Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyniosła do szpitala martwe dziecko w reklamówce. Usłyszała zarzut zabójstwa

Ewa Drzazga, Jarosław Kosmatka
Kobieta zgłosiła się do izby przyjęć szpitala w Bełchatowie
Kobieta zgłosiła się do izby przyjęć szpitala w Bełchatowie
24-latka z Bełchatowa przyniosła do szpitala swoje nowo narodzone, ale martwe dziecko. Kobieta usłyszała zarzut zabójstwa.

Kobieta zjawiła się w izbie przyjęć bełchatowskiego szpitala we wtorek, 24 czerwca. Trzymała plastikową torbą. W reklamówce był noworodek. Lekarze dziecku nie potrafili już pomóc, było martwe. Kobietę umieścili na oddziale ginekologicznym, bo wszystko wskazywało na to, że jest tuż po porodzie. Natychmiast powiadomili policję.

Dwa dni później 24-letnia Martyna L. została aresztowana. Według ustaleń prokuratury bełchatowianka dziecko urodziła przed terminem, w domowej łazience. Przecięła pępowinę nożyczkami, zawinęła noworodka w ręcznik i zostawiła go na podłodze łazienki. Sama poszła zająć się jakimiś innymi sprawami. Dopiero kilka godzin później oprzytomniała i zdecydowała się zanieść dziecko do szpitala.

- Nie podjęła żadnych działań, które zmierzałyby do udzielenia dziecku pomocy przez służby medyczne, a tym samym doprowadziła do jego śmierci - mówi Sławomir Mamrot, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim. - Jest podejrzana o zabójstwo, na razie zastosowano wobec niej trzymiesięczny areszt.

Martyna L. złożyła krótkie wyjaśnienia, przyznała się do zarzucanego jej czynu. Może jej grozi nawet dożywotnie więzienie.

- Gdy kobietę umieszczono na oddziale ginekologicznym, lekarze ocenili jej stan ogólny jako dobry - mówi Mirosław Leszczyński, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Bełchatowie.

Więcej szczegółów zdradzać nie chce, zasłaniając się postępowaniem, prowadzonym przez prokuraturę i tajemnicą lekarską.

W tej sprawie zarzuty usłyszał jeszcze 32-letni konkubent Martyny L. Sylwestrowi S. zarzuca się, że nie udzielił pomocy noworodkowi, któremu groziło niebezpieczeństwo bezpośredniej utraty życia. Pozostaje pod dozorem policji, nie może też opuszczać miejsca zamieszkania.

Nie było to pierwsze dziecko tej pary. Ich starsza pociecha ma 2 lata.

W szoku są sąsiedzi kobiety, która razem z konkubentem mieszkała wspólnie z dziadkami w centrum Bełchatowa.

- Dowiedziałem się o tej tragedii wczoraj, brak słów - mówi jeden z sąsiadów. - W życiu bym nie przypuszczał, że takie rzeczy mogą się wydarzyć w tym domu. Dziadkowie i Martyna cieszyli się bardzo dobrą opinią wśród sąsiadów - dodaje.

wsp. Grzegorz Maliszewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki