Tęsknię za nimi. Są dla mnie najważniejsi.
Rodzice napisali zażalenia na postanowienie sądu.

"Matka dzieci sprawuje opiekę z dużym oddaniem i miłością, opiekuje się prawidłowo naszymi dziećmi od czasu urodzenia obu naszych synów i otacza dzieci rodzinnym ciepłem w sposób taki, że nigdzie nie będzie im lepiej jak w domu (...) - napisał ojciec w zażaleniu. - Postanowienie o umieszczeniu dzieci w rodzinie zastępczej jest w tym przypadku niezasadne, zbyt drastyczne, wysoce niesprawiedliwe i krzywdzące dla dzieci."

Sąd zażalenia odrzucił.

"Dom, będący własnością babki małoletnich, wymaga remontu jak i generalnych porządków, w drzwiach wewnętrznych są powybijane szyby, łazienka i podłogi są brudne, po mieszkaniu "walają się" sterty ubrań, wielokrotnie pracownik socjalny namawiał do zrobienia porządku" - czytamy w uzasadnieniu sądu.

Grażyna Jeżewska z biura prasowego Sądu Okręgowego w Łodzi nie chce komentować postanowienia sądu ze względu na dobro dzieci. - To sprawa rodzinna - mówi Jeżewska.

Igor Mertyn, rzecznik MOPS w Łodzi, przyznaje, że rodzina nie miała założonej niebieskiej karty.

- Nie mamy też informacji o tym, żeby w domu była przemoc - mówi Mertyn. - Jednak od 2010 składaliśmy kilkakrotnie wnioski o ograniczenie władzy rodzicielskiej. Podstawy to: zaniedbywanie dzieci, niewydolność wychowawcza, negatywna opinia szkoły na temat sprawowania opieki rodzicielskiej, zły stan zdrowia mamy dzieci, częste wizyty w szpitalach, dochodziło do sytuacji przewożenia przez pogotowie pani Mileny w stanie śpiączki do szpitala. Inne powody to złe warunki mieszkaniowe, brak posiłków w domu dla dzieci, brak sprawowania opieki nad dziećmi po szkole i podczas wakacji.

Mertyn dodaje, że działania pracownika socjalnego, pedagogów szkolnych, asystenta rodziny zostały podjęte i wykonywane w sposób prawidłowy. - Pomimo zobowiązań pisemnych pani Mileny do wykonywania ustalonych punktów w celu poprawy sytuacji ekonomicznej i opiekuńczej, nie przyniosły one zakładanych rezultatów - mówi Mertyn.

Pani Milena może odwiedzać swoich synów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki