Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy ulicy Piotrkowskiej - przed laty i dzisiaj. Czy zmienili się z biegiem lat? [ZDJĘCIA]

Anna Gronczewska
Trudno sobie wyobrazić, że na ulicy Piotrkowskiej rosły kiedyś drzewa i była ona zieloną aleją...
Trudno sobie wyobrazić, że na ulicy Piotrkowskiej rosły kiedyś drzewa i była ona zieloną aleją... Grzegorz Gałasiński
Mówi się, że to królowa. Nie tylko łódzkich ulic. Piotrkowska to miejsce, które znają wszyscy w Polsce i nie tylko. Można śmiało powiedzieć, że ta ulica jest dumą i wizytówką Łodzi. Kto na niej obecnie mieszka? Jak żyje się jej mieszkańcom? Czy są inni niż przed laty?

Pan Tadeusz siedzi na jednej z ławeczek na ul. Piotrkowskiej, w okolicach ul. Moniuszki. Nie przeszkadza mu ryk silników maszyn pracujących przy remoncie. Ani to, że koło ławki stoją rzędy kostki brukowej.

- Lubię sobie wyjść z domu, zwłaszcza jak świeci słońce, usiąść na ławce i popatrzeć na świat - tłumaczy mężczyzna po sześćdziesiątce. - A mieszkam w tej kamienicy naprzeciw ławki...

Pan Tadeusz wiele lat pracował na Widzewie, w zakładach produkujących nici, "Ariadna". Pochodzi z Brzezin. Na ul. Piotrkowskiej zamieszkał trzydzieści lat temu.

- Tak się złożyło, że tu dostałem mieszkanie - mówi. - Nie zabiegałem o nie. Tak mi je przydzielili.

Pan Tadeusz nie narzeka na mieszkanie w samym sercu Łodzi. Pamięta, że gdy się tu wprowadzał, to w jego kamienicy ubikacje były jeszcze w podwórku.

- Ja mam dziś u siebie natrysk, toaletę, zadowolony jestem - mówi pan Tadeusz. Choć trochę żałuje, że kiedyś na ul. Piotrkowskiej więcej się działo. Były organizowane festyny, "majówki". Przyjemnie było popatrzeć nawet na pierwszomajowy pochód, który szedł ulicą. A dziś? Tylko wieczorami głośno się robi...

Jacek ma sześćdziesiąt lat i z dumą może powiedzieć, że na ul. Piotrkowskiej spędził niemal całe swoje życie. Przeprowadził się tu w 1963 roku, gdy miał dziewięć lat. Zamieszkał w kamienicy w pobliżu pasażu Schillera.

- Pamiętam jeszcze czasy, gdy na ulicy Piotrkowskiej rosły drzewa, takie klonowe - wspomina Jacek. - I było ich niemało. Rosły na bardzo długim odcinku. Chyba aż do ulicy Moniuszki. Była to naprawdę zielona ulica, w co dzisiaj trudno uwierzyć. Drzewa rosły przy każdej bramie, Także przy mojej kamienicy. Ścięli je w zeszłym roku, gdy zaczęli remont nawierzchni Piotrkowskiej.

Jacek, z zawodu plastyk, dobrze pamięta dawną ul. Piotrkowską i wspomina ją z sentymentem. Przede wszystkim były na niej tłumy ludzi, od rana.

- To znaczy od godziny 10, kiedy te sklepy otwierano - opowiada Jacek. - Tłumy przewalały się tak gdzieś do 17-18. Potem robiła się pustynia... A sklepy były różne. Tu przecież kwitło handlowe życie Łodzi. Nie było Manufaktury, Galerii Łódzkiej czy Portu Łódź. Nie brakowało więc ekskluzywnych sklepów. Ale też zwykłych spożywczych czy warzywnych. Na przykład w mojej kamienicy, na dole, był sklep z warzywami, w którym sprzedawano na metry kartofle...

Handlowa historia ul. Piotrkowskiej sięga jeszcze XIX wieku. Wtedy, a także w okresie międzywojennym i już po zakończeniu okupacji, była to głównie ulica handlowa. Na parterze niemal każdej kamienicy znajdował się sklep. Na przykład pod numerem 54, na rogu z ul. Dzielną (Narutowicza), znajdowała się składnica win M. Sprzączkowskiego. Jeszcze przed wojną ten sklep przestał istnieć. Został zajęty przez bank.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Na ul. Piotrkowską przychodziło się kupić tzw. delikatesowe towary. Taki magazyn eleganckich wyrobów męskich, damskich i uczniowskich przy ul. Piotrkowskiej 98 prowadził Emil Schmechel. To słynny Dom Buta. Ale tę nazwę nadano mu po wojnie, kiedy jego właścicielem stał się Powszechny Dom Towarowy i sprzedawał w nim buty. Nieopodal pod numerem 100 stoi piękny secesyjny budynek "Esplanady". W 1909 roku firma handlowa Hugo Smechela i Juliana Rosnera wydzierżawiła na 10 lat część tej posesji od łódzkiego Zgromadzenia Majstrów Tkackich. Jeszcze w tym samym roku zbudowali tam dom konfekcyjny. W roku 1926 nowy dzierżawca, Wawrzyniec Gerbich, otworzył tu kawiarnię i cukiernię. Potem kamienicę wyremontowano i otwarto w niej restaurację. Po wojnie przejęła ją Powszechna Spółdzielnia Spożywców. Jak donosił "Kurier Codzienny" z lipca 1946 roku, w ciągu jednej nocy, z 5 na 6 lipca, dawną kawiarnię przekształcono w Dom Towarowy. Przed wojną, na ul. Piotrkowskiej 40, swój sklep miała łódzka gazownia. Składał się on z trzech działów. W pierwszym sprzedawano przybory do gazu, w drugim uiszczało się rachunki. A w trzecim dawano pokazy pieczenia, prasowania na gazie. Była to swoista akcja promocyjna. Gaz kiedyś służył tylko do oświetlenia. Do gotowania zaczęto go używać na krótko przed wybuchem pierwszej wojny światowej i po jej zakończeniu.

- Teraz niestety ulica Piotrkowska stała się ulicą restauracji, banków i jeszcze sklepów z tanią odzieżą - ubolewa Jacek.

Pamięta, że w czasach jego młodości na ul. Piotrkowskiej też były restauracje, ale nie tyle co teraz. Chodziło się do "Słonia", "Egzotycznej", ale też do barów szybkiej obsługi.

- Na przykład do "Rekordu" - wspomina Jacek. - Można było tam szybko, tanio i nawet smacznie zjeść.

Jacek lubił chodzić po ul. Piotrkowskiej ze swoją ówczesną narzeczoną. Marzyli, by tak jak w piosence "Umówiłem się z nią na dziewiątą", o tej godzinie iść do łódzkiego kina.

- Było to niemożliwe! - śmieje się Jacek. - Ostatni seans rozpoczynał się o godzinie 20. Kończył się o 22 i potem szybko, opustoszałymi ulicami biegło się do domu.

W jego kamienicy mieszkali Żydzi. Między innymi mecenas Konar. Jacek bawił się na podwórku z jego synami, ale po 1968 roku wyjechali z Polski. Niestety, tamten świat odszedł w zapomnienie...

- Przed wojną kamienice na ulicy Piotrkowskiej należały głównie do Żydów i Niemców - wyjaśnia Jacek. - Taka granica przebiegała zdaje się w okolicach dzisiejszej ulicy Narutowicza. Patrząc od Placu Wolności, Niemcy mieli kamienice od ulicy Narutowicza.

Jacek pamięta, że wiosną, latem codziennie ul. Piotrkowską jeździły polewaczki. A dozorcy polewali ulice i chodniki wodą.

- Dzięki temu nigdy się nie kurzyło - zapewnia Jacek.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Wielką atrakcją zawsze były pochody pierwszomajowe. Okna mieszkania Jacka wychodzą na ul. Piotrkowską. 1 Maja przez jego dom przechodziło ze sto osób. Jedni chcieli popatrzeć na pochód, inni korzystali z toalety, a jeszcze inni przychodzili wypić szklankę wody.

- To naprawdę było wielkie święto - mówi plastyk. - Z naszego okna mieliśmy taki sam widok jak Edward Kaźmierczak, przewodniczący Rady Narodowej Miasta Łodzi, który stał na trybunie honorowej w Pasażu Schillera. Ale ludzie cieszyli się. Pozdrawiali z naszego balkonu pochód. Cieszyli się, że spotkali znajomych.

Tylko potem w niektórych bramach ul. Piotrkowskiej leżały chorągiewki czerwone i biało-czerwone porzucone przez uczestników pochodu, którzy po "angielsku" opuszczali manifestację. Czasem flagi pozostawiano bez kijów. Kije bowiem znakomicie przydawały się do szczotek...

Jacek zauważa, że na ul. Piotrkowskiej mieszkali bardzo różni ludzie, choć nie zawsze przypadkowi. Często, w dowód wdzięczności, przyznawano tu lokale przodownikom pracy socjalistycznej, działaczom partyjnym, ale też lekarzom, adwokatom.

- Wtedy czynsz za mieszkanie w kamienicy na ulicy Piotrkowskiej, z marmurową klatką schodową, wynosił tyle samo, co w mieszkaniu w oficynie, na ulicy Limanowskiego - zaznacza Jacek.

Na ul. Piotrkowskiej mieszkało wielu znanych łodzian. Na przykład kompozytor Włodzimierz Korcz wychował się w kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 89, na rogu z ul. Andrzeja. W rozmowie z nami przyznawał, że dzieciństwo przy reprezentacyjnej ulicy Łodzi było wspaniałe. I on też wspominał 1 Maja.

- Tam odbywały się najwspanialsze pochody na świecie - opowiadał nam pan Włodzimierz. - Byłem wtedy oczywiście dzieckiem i fascynowały mnie kukły różnych kapitalistów. Zapamiętałem Churchilla, Tito. To było dla mnie fantastyczne. Nie zdawałem sobie sprawy, że kukły były wyśmiewane. Ale mnie to wciągało. Tworzyło inny, kolorowy świat.

Dobrze pamięta, jak Piotrkowską jeździły tramwaje, a on, jak wielu chłopaków, wskakiwał w biegu do wagonów.

- Widziałem, że moi koledzy robili to w znakomity sposób - wspominał kompozytor. - Postanowiłem ich naśladować. Zobaczyłem kolegę i chciałem się przed nim popisać. Działo się to w grudniu i cała ulica Piotrkowska była zlodowaciała. Wyskoczyłem jednak z tramwaju i potem równolegle do niego jechałem na butach. Cud, że nie skończyło się to tragicznie, Ulica Piotrkowska kojarzy mi się też z tym, że jeździłem po niej na rowerze. Uczyłem się jazdy na podwórku mojej kamienicy. Potem dostałem od rodziców pozwolenie, by przejechać z ulicy Piotrkowskiej 89 na ulicę Piotrkowską 33, gdzie mieszkał mój kolega Witek Witowski. To była moja pierwsza poważna, wielka podróż rowerem. Ulicą Piotrkowską jeździły przecież wtedy samochody i dorożki. Pamiętam jeszcze postoje dorożek. Znajdowały się między innymi w okolicach ulicy Więckowskiego. Dorożkami jeździło się na uroczystości rodzinne.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Pan Eugeniusz mieszka na ul. Piotrkowskiej od 1953 roku. Polubił tę ulicę, choć nie jest łodzianinem.

- Pochodzę z krakowskiego, z Kęt - mówi 84-letni mężczyzna. - Byłem w wojsku i tak się złożyło, że po wojnie wylądowałem w Łodzi. Mieszkałem wcześniej między innymi na ulicy Częstochowskiej. W końcu dostaliśmy mieszkanie na Piotrkowskiej. Łatwo nie było, ale w końcu nam je przyznano.

Teraz siedzi z żoną Władysławą, na ławeczce, blisko swej kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 8.

- Żona jeździ na wózku, ale jak możemy, to wychodzimy na świat popatrzeć - dodaje pan Eugeniusz. On w swym życiu pracował w straży, w zakładach na ul. Targowej, koło Dworca Fabrycznego, "Płytolex". Produkowali między innymi obicia tapicerskie, wypełnienia foteli. Między innymi do małego fiata. Żona pana Eugeniusza pochodzi z Łodzi. Wiele lat pracowała w zakładach wełnianych przy ul. Wólczańskiej. Na ul. Piotrkowskiej mieszkania wielkiego nie mają. Inni zakładali sobie toaletę, ale im wystarczy wspólna, na korytarzu. W tej samej kamienicy mieszka ich wnuk i on ma w swoim domu wygody. Sam sobie wszystko zrobił. Pan Eugeniusz nie potrzebuje już tych wygód.

- Bo ile mi życia zostało? - pyta. - Pamiętam jak Piotrkowską tramwaj jeździł. Przystanek miałem przy samej bramie. Pamiętam też jak pomnik Kościuszki stawiali. A w naszej kamienicy, na czwartym piętrze, była świetlica TPD. Prowadziłem ją razem z sąsiadem. Organizowaliśmy zabawy dla dzieci z kamienicy, mogły nauczyć się szyć, gotować. A teraz? Nie ma dnia, by ktoś w naszym śmietniku nie grzebał. Niedawno przyszła kobieta i prosiła o wsparcie. Żal mi się jej zrobiło. Zrzuciłem jej przez okno 5 złotych. Za "komuny" takich rzeczy nie było!

Pani Janina wraca z wnuczkiem Adasiem do domu. Z dumą mówi, że już 27 lat mieszka na ul. Piotrkowskiej. Razem z mężem i córkami przeprowadzili się z ul. Wólczańskiej. Pani Janina przyznaje, że mieszkanie ma piękne, 113 metrów kwadratowych, z wygodami, ale dziś dla niej za duże.

- Mąż osiem lat nie żyje - mówi. - Umarła mi też jedna córka. Mieszkam z drugą córką, wnukiem i zięciem.

Pani Janina pracowała wiele lat w zakładach "Kangur" na ul. Pomorskiej i szyła torby skórzane, bo z zawodu jest kaletnikiem. Mąż wiele lat przepracował w "Dywilanie". Wnuk Adaś chodzi do "zerówki", ale z dumą mówi, że we wrześniu pójdzie do pierwszej klasy. Jemu bardzo podoba się na Piotrkowskiej. Nie może się doczekać, gdy będą jakieś imprezy.

Jedynym mankamentem jest to, że nie ma w pobliżu placu zabaw. Dlatego z babcią lub rodzicami lubi chodzić do parku "śledzia"... A gdy pójdzie do pierwszej klasy to z dumą powie kolegom, że mieszka na ul. Piotrkowskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki