Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kościoły w Łódzkiem. Które z nich są najchętniej odwiedzane przez wiernych?

Matylda Witkowska
Ładny wystrój kościoła, kazania bez polityki, łatwy dojazd zachęcają wiernych do udziału we mszach. W regionie są parafie, do których wierni dojeżdżają i takie, które omijają szerokim łukiem: z brzydkim kościołem lub groźnym proboszczem.

Grupka wiernych na mszy świętej, a tuż za płotem "zebranie" sąsiadów przy browarze. Tak wyglądają niedzielne przedpołudnia w niektórych parafiach w Łodzi. Ale są miejsca, gdzie do kościoła trudno się wcisnąć. Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, w diecezji łódzkiej w niedziele do kościoła chodzi co czwarty wierny. Ale statystyki nie pokazują całej prawdy: są kościoły, w których wiernych jest mnóstwo i takie, które są puste.

Bo kościół źle wygląda

Najniższą frekwencję w Łodzi ma parafia św. Marka Ewangelisty. Na niedzielnych mszach jest tam zaledwie 8,9 proc. wiernych. Kościół znajduje się przy ul. Limanowskiego na Bałutach, na granicy między starymi blokami i dużo starszymi kamienicami. Parafia jest młoda, ma zaledwie 25 lat. Otoczenie kościoła nie jest zadbane - ogromny plac przed kościołem straszy odchodzącymi płatami betonu. W niektórych miejscach przebija się trawa.

Na mszy o godz. 12 ludzie stoją pod ścianami, bo wszystkie miejsca są zajęte. Tylko że ławek nie ma nawet 30. To mały kościół,parafię utworzono z części parafii św. Antoniego i Wniebowzięcia NMP. Wielu wiernych z przyzwyczajenia wciąż tam chodzi . - Kiedyś chodziłam do św. Antoniego, ale od śmierci męża już tutaj - mówi Alina Paszkowska, parafianka.- Latem w kościele jest trochę gorąco, ale to nie szkodzi. Msze odprawiane są bardzo porządnie - zapewnia. Ale wśród sąsiadów jest wyjątkiem. - W mojej klatce są 22 mieszkania, do kościoła chodzą może trzy osoby - wylicza.

W niedzielne przedpołudnie przed klatką sąsiedniego bloku trzej mężczyźni piją piwo.

- Mam chodzić do tej stodoły? - denerwuje się drugi. - Kościół św. Antoniego czy na placu Kościelnym to są prawdziwe kościoły. A to, co to jest? - pyta. Do kościoła nie uczęszcza. - Ostatnio byłem przed ślubem. To było jakieś 40 lat temu - przyznaje.

Ich sąsiadka ze starej kamienicy też nie chodzi zbyt często. - Ostatnio byłam trzy lata temu, gdy chrzciłam dziecko. Ksiądz był miły, nie robił kłopotów - mówi. - Czasem chodzę na mszę do katedry, gdy jestem akurat u rodziny - dodaje.

W mniejszych miejscowościach praktykujących zwykle jest więcej. Ale wartkowicka parafia pw. Świętej Anny i Najświętszej Maryi Panny Matki Miłosierdzia uplasowała się na szarym końcu wskaźnika religijności. Do tutejszego kościoła chodzi zaledwie 12,9 procent wiernych, czyli ledwie co ósma osoba ochrzczona z parafii. Co jest tego przyczyną?

- Księży mamy u nas dobrych, ale organista swoim śpiewem skutecznie wygania ludzi z kościoła - tłumaczy 30-letni Marcin. - Znam wiele osób, które właśnie z tego powodu wolą w niedzielę jechać na mszę do sąsiednich parafii.

Gmina Wartkowice zawsze ma najniższą w regionie frekwencję na wyborach.

- A skoro ludzie nie chcą iść raz na kilka lat do lokalu zagłosować, to widocznie są zbyt leniwi, żeby w każdą niedzielę biegać na mszę do kościoła - ocenia pan Zygmunt. - Bo na księży raczej nikt nie ma prawa narzekać. Nie uprawiają przy ołtarzach polityki. Ot, choćby majowa msza polowa przy okazji nazwania ronda w Starym Gostkowie imieniem generała Andrzeja Błasika. Wszyscy modlili się, choć była to wyjątkowa okazja, żeby popolitykować.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Proboszcz parafii w Wartkowicach nie jest zbytnio przejęty niską frekwencją podczas ostatniego liczenia wiernych. To dlatego, że nie uważa tego za faktyczny wyznacznik religijności, a raczej za "wypadek przy pracy".

- Coś musiało się zadziać, że akurat w tę niedzielę było wyjątkowo mało ludzi - zauważa ks. Janusz Szeremeta. - Może liczenie było trochę niedokładne? A może po prostu w pobliskim Uniejowie była jakaś większa impreza, że tych wiernych zabrakło w kościele. U nas takie wahnięcia z niedzieli na niedzielę są czymś naturalnym. Wystarczy, że w sobotę w Wart-kowicach jest jakieś większe przyjęcie ślubne, a w niedzielę już brakuje wiernych, a za tydzień jest ich nawet dwa albo trzy razy tyle. Za tym, że w Uniejowie była jakaś impreza, przemawiałyby dane z całego dekanatu poddębickiego. Ostatnie liczenie pokazało, że we wszystkich parafiach zanotowano spadek liczby wiernych. Niemożliwe, aby wszyscy umówili się ze sobą i nagle przestali do kościoła chodzić. Trzeba też wziąć pod uwagę specyfikę naszej parafii. Wsie i przysiółki są rozsiane w dużej odległości od Wartkowic. Z najodleglejszych miejscowości ludzie mają do kościoła nawet 8 kilometrów. Dużo zależy od pogody. Jak jest ładna, to i ludzi w kościele jest więcej. A najwięcej pojawia się, jak są jakieś wybory. Wtedy wiernych na mszach jest i 300 procent więcej niż wykazało ostatnie liczenie.

Bo łatwo dojechać

Dla odmiany w prowadzonym przez jezuitów kościele Najświętszego Imienia Jezus przy ul. Sienkiewicza 60 w Łodzi frekwencja jest najwyższa w Łodzi - 92,6 proc. wiernych melduje się co tydzień w kościele!

Proboszcz, ks. Kazimierz Kubacki, tłumaczy, że na frekwencję parafii wpływa… jej niewielki rozmiar. Parafia obejmuje zaledwie dwa kwartały miasta: od ul. Kilińskiego do Piotrkowskiej oraz od Mickiewicza do Nawrot. Bloki Manhattanu po przeciwległej stronie skrzyżowania należą już do parafii katedralnej.

- Wiele osób przychodzi do nas z parafii sąsiednich ze względu na bliskość - tłumaczy o. Kubacki. - Zanim zaczęły się remonty, bardzo łatwo było do nas dojechać tramwajem lub autobusem - dodaje.

Ale znaczenie ma też to, co oferują jezuici. - Jesteśmy parafią z tradycjami, po wojnie był tu kościół akademicki, ludzie nas znają. Działa też wiele wspólnot- tłumaczy.

Jezuici zasłynęli w Łodzi wprowadzając m.in. mszę dla singli czy "mszę ostatniej szansy" o godz. 20.30 dla tych, którzy pracują albo spędzają weekend na działce.

Pani Ewa Dziambor na mszę do jezuitów przyjechała aż z Warszawy. - Odwiedzam syna w Łodzi - tłumaczy. - Jezuitów poznaliśmy podczas mszy o uzdrowienie i dobrze się tu czujemy - tłumaczy.

Jej syn Przemysław chwali jezuickie podejście. - Są bardziej stabilni niż zwykli księża. Formacja trwa 13 lat, z czego trzy ostatnie zajmuje kształtowanie charakteru - wyjaśnia.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Tłoczno bywa też w niewielkiej Stróży w Gminie Rząśnia. Ma ona zaledwie 365 mieszkańców, ale do kościoła chodzi aż 89 proc. wiernych, co jest ewenementem w skali województwa. Zdaniem księdza Rafała Mazurczyka, proboszcza kościoła parafialnego pw. św. Kazimierza i Józefa, fenomen wiary parafian tkwi przede wszystkim w uwarunkowaniach historycznych. Mieszkańcy Stróży uczestniczyli bowiem w powstaniu styczniowym, a modlitwa i łaska od Pana Boga były dla nich zawsze bardzo ważne.

  • Poza tym jest to mała wspólnota, 100 rodzin, w której wszyscy się znają - mówi proboszcz Rafał Mazurczyk. I dodaje, że do kościoła w Stróży przyjeżdżają modlić się także mieszkańcy pobliskich miejscowości, bo jest to jeden z piękniejszych zabytkowych kościołów w Polsce.

- To prawdziwa perełka. Zapraszam wszystkich, by zobaczyli nasz kościół - mówi ksiądz Rafał Mazurczyk.

Wynik raportu nie dziwi mieszkańców.

- Jesteśmy po prostu wierzący i mamy fantastycznego księdza z powołania, który jest prawdziwym gospodarzem i ojcem parafii - mówi Zdzisława Rybkiewicz, mieszkanka Stróży. - Poza tym nasz kościół jest bardzo przytulny. Obchodzimy nie tylko uroczystości religijne, ale i państwowe, choćby 3 Maja czy 11 Listopada, a także rocznice związane ze śmiercią polskiego papieża Jana Pawła II. Mieszkam tu od 37 lat i odkąd pamiętam, co roku odbywają się także parafialne dożynki, a nasz ksiądz mówi zawsze przepiękne kazania.

Czy dane są wiarygodne? Według ISKK, najbardziej religijną parafią w diecezji jest ta w Rąbieniu. Frekwencja na mszy wynosi tam 101,2 procent, czyli więcej niż mieszkańców. Ale wierni zgodnie twierdzą, że do kościoła... nie chodzą.

- Za poprzedniego proboszcza, ks. Andrzeja Mikołajczyka, rzeczywiście ludzie chodzili - mówi jedna z mieszkanek Rąbienia. - Teraz mają dość słuchania o polityce na kazaniach.

Dzieci się księdza boją - dodaje jej sąsiadka, która nie chce się przedstawić, bo ma dziecko w wieku komunijnym.

- Poprzedni proboszcz lubił dzieci, mówił o nich "moje smerfy". A teraz starsza córka przez pół dnia płacze, gdy ma iść do spowiedzi. Tak bardzo się boi - dodaje.

Parafia Zwiastowania Pańskiego w Rąbieniu obchodzi właśnie 25-lecie istnienia. Obejmuje Rąbień i sąsiednie miejscowości. Według danych udostępnionych przez proboszcza, do parafii przynależy 500 osób. Około 410 jest w wieku, w którym powinno być na mszy, a przyszło ich 415. Tymczasem według danych Urzędu Gminy w Aleksandrowie Łódzkim, w parafii jest 4122 wiernych, czyli osiem razy więcej niż ustalił proboszcz.

Chcieliśmy skonfrontować te informacje, dzwoniąc pod numer mieszkania proboszcza. Przedstawiamy się z nazwiska i redakcji. Dwukrotnie, bo rozmówca prosi o powtórzenie. - Chyba się przesłyszałem - rzuca ksiądz i odkłada słuchawkę.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Według ISKK, w diecezji łódzkiej do kościoła chodzi 26,5 proc. wiernych. To mniej niż średnio w Polsce, gdzie frekwencja wynosi 39,1 proc. i dużo mniej niż w najbardziej pobożnej diecezji tarnowskiej, gdzie frekwencja na niedzielnych mszach wciąż wynosi 69,9 proc.

Z roku na rok liczba osób przychodzących w niedzielę do kościoła maleje, choć jednocześnie rośnie liczba osób przystępujących do komunii św. W Polsce to 16,3 proc., w diecezji łódzkiej - 11, 6 proc. Z szacunków ISKK wynika, że w ciągu ostatnich 10 lat z polskich kościołów ubyło aż 2 mln wiernych.

O. Kazimierz Kubacki podkreśla jednak, że mniejsza liczba wiernych w kościołach nie musi oznaczać spadku religijności.

- Coraz więcej osób pracuje za granicą. Choć fizycznie ich w kraju nie ma, wciąż widnieją w parafialnych statystykach - tłumaczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki