18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka Więdłocha: W końcu dopadło mnie życie, jestem trochę smutniejsza

rozm. Anna Gronczewska
Agnieszka Więdłocha urodziła się w Łodzi. Skończyła łódzką szkołę filmową. Jest aktorką Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi. Grała w serialu "M jak miłość". Teraz oglądamy ją jako Lenę w "Czasie honoru" i doktor Beatę w serialu "Lekarze"
Agnieszka Więdłocha urodziła się w Łodzi. Skończyła łódzką szkołę filmową. Jest aktorką Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi. Grała w serialu "M jak miłość". Teraz oglądamy ją jako Lenę w "Czasie honoru" i doktor Beatę w serialu "Lekarze" MICHAL WARGIN /DDTVN/ EAST NEWS
Pochodząca z Łodzi aktorka Agnieszka Więdłocha wystartowała w londyńskim castingu do "Gwiezdnych wojen". - Niestety jestem za stara do roli Lei - mówi aktorka

Dobrze się pani czuje, gdy wysiądzie na łódzkim dworcu, zobaczy znajome miejsca?
Gdy zobaczę znajome miejsca, to tak. Ale, gdy wysiądę z pociągu, to nie jest różowo i radośnie. Dworzec Kaliski wygląda smutno, nie jest zbyt estetyczny. Natomiast ja zamykam oczy i wiem, że za chwilę może nie będzie bardzo różowo, ale na pewno nie tak smutno, jak na tym dworcu.

Do Łodzi przyjeżdża pani nie tylko dlatego, że ma tu rodzinę, ale jest też ambasadorką fundacji "Kolorowy świat". Jak zaczęła się współpraca z tą fundacją?
To było półtora roku temu. Zgłosiła się do mnie fundacja "Kolorowy świat". Dostałam od nich pięknego e-maila z zapytaniem, czy nie chciałabym zostać ich ambasadorem, reprezentować ich. A przede wszystkim, bym mówiła o problemach dziecięcego porażenia mózgowego. Już wcześniej byłam zaangażowana w działalność charytatywną. Ludzie z fundacji "Kolorowy świat" o tym wiedzieli. Jednak nie ukrywam, że gdy przeczytałam tego e-maila, który był bardzo piękny i sobie go zachowałam, to pierwsza myśl była na nie. Uznałam, że nie ma takiej możliwości, bym zaangażowała się taki problem i taką fundację. Zdawałam sobie sprawę, że ten problem jest wyjątkowo trudny. Doszłam do wniosku, że nie dam rady.

Trochę się pani przestraszyła?
Nawet bardzo się przestraszyłam. Wiedziałam, że zetknę się z ciężko chorymi, niepełnosprawnymi dziećmi. Doszłam do wniosku, że to nie dla mnie. To tak obciążające, trudne, że wolę pomagać tam, gdzie jest wielka nadzieja na wyzdrowienie dzieci, ludzi. Natomiast w przypadku tej fundacji tej nadziei na całkowite wyzdrowienie nie ma. Chodzi o to, by tym dzieciom żyło się jak najlepiej, jak najłatwiej, by były jak najbardziej sprawne.

W końcu przedstawicielom fundacji "Kolorowy świat" udało się panią namówić do współpracy?
Tak. Ta myśl, by nie podejmować współpracy, pojawiła się zaraz po tym, gdy zapoznałam się z tym e-mailem. Ale zaczęłam się zastanawiać. Przeczytałam jeszcze raz. Zadzwoniłam do mojego przyjaciela, który pracuje jako psycholog w hospicjum. Zapytałam go, co myśli o tej fundacji, o tym, czym się zajmuje. Krzyś powiedział wprost, że to bardzo trudna praca. Ale też, że to poważny problem. I ci ludzie potrzebują niezwykłej pomocy. Pomyślałam, że to pewnie znak, iż powinnam jednak pomóc, sama się czegoś nauczyć i spokornieć. Oczywiście chciałam tę decyzję dobrze przemyśleć. W końcu zdecydowałam się zostać ambasadorem. I bardzo chcę tej fundacji pomagać.

Lubi pani pomagać innym?
Chciałabym umieć pomagać. Na razie tego się uczę. Jestem na pierwszym etapie tej nauki. Nie chodzi tylko o moją pomoc, ale też o to, jak zmobilizować innych do takiej pomocy. Chodzi też o tych, którzy mogą przeznaczyć nie tylko swój czas i zaangażowanie, ale i pieniądze. Im więcej pieniędzy, tym więcej dobrego można zrobić. Pomagam kilku fundacjom. Ale z "Kolorowym światem" jestem wyjątkowo związana. Każdy rodzaj wsparcia jest trochę inny, ale cel jest taki sam. By ulżyć innym w życiu i cierpieniu. To pomaganie, w całym szaleństwie mojej pracy, daje mi poczucie sensu w życiu. Staram się wykorzystać swój wizerunek, by inni przyjrzeli się problemowi potrzebujących ludzi.

Ostatnio jednak było o pani głośno z innego powodu. Wzięła pani udział w castingu do nowej części "Gwiezdnych wojen"...
No tak... Rozmawiałam z dziennikarką, której powiedziałam, że lecę do Londynu na szaleńczy casting do "Gwiezdnych wojen". Obiecałam jej, że gdy wrócę, to się spotkamy i porozmawiamy. I tak było. Miłe jest to, że w tłumie tych pięciu tysięcy osób ktoś mnie zauważył. I tyle. Jestem za stara do tej roli. Od razu mi to powiedziano. Jednak jeśli była taka okazja, to dlaczego miałam nie spróbować. Myślę, że to się opłaciło. Cieszy mnie to, że dostrzeżono mnie w tłumie nieznanych ludzi. Ktoś chciał ze mną porozmawiać, zapytać o moje życie. Gdy dowiedzieli się, że jestem profesjonalną aktorką, byli w szoku. Nie zagram jednak w "Gwiezdnych wojnach". Może w kolejnej serii...

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Myśli pani, że polska aktorka może zrobić międzynarodową karierę?
Na pewno. Jak powiedziała mi pani, którą poznałam na castingu w Londynie, najważniejszy jest język. Trzeba się pozbyć akcentu zdradzającego, że jest się cudzoziemcem. Wtedy szansa jest ogromna. Mamy przecież w Polsce znakomitych aktorów. Jeśli ktoś ma chęć na taką międzynarodową karierę, to powinien próbować. Ja chcę przede wszystkim grać w ojczystym języku, w nim wyrażać emocje, uczucia.

Nie będzie już pani jeździć na zagraniczne castingi?
Będę jeździć, jeśli tylko nadarzy się okazja. Dla zabawy, by się sprawdzić, zobaczyć, czy ktoś mnie zauważy. Ale najważniejsze jest dla mnie granie w ojczystym języku.

Lena Sajkowska w "Czasie honoru" to rola, która przewróciła pani życie zawodowe do góry nogami...
Na pewno. Od tej roli się wszystko zaczęło. Ona dalej mnie prowadzi przez zawodowe życie, które tak naprawdę się zaczyna. Dojrzewam z tą postacią. Bardzo dobrze rozumiem wybory życiowe mojej bohaterki.

Cieszy się pani, że będzie kolejna seria "Czasu honoru?
Bardzo. Tylko na pewno będzie to ostatnia seria. Bardzo lubię pracować na planie "Czasu honoru". To już siódmy rok z tym serialem. Niektórzy pewnie powiedzą, że to długo, gra się tę samą postać, więc może się to znudzić. Ale ja uważam, że serial jest wartościowy, tak dobrze się przy nim pracuje, że cieszę się, iż dalej będę grała Lenę.

Akcja siódmej serii ma sięgać do czasów Powstania Warszawskiego...
Wiem tylko, że mają być retrospekcje z okresu powstania.

Dalej będziemy panią też oglądać w "Lekarzach"?
Tak. Jesteśmy w trakcie kręcenia czwartej serii, a w maju prawdopodobnie zaczniemy piątą. Szykuje się dużo pracy.

Beata to zupełnie inna bohaterka niż Lena, ale też przechodzi metamorfozę...
Tak i nie ukrywam, że cały czas walczyłam, by ta moja Beata dojrzewała, zmieniała się. W ludziach ciekawe jest to, że nie zmieniają się osobowościowo, bo ciężko zmienić charakter, ale życie ich dotyka i muszą iść na kompromisy. Tak chciałam prowadzić Beatę. Ludzie mogą prędzej zidentyfikować się z tą postacią.

Beata staje się lepsza...
Była rozpieszczoną jedynaczką. Nagle okazuje się, że nią nie jest. Trzeba się podzielić ojcem z kimś obcym, kto nagle okazuje się jej siostrą.

Nie spotyka się pani często na warszawskich salonach. Nie lubi pani tam bywać?
Nie lubię, bo to ciężka praca. Jestem zbyt nieśmiała na wyjścia na takie imprezy. Wiem, że czasem trzeba się pokazać publicznie. Byłam na przykład niedawno na gali UNICEF-u. Od razu jakieś portale zaczęły pytać, dlaczego ubrałam się na czarno. Ale dla mnie ważne było wydarzenie, a nie to, by się tam pokazać. Mam generalnie problem z chodzeniem na takie imprezy. Choć czasem bardzo interesująco jest na pokazach mody. Projektanci są niezwykle utalentowani, tak sympatyczni, mądrzy, że chce się ich wspierać.

W jednym z wywiadów powiedziała pani, że chciałaby zagrać zagubioną kobietę. Nie zmieniło się to?
Nie. Chciałabym zagrać taką rolę. Mam takie poczucie, że wiele kobiet uważa, iż może osiągnąć wszystko. Życie otworzyło się przed nami bardziej niż przed naszymi babciami czy nawet naszymi mamami. Bardzo pragniemy mieć u boku mężczyznę, dzieci, dom. Jednak z drugiej strony myśli się o rozwoju zawodowym. Trudno to wszystko pogodzić. Dlatego jesteśmy takie rozbite, pogubione. Marzyłabym, aby zagrać taką postać. Tylko nie wiem, jak miałoby się to skończyć, jaka byłaby puenta tego filmu.

Pani też bywa zagubiona?
Bardzo. Szukam siebie, właściwego miejsca i chcę zrozumieć wiele spraw.

Dosięgnęła już panią popularność. Ma przyjemny smak czy może słodko-gorzki?
Nie wiem, czy dosięgnęła mnie popularność. Myślę, że jestem normalną osobą, wręcz nudną. Chciałabym pracować, dużo grać.

Szykuje się jakiś film, serial z pani udziałem?
Na razie gram w dwóch tak silnych produkcjach, że nie chcę się angażować w kolejny projekt. Ale czekam na ciekawą propozycję fabuły, z interesującym scenariuszem. Bardzo mało jest ról dla kobiet w moim wieku. Czekam więc, by się zestarzeć. I grać w świetnych fabułach. Ale może ktoś napisze dobry scenariusz filmu o młodej dziewczynie?

Będziemy mogli panią jeszcze oglądać na deskach Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi?
Na pewno tak. Teraz w teatrze mało się dzieje. Jest niewiele premier. Czekam cierpliwie na kolejne. Cały czas jestem wierna "Jaraczowi".

Gdy pani sobie przypomni tę Agnieszkę, która przed laty zdawała do szkoły filmowej w Łodzi, i porówna z tą dzisiejszą, to jest duża różnica?
Myślę, że dopadło mnie życie. Teraz jestem Agnieszką, która czasem idzie na kompromis. Kiedyś wydawało mi się, że wszystko jest możliwe, gdy tylko się nad tym pracuje. Dziś wiem, że życie to sztuka kompromisów. Jednak inaczej się nie da. Gdy nie idzie się na kompromis, to wkracza się w wolność drugiego człowieka. Poza tym się nie zmieniłam. Może jestem trochę smutniesza. Ale generalnie jestem szczęśliwa.

Agnieszka Więdłocha
W styczniu skończyła 28 lat. Urodziła się w Łodzi. Uczyła się w Szkole Podstawowej nr 19 na Retkini. Potem skończyła 21 Gimnazjum, a maturę zdała w XXVI LO w Łodzi. Skończyła łódzką szkołę filmową. Jest aktorką Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi. To laureatka Złotej Maski za najlepszy debiut. Grała w serialu "M jak miłość". Teraz oglądamy ją jako Lenę w "Czasie honoru" i doktor Beatę w serialu "Lekarze".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki