Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odważnie o Widzewie, ŁKS i mundialu

Dariusz Kuczmera
Dariusz Kuczmera
Dariusz Kuczmera Grzegorz Gałasiński/archiwum Dziennika Łódzkiego
Panowie: kto wygra ten mecz? - krzyknął kapitan do kolegów i trenera skupionych w sportowym kręgu przed pierwszym gwizdkiem. Rozległ się równo okrzyk: "Widzew", ale w tym samym momencie dał się też usłyszeć jeden straszliwie fałszywy ton: "Legia".

Nazwę stołecznego klubu krzyknął trener, który kilka dni wcześniej zmienił Legię na Widzew. Nie zdążył się jeszcze chłopina przestawić. Konsternacja. Dla tego trenera Legia czy Widzew to było wsio rawno. Miał w nosie, gdzie w danym momencie się znajduje.

Taką historię na naszych łamach przed kilku laty opisał Tomasz Łapiński, wicemistrz olimpijski z Barcelony, namówiony przeze mnie do pisania felietonów dla "Dziennika Łódzkiego". Tak na marginesie to była przepustka dla popularnego "Łapy" na większe, telewizyjne wody. Chociaż już nigdy więcej w telewizji lepszej anegdoty nie opowiedział. Połknął sztywny kij i mówi rzeczy w stylu: "będą emocje". A szkoda, bo o Legii i Widzewie wie wiele.

Przypomniałem sobie tę Tomka anegdotę gdy właściciel Widzewa Sylwester Cacek powiedział ostatnio, że przez siedem lat wspólnego obcowania z klubem nawet jeśli człowiek się w nim nie zakocha, to przynajmniej się przyzwyczai.

To mnie martwi. Jeśli chodzi o widzewski klub, to samo przyzwyczajenie nie wystarcza. Tutaj muszą buzować hormony, emocje, miłość do sześcianu. Tak było zawsze. Gdy Ludwik Sobolewski, Stefan Wroński i Leszek Jezierski wchodzili przed laty do Widzewa, to nie po to, by się przyzwyczajać. Chcieli coś osiągnąć i parli do przodu. Sylwester Cacek spuścił Widzew do pierwszej ligi niczym za dotknięciem spłuczki w nowocześnie zarządzanym sedesie, ale nadal ma się bardzo dobrze. Wir zlatującej w sedesie wody chyba ogłuszył sumienie. Nie ma właściciel refleksji, że stało się coś strasznego dla tysięcy ludzi, którzy kochają ten klub. Nigdy nie myśleli o przyzwyczajaniu.

Sylwester Cacek ma też staroświeckie podejście do tematu współpracy na linii ŁKS - Widzew. Odważnie mówi, że Widzew powinien grać na nowym stadionie przy al. Unii, oczywiście do czasu, gdy przy al. Piłsudskiego nie stanie nowy obiekt. Jestem zszokowany, bo nie wierzę, że kibice ŁKS pozwolą na to kibicom Widzewa i odwrotnie. A na pewno deklarację Sylwestra Cacka zablokuje policja. I słusznie!

Ale za jedno jestem wdzięczny Sylwestrowi Cackowi. Za przypomnienie dawnych czasów. Kiedyś w jedną sobotę lub niedzielę grał przy al. Unii ŁKS, a tydzień później Widzew. Jak były derby, trudno było ustalić, kto jest gospodarzem. Nikomu wspólny stadion nie przeszkadzał. Wsiadał człowiek w ósemkę przy placu Kościelnym i jechał na mecz łódzkiej drużyny. Uczniowskie bilety były po 9 złotych.

I było 40 tysięcy uśmiechniętych ludzi na meczach. Tyle samo, ile dziś gromadzi się na stadionach w Brazylii. Kiboli tam nie ma, bo kibole zatrzymali się na dużo, dużo niższym poziomie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki