Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobieta w cylindrze biega po dachu. By zostać kominiarzem, zrezygnowała z posady

Dagmara Kubczak
Marta Woźniak w nowej pracy poznała swojego przyszłego męża, też kominiarza. Ślub planują w sierpniu
Marta Woźniak w nowej pracy poznała swojego przyszłego męża, też kominiarza. Ślub planują w sierpniu Roman Bednarek
Marta Woźniak z Tomaszowa jest jedyną w naszym regionie kobietą, która może pochwalić się tytułem mistrza kominiarskiego. Dla tej pracy zrezygnowała z posady w firmie ubezpieczeniowej.

Zajmuje się wyjątkowo mało kobiecą pracą. I nie dość, że mało kobiecą, to jeszcze bardzo niebezpieczną i często niestety niedocenianą. A to przecież bardzo ładna kobieta. Delikatna uroda, jasne włosy i uśmiech. Mówi pewnym, zdecydowanym głosem. I z dumą nosi... kominiarski cylinder i mundur.

Marta Woźniak, bo o niej mowa, świeżo upieczony mistrz kominiarstwa, na pierwszy rzut oka jest też bardzo zdyscyplinowana i powściągliwa, choć nie zawsze tak było.

- Dyscypliny nauczył mnie zawód - opowiada Marta. - W życiu prywatnym bardzo często zostawiałam coś na ostatnią chwilę. Tutaj jest inaczej. To bardzo odpowiedzialna praca, bo poświadczamy, że ludziom mieszkającym w danym lokalu nic się nie stanie, a urządzenia działają prawidłowo lub nie.

Nigdy nie myślała, że mogłaby całe życie wykonywać zawód typowy dla kobiety.

- Zawsze lubiłam wyjątkowe i mało kobiece zajęcia - mówi. - Codziennie inne wyzwania, codziennie inne problemy, rozwiązania. Za biurkiem człowiek siedzi cały dzień, ma te same sprawy do załatwienia, a tutaj każdy dzień jest inny.

Marta jest jedyną kobietą kominiarzem w regionie łódzkim. W Polsce jest ich zaledwie kilkanaście. Kominiarze to zazwyczaj bardzo hermetyczne środowisko. Ten zawód najczęściej przechodzi z ojca na syna. Jednak w przypadku rodziny Woźniaków tak nie było. W tomaszowskiej rodzinie z kominiarskimi tradycjami urodziły się trzy piękne córki. Początkowo kontynuatorką rodzinnego zawodu miała być jedna z nich, Karolina.

- Okazało się jednak, że siostra ma lęk wysokości i ostatecznie zrezygnowała z tej profesji - opowiada Marta. - Ja wtedy pracowałam za biurkiem w PZU w Łodzi i nie myślałam o zmianie pracy.

Marta skończyła gospodarkę przestrzenną na Uniwersytecie Łódzkim.

- Miałam ambitne plany, miały to być ambitne studia, po których będzie dużo ciekawej pracy, niestety, życie to zweryfikowało - mówi. - Choć skończyłam studia, postanowiłam spróbować sił w kominiarstwie i rodzinnej firmie.

Początkowo pracowała w weekendy. Przychodziła do pracy w soboty, czy inne wolne dni i powoli wdrażała się w tajniki pracy kominiarzy.

- Tata kazał zabrać mnie na najbrudniejszą i najtrudniejszą robotę - wspomina. - Miałam przejść prawdziwy sprawdzian i ewentualnie wycofać się z pomysłu. Pamiętam, że robiliśmy wtedy udrożnienia w kominie. Dużo sadzy, dużo gruzu, pracowaliśmy rzeczywiście w bardzo trudnych warunkach.

To jednak nie wystraszyło i nie powstrzymało Marty przed pomysłem pracy u ojca kominiarza, Zbigniewa Woźniaka. Czarna robota w ogóle jej nie przeraziła. W rezultacie zrezygnowała z pracy w łódzkim PZU i wróciła do rodzinnego Tomaszowa na stałe.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Dołączyła do ojca i czterech kolegów kominiarzy. - Po przygodzie z siostrą, koledzy byli trochę sceptycznie nastawieni - mówi Marta. - Skoro ona nie dała sobie rady, to mnie też może nie być lekko. Teraz już nie mam potrzeby udowadniać mężczyznom, że dam sobie radę. Staram się nie być słabsza. Jak już się pracuje i chce tego równouprawnienia, to nie można później mówić- o, tego nie zrobię.

Zawsze pracują w zespole. Zresztą we dwójkę jest bezpieczniej. Niebezpieczne sytuacje nie zdarzają się zbyt często, ale są wpisane w ten zawód. - Kiedyś dach był mokry, śliski, stromy, wtedy bałam się - wspomina. - Miałam też do czynienia z pożarem sadzy i trzeba było szybko reagować. Nie było strachu, ale adrenalina. Do takiej sytuacji trzeba podejść z głową i reagować spokojnie - dodaje Marta.

Choć kobiet w kominiarstwie jest niewiele, mężczyźni przyjęli ją do swojego grona, a ludzie mimo zdziwienia, że kobieta pracuje w takim zawodzie, traktują ją przeważnie życzliwie.

- Niektórzy pytają, czy nie boję się chodzić po dachach, ale zdarzają się i tacy, jak pewna babcia - mówi Marta. - Kiedy weszłam do jednego z mieszkań, babcia powiedziała do wnuczka: O, widzisz, masz się uczyć, bo jak nie będziesz się uczył, to zostaniesz kominiarzem.

Marta ubolewa, że na co dzień w pracy spotyka się z negatywnymi opiniami na temat kominiarzy. - No niestety, tak niektórzy ludzie jeszcze nas postrzegają, mimo to, że często kominiarze mają już wyższe wykształcenie, nierzadko jest to wykształcenie techniczne - dodaje. - Zdarza się też, że słyszę: nie będzie mi tu jakaś baba przychodziła i baba mi tłumaczyła. Ale tomaszowianie już się do mnie przyzwyczaili.

Nie dość, że sama pracuje w firmie kominiarskiej, to już niedługo zostanie żoną... kominiarza. Przyszłego męża, Pawła, który w rodzinnej firmie pracuje już od piętnastu lat, poznała właśnie w pracy. Planują pobrać się w sierpniu tego roku.

Od kiedy Marta zdała egzamin mistrzowski, ma huk roboty, bo kominiarz nie tylko czyści kominy i sprawdza czy przewody kominowe i wentylacyjne są drożne i nie zagrażają bezpieczeństwu ludzi, ale także odbiera nowe budynki, wydaje opinie i ekspertyzy, przeprowadza kontrole w mieszkaniach. I nie zamieniłaby tej pracy na żadną inną, a ojciec nie zastąpiłby córki kominiarzem.

- Tata mówi, że jestem mu bardzo pomocna - wyznaje. - Kiedy zastępowałam go przez dwa tygodnie, był zadowolony, że w firmie wszystko było dopilnowane. Wiem, że chwali się wszystkim kolegom, że ma córkę kominiarza mistrza i przyszłego zięcia, również mistrza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki