Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Prawda" w łódzkim Teatrze Powszechnym to porcja przyjemności dla widzów [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Krzysztof Szymczak
W dobrym stylu zakończyć chce sezon artystyczny Teatr Powszechny w Łodzi. Premiera "Prawdy" młodego francuskiego dramatopisarza Floriana Zellera to rzecz, na jaką długo pod tym adresem czekaliśmy - oto komedia, która pod płaszczykiem historii opartej na znanym schemacie historii miłosnej ze zdradą w tle, potrafi powiedzieć wiele o współczesnych nam czasach, a niejednego nawet... zawstydzić.

Przedstawienie na Małej Scenie wyreżyserował Marcin Sławiński, twórca z niemałym aktorskim doświadczeniem. Z "Powszechnym" związany jest od lat 80. XX wieku, a scena z ulicy Legionów zawdzięcza mu m.in. kasowy przebój "Szalone nożyczki", by wymienić ten najbardziej znany tytuł. "Prawdą" Sławiński udowodnił, że przyczepiona mu etykietka specjalisty od fars (jako gatunku mało ambitnego) nie działa nań jak gorset. Oto również z przedstawieniem, w których chodzi o coś więcej niż o, oględnie mówiąc, trzaskanie drzwiami na wyścigi, radzi sobie on świetnie.

"Prawda" jest spektaklem o... kłamstwie, którym żonglują postaci napisane przez Zellera. Zwłaszcza Filip (Marek Ślosarski), od pół roku romansujący z Alicją (Karolina Łukaszewicz), żoną swojego najlepszego przyjaciela Paula (Grzegorz Pawlak), aktualnie bezrobotnego. Kochance, jak to kobiecie, przestaje wystarczać to, co dla Filipa wciąż jest stanem wygodnym i optymalnym. W miejsca przelotnych spotkań w przerwie na lunch Alicja proponuje, by we dwoje spędzili weekend poza Paryżem (tam dzieje się akcja sztuki). To rozpoczyna niemożliwy do powstrzymania proces odsłaniania prawdy. Proste? Bajecznie. Gdyby podkręcić tempo scen i uwolnić aktorów z obowiązku ważenia słowa mielibyśmy nie najgorszą farsę. Mamy jednak coś więcej. I chwała za to Sławińskiemu, że zachował właściwy "Prawdzie" ciężar oraz, tu cytat, dydaktyczny "smrodek".

Pierwsze skrzypce w tym kameralnym koncercie na kłamstwa gra Marek Ślosarski. Świetnie czuje przestrzeń Małej Sceny i pod nią dobiera skalę środków. Bezbłędnie prowadzi dialog, ukierunkowany tyleż na innych aktorów, co na wyciszanie skorej do chichotu publiczności. Duża część spektaklu każe sądzić, że Zeller napisał sztukę pod postać Filipa właśnie jako prowodyra zdarzeń, a reżyser poszedł za ciosem i wyeksponował rolę, jaką Filip odgrywa w relacjach z żoną, kochanką i przyjacielem. Słusznie, bo Filipa czekają największe niespodzianki. Nieprzesadzona psychologia, jaką Ślosarski funduje postaci, czyni z Filipa postać z krwi i kości. Gdy mówi: "Moralność nie istnieje", a do Alicji rzuca: "Przecież ty masz męża", jakby zapominając o obrączce na palcu, nie tyle o podwójną moralność chodzi, a o sztuczne, dalekie od wewnętrznej prawdy wyobrażenie o sobie samym. Tej prawdy lęka się Filip najbardziej.

ZOBACZ TEŻ: Spektakl "Prawda" - premiera w Teatrze Powszechnym w Łodzi [ZDJĘCIA]

Podczas sobotniej premiery zdecydowanie za słaby początek miał Grzegorz Pawlak (jako Paul). Aktor, którego głos rozchwytywany jest przez reżyserów dubbingu (oraz reklam), chwilami ginął. Lecz wycofany Paul, który rozsmakowuje się prostych przyjemnościach, nie jedną kryje tajemnicę. Z tej cichości i poczciwości Paula, potrafi Pawlak stworzyć atut gry i siłę charakteru postaci. Apogeum aktorskiej współpracy oglądamy w szczerej (czyżby?) kumpelskiej rozmowie, gdzie przy szklaneczce czegoś mocniejszego grają w męską przyjaźń tak, że niejeden do takiej zatęskni. Oczywiście Zeller umie zręcznie okpić i to.

Aktorki "Powszechnego" nie mogą pokazać już tak wiele, choć i im Zeller daje pole do niuansowania postaci, które nie są przecież pozbawione siły charakteru. I mądrości. Zwłaszcza Laura w wykonaniu Beaty Ziejki.

Najsłabszy punkt "Prawdy" to powierzenie aktorom zadania przygotowywania scenografii do kolejnych scen, gdy zmienia się miejsce akcji. Ale i tu Sławiński nie poddał się, oferując kilka cieszących widza drobiazgów. Gdy np. Beata Ziejka ścieli łóżko, wychodząc rzuca w jego stronę znaczące spojrzenie. Po chwili w tej pościeli spotkają się Filip i Alicja.

Wielkim walorem "Prawdy" jest konstrukcja tekstu. Tempo akcji się zwiększa, zmyślne wolty następują jedna po drugiej wyprowadzając widza w pole. Kolejne zdarzenia sięgają coraz bardziej wstecz i odsłaniają przedziwną konstrukcję, jaką zbudowała między sobą czwórka postaci. W ten sposób z opowieści o wygodnictwie, o niedojrzałości człowieka XX i XXI wieku, przechodzimy do opowieści o... miłości. Lecz miłości nie banalnej (może wręcz - dojrzałej?) i nie banalnie przedstawionej. O świecie wariackim i niepewnym, w którym bardzo pragniemy oparcia. Choćby mało prawdziwego.

"Prawda" to powrót do "Powszechnego" dobrej literatury teatralnej. Może kiedyś nawet Gombrowicz znów zawita na ulicę Legionów...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki