Jeżeli występ rozpoczyna się od utworu "Shepherd Of Fire", to nic dziwnego, że muzykom towarzyszą na scenie eksplozje i słupy ognia. Nie był to jednak jednorazowy popis. W atmosferze płomieni, petard i fajerwerków przebiegł cały występ amerykańskiej grupy Avenged Sevenfold w środę wieczorem w łódzkiej Atlas Arenie.
Muzycy przyjechali do naszego kraju tuż przed występem na festiwalu Rock In Park w niemieckiej Norymberdze (na czterodniowej imprezie zagrają też m.in. Metallica, Iron Maiden, Linkin Park, Kings Of Leon, The Offspring, Slayer oraz szykujące się na przyjazd na łódzki Impact Festival Walking Papers i Alter Bridge). Amerykanie byli w Polsce pierwszy raz, promowali swój ostatni album "Hail To The King" i, mam wrażenie, wyjechali z Łodzi z dobrymi odczuciami.
Zespół Avenged Sevenfold, mimo że popularny w zaprzyjaźnionej Ameryce (ich płyta z 2010 roku "Nightmare" w rankingu magazynu "Billboard" dotarła tam nawet do pierwszego miejsca najlepiej sprzedających się płyt), na popularność w Polsce - sądząc po skromnie wypełnionej Arenie - jeszcze trochę musi popracować. Jednak przybysze zza Oceanu mogli się przekonać, że czasem mniej znaczy więcej. Nadzwyczaj młoda wiekiem w większości publiczność zgotowała muzykom fantastyczne przyjęcie, doskonale się bawiła (kilka razy zakręcono nawet pogo), dobrze znała repertuar grupy i wydobyła z siebie wrzask głośniejszy niż niejedna wielotysięczna widownia podczas wieczorów w Arenie.
Amerykanie dali bardzo solidny pod względem repertuaru występ. Świetnie koncertowo wypadły utwory: "Welcome To The Family", "Nightmare", "Hail To The King", "Buried Alive", "Bat Country", "This Means War", "Almost Easy", ale generalnie to "muzykowanie" wywołujące emocje, porywające i wciągające w uczestnictwo w koncercie do ostatnich kropel potu. Muzyka Avenged Sevenfold, wywodzącego się z metalcore'u, to inteligentna mieszanka różnych odłamów metalu, szczerej energii i inspiracji (czasem nawet przechodzącej w cytaty) takimi formacjami, jak Metallica, Deep Purple, AC/DC, Iron Maiden i paru innych. Sądząc po ostatnim albumie i występie, Avenged Sevenfold ewoluuje w stronę bardziej surowego grania, ale w ich propozycjach nadal sporo jest melodyjności, zmienności nastrojów, ujmującej bezpośredniości i refrenów do wspólnego wykrzykiwania.
Były też miłe słowa wokalisty grupy M. Shadowsa o Polsce i "wspaniałych ludziach", coś specjalnie dla nas ("So Far Away" oraz totalne bisy: "Unholy Confessions" i "A Little Piece Of Heaven". Poza tym płomienie zapalniczek zamiast telefonów (brawo publiczność!), wspólna konstatacja, że wszyscy jesteśmy szaleni i drąca się armijka fanów: "Se-ven-fold!". Myślę, że następny występ Amerykanów w naszym kraju odbyłby się już przy znacznie liczniejszej widowni.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?