18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Banach, dyrektor "Matki Polki": Musimy odzyskać prestiż [WYWIAD]

rozm. Joanna Barczykowska
Profesor Maciej Banach
Profesor Maciej Banach Maciej Stanik
Z profesorem Maciejem Banachem, nowym dyrektorem Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki, rozmawia Joanna Barczykowska.

Konkurs na stanowisko dyrektora ICZ Matki Polki rozstrzygał się prawie rok. Długo Pan czekał...

Tak. Urodziło się dziecko i skończyło dwa miesiące. Nie czekałem jednak na rozstrzygnięcie konkursu bezczynnie. Jestem zajętym człowiekiem, miałem wiele obowiązków na Uniwersytecie Medycznym, jako dyrektor biura ds. współpracy z zagranicą, a także związanych z moją pracą naukową. Jestem bardzo aktywnym naukowcem, uczestniczę w wielu badaniach naukowych, mam mnóstwo nowych pomysłów, dlatego proszę mi wierzyć, że nie siedziałem przez ten czas przy telefonie czekając na informację o nominacji.

Konkurs rozstrzygnięto 18 grudnia. Na opinię Rady Naukowej Instytutu czekał Pan półtora miesiąca. Profesorowie długo zwlekali z zaopiniowaniem Pana kandydatury, a ich opinia była niezbędna do podjęcia ostatecznej decyzji przez ministra zdrowia. Nie wziął Pan tego za ostracyzm?

Nie. Szczególnie, że miałem świadomość z czego wynika to opóźnienie. Są pewne uwarunkowania prawne, wynikające z zapisów ustawy o instytutach badawczych z 2010 roku. Trzeba było spełnić wszelkie warunki prawne, które są tam opisane, choćby dlatego, by nie było później podstaw do unieważnienia takiego konkursu.

Teraz, z oficjalną nominacją ministra zdrowia, może Pan rozpocząć pracę. Jaką ma Pan wizję przyszłości Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki?

Po pierwsze, chcę wykorzystać potencjał tej jednostki, który jest ogromny. Z drugiej strony będę dążył do tego, by szpital odzyskał prestiż . Jeśli będzie wola zmian ze strony dyrekcji, czyli osób zarządzających, rady naukowej i pracowników, to uda nam się stworzyć Instytut o randze międzynarodowej. Najlepszym przykładem takiego działania jest prof. Witold Rużyłło, który od lat bardzo skutecznie prowadzi Instytut Kardiologii im. Wyszyńskiego w Aninie. Dziś jest to Instytut rozpoznawalny na całym świecie, który jest świetnie zarządzany pod względem świadczenia usług leczniczych i działalności naukowej. Nasz Instytut też ma taki potencjał. Żeby go wydobyć, musimy jednak zapomnieć o tym, że jesteśmy genialni, tylko ciężko pracować. W "Matce Polce" są świetni praktycy. Jako dyrektor, jestem tu po to, by pomóc zwiększyć im swoje kompetencje i przełożyć ich wiedzę na efekty związane z pracą naukową, rozpoznawalnością międzynarodową i współpracą z zagranicznymi placówkami. Chciałbym, żeby młodzi ludzie jeździli na wymianę za granicę, po to by uczyć się nowych metod i wprowadzać je w Polsce. Czas przełamać stereotyp funkcjonowania tej instytucji, który pochodzi jeszcze z lat 80. Nie obrażając nikogo, ta placówka wciąż pod wieloma względami tak funkcjonuje. Nie chcę odnosić się do pracy moich poprzedników, tylko pokazać ludziom, jakie realne efekty możemy osiągnąć dzięki nowej wizji funkcjonowania Instytutu.

Jak chce Pan rozwinąć naukową działalność placówki?

Kiedyś przyznawano granty np. z ministerstwa, potem prowadzono badania, ale one praktycznie nigdy nie kończyły się wdrożeniem czy patentem. Nikt nie patrzył na to, czy i jak zostały opublikowane wyniki tego badania. Teraz jesteśmy wreszcie w czasach, w których musimy mieć efekty. Wiele instytucji, które odpowiadają za finansowanie nauki, rozlicza placówki na podstawie realnych efektów, czyli publikacji i patentów. Kiedy jakiś czas temu rozmawiałem z prezes Urzędu Patentowego, otrzymałem informację, że liczba patentów zwiększa się z roku na rok. Bodajże między 2011 a 2012 r. był 12-proc. wzrost. Nie zmienia to jednak faktu, że my wciąż nie wiemy co patentować i jak patentować. W "Matce Polce" jestem też po to, by podpowiedzieć, co i kiedy warto opatentować lub opublikować. Kolejnym tematem są granty. Przez lata byliśmy przyzwyczajeni do tego, że dostawaliśmy pieniądze na badania i realizowaliśmy je najczęściej w swojej klinice. Najlepiej, jak odbywało się to w tajemnicy i rzadko kończyło publikacją wyników. Teraz takie badania nie mają sensu i nie będą finansowane, bo nic nie wnoszą. Musimy współpracować z innymi uczelniami.

Czytaj dalej na drugiej stronie

Nie wyobrażam, sobie, by "Matka Polka" nie współpracowała z Instytutem Medycyny Pracy, Uniwersytetem Medycznym, Uniwersytetem Łódzkim, Politechniką i Technoparkiem. To mocne ośrodki badawcze w regionie, które muszą współpracować. Powinniśmy myśleć też globalnie. Starając się o granty z UE, musimy rozpocząć współpracę międzynarodową. Cieszę się, że w zeszłym roku Instytut podpisał umowę o współpracy z Uniwersytetem w Edynburgu. Będę chciał doprowadzić do podpisania umów o współpracy z najlepszymi uniwersytetami medycznymi w Europie i USA. Liczę, że taka współpraca spotka się z zainteresowaniem kardy lekarskiej, bo sama umowa, bez realnej współpracy, nic nie znaczy. Chcę pozytywnie mobilizować wszystkie osoby pracujące w Instytucie do publikowania wyników w prestiżowych międzynarodowych czasopismach. Dopiero wtedy będziemy rozpoznawalni. Kiedy zaczynałem pracę naukową w Klinice Kardiochirurgii Uniwersytetu Medycznego w 1999 r., to okazało się, że przez ostatnie 13 lat pracownicy kliniki nie wydali ani jednej publikacji z "impact factorem", czyli wskaźnikiem prestiżu i siły oddziaływania czasopism naukowych. W związku z tym na początku badacze na świecie patrzyli na nasze publikacje jako niewiarygodne. Bo skoro przez 13 lat nikt nie pisał, to czy te wyniki są wiarygodne?

"Matka Polka" jest najbardziej zadłużonym szpitalem w Polsce. Ma Pan pecha. To 200 mln zł długu.

Nie wiem, czy to można nazwać pechem. Jeśli Instytut zamiast 200 mln zł długu, miałby na koncie 200 mln zł zysku, nie mógłbym nic zmienić. Wtedy byłbym niepotrzebny, bo ta jednostka funkcjonowałaby genialnie. Jeśli mam 200 mln zł na minusie, to mogę wdrożyć plan, by ta jednostka zaczęła się bilansować i poprawiła swoją sytuację finansową.

Ma Pan pomysł na zmniejszenie zadłużenia?

Jednym z nich jest działalność naukowa, która oprócz prestiżu może dać korzyści finansowe. Załóżmy, że zdobywamy grant z UE na 10 mln euro, co daje 42 mln zł. Wtedy dla jednostki mamy zysk od 20 do 30 proc. tej sumy. To daje ok. 14 mln zł. Jeśli Instytut zdobędzie 10 takich grantów, to na czysto dzięki działalności naukowej jest w stanie zarobić 140 mln zł. I będziemy mogli spłacać długi. Będę motywował pracowników Instytutu do aplikowania o międzynarodowe granty. Dodatkową zachętą są też duże pieniądze dla samych badaczy, które nierzadko sięgają kilku tysięcy euro miesięcznie.

A czy Ministerstwo Zdrowia deklaruje pomoc w oddłużeniu szpitala?

Jeśli chodzi o działalność leczniczą, to bardzo bym sobie takiej pomocy życzył. Zdaję sobie jednak sprawę, że aby taka pomoc była rozważana, to muszą zajść zmiany restrukturyzacyjne, które w opinii ministerstwa będą drogą w dobrym kierunku. Jeśli, mimo restrukturyzacji i sprawnego zarządzania, dojdziemy do miejsca, w którym więcej sami nie możemy zrobić, wtedy taka pomoc będzie potrzebna i wskazana.

Planuje Pan restrukturyzację szpitala?

Chcę porozmawiać z każdym kierownikiem kliniki na temat sposobu prowadzenia klinik, żeby zmniejszać dług. Nawet jeśli będą jednostki z gorszym wynikiem, to dzięki innym, które mają zysk, szpital będzie mógł się bilansować. Będę chciał też wprowadzić nowe usługi lecznicze.

Co ma Pan na myśli?

Onkologię ginekologiczną i onkologię pediatryczną. Mamy bardzo dobrą neurochirurgię, dzięki czemu możemy leczyć wielopostaciowe guzy. W tym się chcemy specjalizować. Chcę rozwijać perinatologię. W obecnych czasach, gdy mamy niż demograficzny, musimy walczyć o każde dziecko. Instytut powinien stać się centrum perinatologii i terapii płodu. Jestem zwolennikiem wprowadzania nowych metod, by znowu ten ośrodek był wysokoreferencyjny dla całej Polski. By znowu był ostatnim ogniwem, do którego trafiają najtrudniejsze przypadki. Chciałbym, żeby pani kiedyś do mnie przyszła porozmawiać o dziecku, które było w bardzo ciężkim stanie, ale dzięki naszym lekarzom zostało uratowane. Tego sobie życzę i tego oczekuję, bo mam wrażenie, że w ostatnich latach prestiż tej instytucji spadł.

A restrukturyzacja zatrudnienia?

Zanim tu przyszedłem, słyszałem, że połowa "Matki Polki" jest już dzięki mnie zwolniona. Byłem tymi plotkami bardzo zaskoczony. Dla mnie zwolnienia są zawsze ostatecznością. Najpierw trzeba się zastanowić nad przydatnością pracownika. Na taką ocenę muszę mieć trochę czasu. Przed rozpoczęciem pracy nie miałem dostępu do szczegółowej dokumentacji szpitala, z którą teraz powoli się zapoznaje. Jeśli chodzi o strukturę zatrudnienia, to widzę miejsca, w których zatrudnienie wygląda jak w latach 70. i 80., kiedy człowiek zastanawiał się, co ma robić danego dnia. W tych miejscach zamiast kilkunastu wystarczy kilka osób pracujących efektywnie. Każda decyzja o rozwiązaniu umowy o pracę będzie traktowana indywidualnie. Mam jednak wrażenie, że bez redukcji zatrudnienia się nie obejdzie. Należy się zastanowić nad restrukturyzacją wynagrodzeń. Czasem zmniejszenie wynagrodzenia może być korzystniejsze niż rozwiązanie umowy o pracę.

A zmiana kadry zarządzającej szpitalem. Czy ma Pan swoich kandydatów?

Wbrew plotkom, nie jestem typem człowieka, który przychodzi i wymienia ludzi na swoją kadrę. Daję sobie czas na podjęcie decyzji. Osoby, które pracują tu długo, mają jedną bezwzględną przewagę - mają ogromną wiedzę o Instytucie. Jedyną decyzję, którą na razie podjąłem - to propozycja zatrudnienia dr Piotra Okońskiego na stanowisko dyrektora ds. administracyjno-medycznych. W środę jego kandydatura została pozytywnie zaopiniowana przez radę naukową i od początku marca może on podjąć pracę. Zdecydowałem też, że nie będę powoływał dyrektora ds. nauki, bo tą rolę biorę na siebie. Pozostałe zmiany ewentualnie wciąż przede mną.

Mówi się, że chce Pan zrobić z Instytutu kolejny szpital kliniczny. To prawda?

Wiem, z czego ta plotka wynika. W zeszłym roku rektor Uniwersytetu Medycznego prof. Paweł Górski, odpowiadając na pismo ministra zdrowia, odpowiedział, że jest gotów potencjalnie na przyłączenie "Matki Polki" do Uniwersytetu Medycznego. Gdyby się jednak nad tym realnie zastanowić, to przyłączenie szpitala do uczelni, oznaczałoby upadek uniwersytetu ze względów finansowych. Ta plotka jest więc nieuzasadniona. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby ten szpital nie współpracował z łódzkimi uczelniami. Może wreszcie uda nam się coś zrobić wspólnie w Łodzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki