Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Kamienie na szaniec" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Od lewej: Tomasz Ziętek ("Rudy") i Marcel Sabat ("Zośka") udanie wpasowali się w oczekiwania reżysera
Od lewej: Tomasz Ziętek ("Rudy") i Marcel Sabat ("Zośka") udanie wpasowali się w oczekiwania reżysera Marcin Makowski/Monolith Films
Ekranizacja książki Aleksandra Kamińskiego, "Kamienie na szaniec", w reżyserii Roberta Glińskiego.

Dzisiaj jesteśmy inni - to często padający argument mający podkreślać, że wszystko co ma więcej niż dziesięć lat nie przystaje już do naszej wrażliwości i zalatuje "paździerzem". Każde zatem dzieło i zjawisko z przeszłości ulega obecnie maksymalnemu uwspółcześnianiu. A przecież skoro jesteśmy inni od tych, co byli, to ciekawe byłoby wiedzieć jacy byli nasi poprzednicy i dlaczego. I dlatego może lepiej zostawić im ich myślenie, niż na siłę narzucać nasze.

Robert Gliński przystępując do realizacji "Kamieni na szaniec" nie krył, że nie zamierza robić klasycznej ekranizacji. Zapowiadał, ze chce "odbrązowić pomniki" i zaproponować współczesne, filmowe spojrzenie na literacką opowieść. Jak powiedział, tak zrobił. Przygotował z nerwem opowiedziane nowoczesne kino, z bardzo dobrymi zdjęciami Pawła Edelmana i znakomicie prowadzonymi młodymi aktorami. Film ma atrakcyjną konstrukcję, koncentruje się na akcji, wyraziście punktuje najważniejsze momenty historii i umiejętnie balansuje emocjami. Jest też po dzisiejszemu brutalnie dosłowny (choćby w nader mocnej scenie torturowania "Rudego"). Nie da się jednak pozbyć wrażenia, że zakrojone na tak szeroką skalę przemodelowywanie opowiedzianej przez Kamińskiego historii na potrzeby współczesnego widza, wniosło w nią pewien nieznośny fałsz.

Głównym bohaterem filmu Gliński uczynił młodość. Jest to jednak młodość bardzo dzisiejsza, z jej rozbiciem, brakiem punktów odniesienia, dylematami i rozedrganiem. Wygląda to tak, jakby reżyser przerzucił obecnych młodzieńców w rzeczywistość II wojny światowej. Rzecz jasna, pewnie łatwiej będzie uczniom gimnazjów i liceów (którzy przede wszystkim zapełnią widownię kin podczas organizowanych dla szkół seansów) odnaleźć siebie w filmowych bohaterach "Kamieni na szaniec". Ale nie ma to wiele wspólnego z rzeczywistym myśleniem młodych ludzi tamtej epoki. Młodzi ludzie wychowani na innych wartościach, w innych okolicznościach, także w innych niż współczesne rodzinach musieli inaczej się zachowywać, myśleć i reagować (i co wiemy z wielu przekazów - inaczej się zachowywali, myśleli i reagowali). Być może dla dzisiejszego młodego widza ciekawa (nie tylko zabawna) byłaby konfrontacja siebie ze swoim rówieśnikiem z dawnych lat. Oczywiście, przy użyciu współczesnego sposobu narracji i gry aktorskiej. Niekoniecznie treści i filozofii.

Mam też wrażenie, że to, czego najbardziej boją się dzisiejsi twórcy sięgający po repertuar z czasów, gdy pisało się "ku pokrzepieniu serc", to zawarty w tamtej literaturze dydaktyzm oraz czytelny przekaz. Jak ognia starają się unikać patosu oraz elementów, które mogą być powiązane z tradycyjnym pojmowaniem słowa "patriotyzm". Gliński odarł swój film całkowicie z warstwy edukacyjnej, czy - żeby użyć jeszcze jednego "starego" słowa - wychowawczej, stawiając na akcentowanie, albo nawet tworzenie dwuznaczności. Co ciekawe, najbardziej kontrowersyjne nie staje się to, co - jak sądzę - takim miało być w założeniu realizatorów filmu (czyli np. sceny seksu), ale właśnie obudowywanie tego, co najbardziej ludzkie, atmosferą artystycznej odwagi i radosnym poczuciem pójścia "wbrew".

Film uruchamia dyskusję dwóch postaw wobec tak ekstremalnej sytuacji, jak wojna i okupacja: walki zbrojnej, za którą opowiada się "Zośka" oraz pracy nad sobą na rzecz przyszłości zamiast bezpośredniej konfrontacji z wrogiem, co woli "Rudy". Nie wznosi się on jednak ponad wspomniane dzisiejsze patrzenie na ten dylemat. Dużo lepiej dzieje się, gdy Gliński pozwala "ponieść" film młodości, jej nieracjonalności i odwadze wynikającej z braku pytań, jeszcze bezinteresownej przyjaźni i nieświadomości. Gdy spod warstwy strachu o "brąz" wyłania się pytanie: czy czasem w obliczu podobnych zdarzeń, dzisiejsi "inni" młodzi ludzie nie zachowali by się tak samo, jak "tamci"...

Ocena 3/6

Kamienie na szaniec
dramat, Polska

reż. Robert Gliński
wyst. Tomasz Ziętek, Marcel Sabat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: RECENZJA: "Kamienie na szaniec" [ZWIASTUN] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki