Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Surwiwal, czyli jak mieszczuch w lesie żywi się pokrzywą [ZDJĘCIA]

Sławomir Burzyński
Bartek cierpliwie dmucha w kępkę suchej trawy, a w środku tli się iskra. Wreszcie się udaje, susz zajmuje się ogniem. Sztuka rozpalania ognia opanowana
Bartek cierpliwie dmucha w kępkę suchej trawy, a w środku tli się iskra. Wreszcie się udaje, susz zajmuje się ogniem. Sztuka rozpalania ognia opanowana Sławomir Burzyński
Podczas syberyjskiej wyprawy Jacka Pałkiewicza, najwybitniejszego polskiego podróżnika i odkrywcy, pod konwojem załamał się lód i przy 50-stopniowym mrozie renifery znalazły się nagle w wodzie... Dla miłośnika surwiwalu takie ekstremalne sytuacje to codzienność.

Gdy Jacek Pałkiewicz, najwybitniejszy z żyjących polskich podróżników i odkrywców, opowiada o swojej wyprawie syberyjskiej i tym strasznym momencie, kiedy jego konwój reniferów znalazł się nagle w wodzie przy 50-stopniowym mrozie, słuchacze odruchowo kulą się w ramionach.

Niewiele pomaga nawet uspokajające granie świerszczy w gęstniejącym mroku i żółte, ciepłe światełka lampek naftowych pobliskiego biwaku. Ze skraju Puszczy Bolimowskiej opowieść podróżnika przeniosła ich na 1500-kilometrowy szlak syberyjskich pustkowi i mrozu.

- Zbaczając z utartych szlaków, podróżnik musi mieć duszę wojownika, liczy się siła woli i charakteru. Nawet perfekcyjnie przygotowana wyprawa może pójść niezgodnie z planem, a kiedy przyjdą trudne momenty, trzeba walczyć - przekonuje Jacek Pałkiewicz, podróżnik i surwiwalowiec z krwi i kości, a zasłuchany mieszczuch w tej właśnie chwili czuje w sobie wojownika...

W Bolimowie pod Skierniewicami odbyły się Surwiwalia 2014, pierwszy ogólnopolski zlot przedstawicieli szkół przetrwania oraz około 80 pasjonatów sztuki przetrwania w warunkach ekstremalnych. Przyjechali z całej Polski, całymi rodzinami, biorąc udział w dwudniowych warsztatach uczących, jak przetrwać w głuszy bez cywilizacji.

- Z żoną chodzimy po górach, śpimy w śpiworach, mamy przygotowanie, ale rodzinnie jesteśmy po raz pierwszy na takim zgrupowaniu. Uczyłem się już orientacji w terenie i teraz z kompasem i mapą jestem za pan brat - mówi Wojciech ze Swarzędza, który do Bolimowa wybrał się z żoną Hanną i synami, 9-letnim Piotrkiem i Bartkiem, 11-latkiem.

- Bardzo mi się podobało robienie różnych rzeczy ze szkła, na przykład noża. I to, że mogłem nim pokroić kiełbasę - Bartek, który namawiał rodziców na zlot surwiwalowców, jest też pod wrażeniem sztuki rozpalania ognia oraz zielonej kuchni, czyli umiejętności ugotowania zupy z tego, co znaleziono na łące. - A nasza instruktorka, pani Kasia, zjadła przy nas żywego ślimaka - dodaje zafascynowany Bartek.

Jego mama zachwala smak zupy z pokrzyw i innego zielska. Mieszczucha gąszcz pokrzyw może zniechęcić do zejścia z udeptanej ścieżki, ale w ekstremalnych sytuacjach rzuci się na parzące zielsko z radością. Popatrzmy na taką pokrzywę bez uprzedzenia - a może nam uratować życie.

Na początek warto sięgnąć w gąszcz pokrzyw i choćby w ręku zetrzeć parę liści. Sok złagodzi poparzenia... pokrzywą i przyspieszy gojenie się ran, natomiast napar z jej liści leczy przeziębienia.

Młode pokrzywy, a w zasadzie liście, można pałaszować na surowo.

Albo weźmy taką łodygę, która zostanie po zjedzeniu listków. Włókna pokrzywy w naszym klimacie należą do najwytrzymalszych, obok włókien z lnu czy łodygi chrzanu. Tyle że sznurek wypleciony z chrzanu jest gumowaty, a z pokrzywy - wręcz idealny. Mając zaś sznurek można zrobić wnyki albo wędkę, albo cięciwę łuku. I przeżyć.

- Proszę spróbować zerwać - Krzysztof Kwiatkowski, kolejna surwiwalowa legenda i prezes Stowarzyszenia Polska Szkoła Surwiwalu, wręcza jednemu z uczestników warsztatów cieniutki zielony sznureczek z pokrzywy. Ten poddaje się dopiero po kilku solidnych szarpnięciach.

Tymczasem kilkunastoosobowa ekipa, ćwicząca pod okiem instruktora Przemysława Płoskonka przeprawę wodną, właśnie buduje tratwę z traw i okolicznego zielska. Wypychają nim usztywniony patykami stary worek i po chwili wodują nieforemny tobół w bystrym nurcie Rawki.

Andrzej Trembaczowski, jeszcze jedna znakomitość surwiwalowego światka, uczestnicząca w bolimowskim zlocie, znajduje dobry moment do demonstracji pustej plastikowej butelki typu PET. Pełno ich w lasach i wzdłuż turystycznych szlaków. Jak się okazuje, nawet śmieci w pewnych sytuacjach pomogą przetrwać.

- Dziewięć takich butelek utrzyma człowieka na wodzie, związanych razem albo zawiązanych w worku. Natomiast zwykła europaleta wypchana takimi butelkami to doskonała tratwa - uświadamia zgromadzonym na brzegu mieszczuchom.
W tym czasie trwa demonstracja worka z trawą. Nie tonie, utrzymując na powierzchni nawet dwóch dorosłych mężczyzn.

- Tratwa świetnie nadaje się do transportu rzeczy, uniesie też człowieka - mówi instruktor, a Jacek Pałkiewicz zdradza, na czym najbardziej zależało mu podczas długich i niebezpiecznych wypraw: na suchej odzieży do spania.

O sposobach na relaksujący sen wiele mógłby też opowiedzieć Łukasz Tulez, pomysłodawca i twórca podniebnych - a właściwie nadrzewnych - platform.

- Człowiek, leżący na takiej wysokości, odpoczywa, bo nic nie zakłóca obcowania z naturą, gdy jesteś wśród liści - mówi Łukasz Tulez, leniwie wyciągnięty kilka metrów nad ziemią.

Składana rama ze stalowych rurek, na której zapleciono parciane pasy, przywiązana jest do pni pobliskich drzew. Kilka platform tworzy podniebne obozowisko. Spać można w śpiworze, pod kocem, a dach nad głową zapewnia rozciągnięta folia czy płachta z materiału.

- Fajnie tak spędzać całe dnie nie schodząc na ziemię, mamy nawet własną kuchnię. To taki powrót do dzieciństwa i marzeń o domku na drzewie - śmieje się Łukasz, project manager w międzynarodowej firmie informatycznej.

- Jest jeszcze inna zaleta platform, można tu spać na brzuchu, czego w hamaku nie da się zrobić - dodaje Remigiusz Romaniuk, kolejny surwiwalowiec nadrzewny.

Bartek ze Swarzędza tymczasem cierpliwie dmucha w kępkę suchej trawy, a w środku tli się iskra. Wreszcie się udaje, susz zajmuje się ogniem. Zaś kolejna grupa pod doświadczonym okiem instruktora Staszka Kędzi poznaje tajniki rozpalania ognia.

- W samochodowej apteczce warto mieć nadmanganian potasu - mówi Staszek Kędzia i demonstruje, jak kilka kropli płynu hamulcowego lub z samochodowej chłodnicy wywołuje samozapłon nadmanganianu.

A potem jest jeszcze ciekawiej, bo komu na przykład wpadłoby do głowy rozpalić ogień latarką? Udaje się to w pełnym słońcu, ale wcześniej trzeba wymontować z latarki wklęsły odbłyśnik, który skupi promienie na rozpałce. Ba, tę samą rolę może odegrać pusta puszka po piwie, a w zasadzie jej wklęsłe aluminiowe denko. Sprawdzone, działa!

Pokaz udowodnił, że surwiwal to także sztuka cierpliwości, bo trzeba było aż kilku prób, aby doświadczonemu instruktorowi udało się uzyskać żar za pomocą tak zwanego łuku ogniowego. Czyli patyczka okręconego cięciwą łuku i energicznie pocierającego szpicem drewnianą deseczkę...

Kilkadziesiąt osób realizuje swoje marzenia o dzikiej głuszy, ucząc się przetrwać na skraju Puszczy Bolimowskiej. Czego trzeba, by podskierniewicką puszczę zamienić na tropikalne lasy Borneo czy mroźną tundrę?

- Gdy byłem mały i głodny świata, dowiadywałem się o nim z książek podróżniczych czytanych przez ciocię. Już wtedy, gdy mnie pytano, kim chcę być, odpowiadałem, że nie chcę, tylko będę podróżnikiem - mówi Jacek Pałkiewicz. - Musi być pasja, nawet pieniądze potrzebne na wyprawy są na drugim planie. Może poza jednym wyjątkiem. Kosmos przeszedł mi koło nosa, choć Rosjanie zaproponowali mi zniżkę na lot. Pytam, jak dużą. Połowę. Dobrze jest, myślę, ale chwilę potem okazało się, że ta połowa to 5 milionów dolarów - dodaje ze śmiechem członek rzeczywisty brytyjskiego Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, surwiwalowiec, reporter, eksplorator i odkrywca.

Skierniewicki hufiec ZHP zapowiada powtórkę z surwiwaliów za rok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki