Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Gortat: Wystartuję kiedyś w rajdzie Porsche Cup [WYWIAD]

Marek Kondraciuk
Marcin Gortat
Marcin Gortat Grzegorz Gałasiński
Marcin Gortat, ikona Łodzi i Polski w NBA, wychowanek ŁKS, Łodzianin Roku 2010, utrzymuje silne więzi z rodzinnym miastem, a wraz z Fundacją MG13 promuje koszykówkę i sportowy tryb życia wśród młodzieży.

Podobno Pana miłość do piłki nożnej nie rdzewieje, wszak od tej dyscypliny zaczynał Pan, jako bramkarz ŁKS, przygodę ze sportem. Kto wygra mundial?
Piłką rzeczywiście też żyję. Mundial wygrają Niemcy lub Brazylia, chociaż jak się zaczynał, sądziłem, że złoto zdobędzie Portugalia.

Kibicuje Pan swojej drugiej ojczyźnie?
Nie, nie, zdecydowanie nie kibicuję Amerykanom. Kibicowałem Anglii, ale to nie był jej mundial i rozczarowałem się, że nic nie zwojowała. Teraz pozostanę chyba przy Brazylii i za nią będę trzymał kciuki. Ale wiele się jeszcze może zdarzyć i nie wykluczam kolejnych niespodzianek, bo ten mundial jest nie tylko barwny, piękny, radosny, ale i pasjonujący pod względem sportowym.

Czy w USA, kraju, w którym sportową codzienność zdominowały baseball, futbol amerykański i koszykówka da się być kibicem piłki nożnej?
Jak najbardziej, bo piłka nożna rozwija się naprawdę intensywnie, przeżywa bardzo dobry okres, a olbrzymie pieniądze, wpompowywane w ten sport, sprawiają, że staje się on coraz ważniejszą dyscypliną dla Amerykanów. Bardzo szybko zyskuje też nowych kibiców.

Oprócz ukochanej koszykówki i niespełnionej miłości piłki nożnej, pasjonuje się Pan także sportami samochodowymi. Czy kibice mogą mieć nadzieję, że za kilka lat, po zakończeniu kariery, Marcin Gortat wsiądzie za profesjonalne rajdowe kółko, jak Adam Małysz, a ostatnio także były bramkarz Feyenoordu, Liverpoolu i Realu Jerzy Dudek?
Kiedyś powiedziałem, że chciałbym przejechać Rajd Dakar, ale jeśli się na tym głębiej zastanowić, jest to mało realne. Ze względu na moje warunki fizyczne, na mój wzrost (213 cm - przyp. M.K.) przeciążenia na kręgosłup byłyby olbrzymie i to chyba stanowi barierę. Jedno jest pewne: wystartuję kiedyś w jednym z rajdów Porsche Cup w Słowenii. Będzie to taka rajdowa przejażdżka, którą ufunduje jeden z partnerów, z którym jesteśmy związani Team Porsche. To z pewnością będzie dla mnie niesamowita przygoda, bo jestem wielkim fanem motoryzacji i szybkich aut.

Zapowiada się bardzo ważne lato w Pana karierze. Po udanym sezonie w Washington Wizards, stoi Pan przed szansą podpisania być może kontraktu życia w NBA. Przebiera Pan już w ofertach?
Nie, nie dostałem jeszcze żadnej, bo okno transferowe w NBA otwiera się 1 lipca i przed tym terminem zabronione jest podejmowanie jakichkolwiek rozmów o kontraktach. Ta zasada jest rygorystycznie przestrzegana. Więc dopiero w lipcu będziemy wiedzieć, jakie zespoły są mną zainteresowane, jakie są propozycje kontraktowe i które z moich oczekiwań mogą być spełnione. Gorący okres przed moimi agentami i przede mną.

W przedsezonowych spekulacjach komentatorów NBA padają nazwy klubów, do których Pan by pasował, między innymi legendarnego Los Angeles Lakers. Czy decyzję o wyborze klubu uzależnia Pan również o tego, jacy w zespole są gracze podkoszowi i kto jest rozgrywającym, aby ewentualnie była szansa stworzenia takiego duetu, jaki niegdyś tworzył Pan w Phoenix Suns ze Steve'em Nashem?
Na razie to tylko pogłoski i luźne dywagacje. Mogę powiedzieć tylko tyle, że każdą konkretną propozycję będę szczegółowo analizować wraz z ludźmi, z którymi współpracuję.
W tym sezonie nie będzie Pan grać w reprezentacji. Czy jest szansa, że jeśli drużyna zakwalifikuje się do przyszłorocznych mistrzostw Europy, zobaczymy w nich Pana?
Oczywiście! To, że w tym roku nie wystąpię w reprezentacji, nie oznacza, że nie zagram w niej za rok. Jest to wyjątkowy etap w moim życiu i dlatego muszę odpuścić grę w kadrze, ale za rok jak najbardziej będę gotowy do walki w drużynie narodowej.

W ostatnim dziesięcioleciu reprezentacja Polski miała siedmiu zagranicznych trenerów. Każdy wskazywał cele, przedstawiał plany, tryskał pomysłami, ale żaden ich nie zrealizował i nie zagrzał w Polsce dłużej miejsca. Mike Taylor nie podzieli losu poprzedników...?
Mam nadzieję, że nie. Zmiany trenerów kadry były rzeczywiście bardzo częste. Być może Mike Taylor będzie wreszcie tym, który dostanie szansę popracowania dłużej, ale oczywiście decyzja jest w gestii PZKosz i prezesa Grzegorza Bachańskiego. Już dziś można jednak powiedzieć, że Mike Taylor na starcie wykonał ogrom dobrej roboty. Nie jest to trener, który przyjeżdża dzień przed pierwszym zgrupowaniem kadry i wyjeżdża dzień po ostatnim meczu. Przyjechał dwa miesiące przed rozpoczęciem przygotowań, obejrzał wiele spotkań, odwiedził czołowe kluby, rozmawiał z zawodnikami i z ich trenerami, poznając w ten sposób polską koszykówkę i jej realia. Poświęcił też wiele czasu, żeby promować nasz basket, bywał w akademiach koszykarskich i ośrodkach szkolenia młodzieży, był między innymi w Łodzi, w mojej szkole mistrzostwa sportowego i prowadził otwarte zajęcia. Chwała mu za to, że tak aktywnie pomaga polskiej koszykówce, jestem mu za to naprawdę wdzięczny.

Akademia Koszykówki MG13 to projekt, finansowany z budżetu obywatelskiego. Czy zetknął się Pan już kiedyś z takim przedsięwzięciem w USA albo wcześniej w Niemczech, gdzie rozpoczynał Pan międzynarodową karierę?
Nie spotkałem się z takim projektem, ale myślę, że podobne funkcjonują w miastach i miasteczkach w Stanach. To fantastyczna inicjatywa, a ja cieszę się bardzo, że mieszkańcy Łodzi wybrali właśnie mnie jako osobę, która może taką akademię rozwinąć. Cieszę się też, że jest tak dużo dzieciaków, młodzieży, jest - jak to się kiedyś mówiło - narybek, który ma potencjał i wiele z tych dziewcząt i chłopców może w przyszłości grać w ekstraklasie i robić kariery. Trzeba dać im szansę, trzeba na nich stawiać i stwarzać jak najlepsze warunki do uprawiania sportu.

W szerokiej kadrze Mike'a Taylora są cztery nazwiska, związane z regionem łódzkim. Co zrobić, żeby Łódź stała się miastem koszykówki? Młodzież garnie się do basketu, co widać na przykładzie Akademii Koszykówki MG13, ale później talenty gdzieś znikają i młodzieńczy entuzjazm nie przekłada się na sukcesy w dorosłej koszykówce. Czy to tylko kwestia pieniędzy na sport?
Jest coś takiego w łódzkim powietrzu i w naszym regionie, że rodzi się dużo koszykarskich talentów, stąd wywodzi się wielu reprezentantów i wiele reprezentantek Polski i dwóch graczy NBA. Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że nie ma lepszej recepty niż systematyczna, planowa praca. Trzeba ją kontynuować, trzeba walczyć o zdobycie coraz większych funduszy na koszykówkę, rozwijać działalność wszystkich ośrodków szkolenia, szeroko promować sport wśród młodzieży. Jeśli będą atrakcyjne oferty uprawiania sportu, to młodzi ludzie z nich chętnie skorzystają i wcale nie będą przykuci do komputerów. A kiedyś, po latach, te działania, które podejmuje między innymi moja fundacja i akademia przełożą się na powstanie w Łodzi silnej drużyny ekstraklasy.

Mające już siedmioletnią tradycję i renomę przedsięwzięcie Marcin Gortat Camp w tym roku ominęło Łódź. Czy za rok campy wrócą do Pańskiego rodzinnego miasta?
Jest na to duża szansa. Każde miasto odpoczywa rok od Marcina Gortata. W tym roku wróciliśmy do Krakowa i do Warszawy, więc za rok powinniśmy pojawić się z campem znów w Łodzi, gdzie przecież w 2008 rok idea koszykarskich campów się narodziła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki