Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Joanna Skrzydlewska: Absolutnie nie czuję się przegrana. W wyborach zawiodła cała lista PO

rozm. Marcin Darda
Joanna Skrzydlewska: Osiągnęłam wynik taki, jaki realnie zakładałam, czyli drugi na liście. Nigdy inaczej nie myślałam: gorszy wynik byłby rozczarowaniem, lepszy zaskoczeniem
Joanna Skrzydlewska: Osiągnęłam wynik taki, jaki realnie zakładałam, czyli drugi na liście. Nigdy inaczej nie myślałam: gorszy wynik byłby rozczarowaniem, lepszy zaskoczeniem Krzysztof Szymczak/archiwum Dziennika Łódzkiego
Rozmowa Z Joanną Skrzydlewską, byłą łódzką eurodeputowaną Platformy Obywatelskiej, rozmawia Marcin Darda.

Formalnie do 1 lipca jest Pani eurodeputowaną. Co dalej zawodowo?
Szczerze odpowiem, że nie wiem. Nie mam żadnych sprecyzowanych planów politycznych. Mówię, jak jest.

Ale są zdaje się plany wobec Pani. Ciągle słychać z PO, że Rada Miejska, może sejmik, a za rok Sejm. Nie chciałaby Pani wrócić na Wiejską?
Ja też od wielu osób z mojego zaplecza politycznego słyszałam różne scenariusze, a propozycje także z innych opcji politycznych. Mam wrażenie, że dziś wszyscy inni bardziej przejmują się moim losem politycznym niż ja sama (śmiech).

A co to za "inne opcje polityczne"?
Od lewa do prawa. Wszyscy pytają mnie, co dalej zamierzam. Nie wiem, czy te pytania wynikają z troski o mój los, czy z obawy o ich los (śmiech).

Czego mieliby się obawiać?
Może tego, że gdybym zdecydowała się kandydować gdziekolwiek, to istniałaby obawa, że mogłabym komuś to miejsce odebrać. To typowa polityczna rywalizacja. Jeśli jest zdrowa, to OK. Te pytania to rozpoznanie przed wyborami, bo inni też się chcą do nich dobrze przygotować i to pod moją decyzję. Coraz częściej słyszę, że w zależności od tego, co ja zdecyduję, to część polityków będzie tak lub inaczej decydować o swoim politycznym losie. Zadziwia mnie to, bo każdy powinien przede wszystkim wierzyć w siebie i pracować nad sobą. Słyszałam o sobie, że mam być reprezentantem sejmiku, miasta Łódź, posłem i senatorem, a nawet prezydentem Łodzi. Proszę mi wierzyć, że jeszcze nie mam planów. Poza tym zarząd regionu łódzkiego PO nie rozliczył w sensie odpowiedzialności eurokampanii. Nie są mi znane żadne wnioski, które płynęłyby z takiego, a nie innego wyniku, jaki osiągnęła tu PO, a niestety po raz pierwszy PO przegrała w regionie łódzkim. Najpierw należy rozliczyć się wewnątrz, by cokolwiek dalej planować. Czekam na to, bo chcę wiedzieć, skąd ta porażka całej formacji w województwie.

Takie rozliczenie byłoby chyba dla Pani przykre, bo przecież nie osiągnęła Pani wyniku, na który w PO liczono.
Osiągnęłam wynik taki, jaki realnie zakładałam, czyli drugi na liście. Nigdy inaczej nie myślałam: gorszy wynik byłby rozczarowaniem, lepszy zaskoczeniem. Mimo młodego wieku, umiem realnie oceniać sytuację, a gdy pół roku temu wśród koleżanek i kolegów z Parlamentu Europejskiego robiliśmy zakłady, też przedstawiałam swoje szanse podobnie. Przewidziałam także w podziale mandatów ugrupowanie Korwin-Mikkego, choć wolałabym się pomylić. Wiedziałam zatem, że jeżeli wejdą więcej niż cztery ugrupowania, to szanse na drugi mandat dla PO w województwie łódzkim spadają diametralnie. A już po ułożeniu listy kandydatów i patrząc na listę kontrkandydatów, czyli PiS, wiedziałam, że mandat dla mnie to byłby cud, a nie rzeczywistość. Mimo to wierzyłam, bo mam duszę sportowca. Nie udało się, ale mój wynik wcale nie jest kiepski. Przy tej frekwencji wyborczej i znacząco niższych notowaniach PO niż 5 lat temu, to procentowo dostałam wyższe poparcie niż w 2009 r. Trzeciego wyniku w województwie nie uznaję zatem za porażkę. Porażką byłoby, gdyby na mojej liście ktoś mnie przeskoczył i gdyby ten wynik nie był trzecim w województwie. Zatem ja swój plan zrealizowałam i nie czuję się przegrana.

Ale od początku Pani tylko awansowała: z magistratu do Sejmu, z Sejmu do Parlamentu Europejskiego. A teraz zatrzymała się Pani w miejscu.
Zawsze coś się zaczyna i coś się kończy. Zaczęłam w bardzo młodym wieku, może dopadło mnie jakieś znudzenie? Miałam wielkie szczęście, wielki honor i zaszczyt, że przez te 5 lat w Parlamencie Europejskim reprezentowałam Polskę i swoich wyborców. Wiem, ile tysięcy osób w Polsce o tym marzy i nigdy tego zaszczytu nie dostąpi. Dla mnie fakt, że znalazłam się w gronie 50 wtedy osób z 38-milionowego kraju, był ogromnym ciężarem, ale w pozytywnym sensie. Patrząc na mój wiek i osiągnięcia życiowe ta odpowiedzialność była ogromna. To był moment wielkiego wzruszenia i obaw czy dam radę. I dałam (ociera łzę - red.).

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Pani mówi, że miała wielkie szczęście zdobywając w 2009 r. mandat. I ten mandat wzbudził oczekiwania PO. Może sztab nie patrzył realnie, bo z tego, co słyszałem, szacowano Pani wynik na dwa razy więcej, niż Pani osiągnęła.
Ale przy tej frekwencji? Życzę innym takich wyników, a dla tych, którzy jesienią wystartują w wyborach samorządowych, to też może być zimny prysznic, gdy się okaże, że dostaną mniej głosów niż 4 lata temu. Żyją w przekonaniu, że zapracowali, są bardziej rozpoznawalni, a nie daj Bóg okaże się, że w ogóle się nie dostaną. Ja nigdy nie patrzę na cyfrę, a dziś dochodzi jeszcze zmęczenie ludzi polityką. Jeżeli kampania samorządowa nie będzie prowadzona na emocjach, tak jak eurokampania, czyli niemrawo i niezrozumiale, to w samorządowych będzie podobnie. Ludzie będą mieć to w nosie, bo uznają, że w ich życiu nic się nie zmieni. Zmieni się tylko w życiu tych, którzy dzięki temu będą mieć jakieś profity i tylko ci pójdą głosować. Ci, którzy głosowali na mnie, też są rozgoryczeni, uważają, że ich głos nie ma znaczenia. Bo jak komuś teraz wytłumaczyć, że się nie dostałam z takim wynikiem, skoro europosłem został ktoś, kto dostał 10 tys. głosów? Ludzi to deprymuje i zniechęca.

Dlaczego nie zagrała magia znanego nazwiska i gigantyczna kampania? Wszędzie plakaty, billboardy, prócz tego medialny turniej Skrzydlewska Cup, honorowa prezesura Orła Łódź?
Jestem bardzo dumna z mojego nazwiska i wiem, co ono za sobą niesie: budzi skrajne emocje, ale to dobrze. Jedni kochają, inni nienawidzą, a ja nie mam nic przeciwko. Tylko że tu nie chodzi o nazwisko, bo w tym przypadku nie zagrała cała lista PO. Nie zrzucam odpowiedzialności na innych, ale ja sobie nie mam nic do zarzucenia, bo swój plan zrealizowałam w 100 procentach. A popatrzmy na wyniki innych kandydatów na tej liście... Nawet gdybym ja dostała tyle, ile zakładali moi koledzy, czyli jeszcze raz tyle, to i tak byłoby za mało. Ci kandydaci powinni zapracować na lepsze wyniki, bo gdybym tylko ja dostała 100 proc. więcej, na drugi mandat i tak byłoby za mało. Do drugiego mandatu lista potrzebowała 40 tys. głosów więcej. Co by było, gdybym dostała 50 tys. głosów i mimo to nie zdobyła mandatu? Nie byłoby tego mandatu dlatego, że taka jest ordynacja wyborcza, a lider PiS miał ponad 130 tys. głosów, natomiast lider PO niespełna 100 tys. głosów. A dlaczego tak się dzieje? Dzieje się tak dlatego, że ludzie PO nie potrafią pracować w terenie, wśród ludzi. To jest problem. Najwyższa pora, by przed wyborami samorządowymi moi koledzy i koleżanki z PO wyciągnęli z tego wnioski, bo mogą po 16 listopada obudzić się w innej rzeczywistości. Ja im tego nie życzę, ale wiem, jakie ludzie mają nastawienie. Bardzo często wina leży po naszej stronie.

Brak aktywności?
Oczywiście. Są na terenie województwa białe plamy, gdzie nie wszystko funkcjonuje jak należy. Sami lokalni działacze nie przebiją głową muru, bo potrzebują wsparcia z wyższego szczebla. Oni o to wsparcie zabiegają, a ono do nich nie dociera. Województwa nie można traktować przez pryzmat jego stolicy, bo w stolicy problemu nie ma, problem leży poza nią. Dlatego te wybory przegraliśmy. Nie chciałabym, żeby to była seria, ale wypadek przy pracy, nawet moim kosztem, byleby to kolegów zmobilizowało. Koledzy powinni wyciągnąć wnioski, by 17 listopada nadal mieć szansę na stanowisko marszałka w tym województwie, a nie lać łzy. Zachęcam kolegów z PO do ciężkiej pracy.

No i jak koledzy z PO reagują na Pani diagnozę, bo pewnie nie tylko ze mną Pani się nią podzieliła?
Nie podzieliłam się nią w Platformie, bo wie pan jak to jest z politykami... Niemal każdy z nich uważa, że wszystko wie najlepiej, prawie każdy umie świetnie mówić, ale gorzej jest ze słuchaniem. Nie jestem członkiem zarządu regionu, nie na mnie zatem spoczywa ciężar wyboru tego, co należy zrobić w tej sytuacji. Myślę także, że nie jestem pierwszą osobą, której akurat ktoś chciałby w zarządzie wysłuchać w tym temacie. Do zarządu zostali wybrani tacy, a nie inni reprezentanci, jak szef regionu, jego zastępcy itd. Moim zdaniem to oni teraz powinni wziąć odpowiedzialność i pokazać co zmienić, żeby osiągnąć w listopadzie taki wynik wyborczy, który byłby dla nas powodem do radości, a nie do smutnych refleksji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki