Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klapa, rąsia, buźka, goździk: tak w PRL-u czczono święto 22 lipca

Hanna Wieczorek
Akademie, ordery, uściski dłoni, zobowiązania do przekroczenia planu - tak czczono najważniejsze święto PRL-u. Ale w środku lata ludzi mało to interesowało
Akademie, ordery, uściski dłoni, zobowiązania do przekroczenia planu - tak czczono najważniejsze święto PRL-u. Ale w środku lata ludzi mało to interesowało fot. Zygmunt Wieczorek
To dawne święto kojarzy się nam z orłem bez korony. Na dodatek, niewydarzonym, jak mawia prof. Rościsław Żerelik, do oskubanej "pticy" podobnym. A poza orłem? Z propagandowymi szopkami...

Święto Wedla, jak zgryźliwie nazywano 22 lipca, czyli Narodowe Święto Odrodzenia Polski, można nazwać "urodzinami PRL". Ustanowione w roku 1945, przetrwało do roku 1990. Mało kto pamięta, jak ów dzień fetowano. Zresztą, nie ma się co dziwić - dziatwa miała wakacje, a większość Polaków była na urlopach, jechała na nie bądź z nich wracała.

Mit podlany krwią

Wszystko zaczęło się w roku 1943, kiedy Polska Partia Robotnicza uznała, że brakuje reprezentacji środowisk konkurencyjnych do Polskiego Państwa Podziemnego. Jak komuniści pomyśleli, tak zrobili - za wiedzą i błogosławieństwem Józefa Stalina. I oto w noc sylwestrową - 31 grudnia 1943 roku - powołali Krajową Radę Narodową. Opowiadał o tym po latach dziennikarz Józef Kuśmierek. - Kuśmierek należał do Gwardii Ludowej, przekształconej później w Armię Ludową - opowiada historyk, prof. Jerzy Maroń. - I był owej nocy w obstawie spotkania, na którym powołano KRN. Stał w bramie, mróz był siarczysty. Kuśmierek w pewnej chwili usłyszał śpiewy, więc wlazł na górę i zapukał do drzwi. PM, czy jak wówczas mówiono "rozpylacz", wystawał mu spod płaszcza, więc kiedy mu otworzono, zszokował towarzystwo. I wtedy Kuśmierek powiedział: - Towarzysze, taki mróz, dajcie chociaż setkę.

I tak się to zaczęło. A później wszystko potoczyło się znanym nam torem. Reprezentację KRN przerzucono przez front do Moskwy. Głos decydujący w sprawach Polski miał Stalin. I - jak podkreśla prof. Maroń - nie chodziło już o powojenny kształt państwa, ale o to, czy Polska będzie 17. republiką ZSRR, czy też nie. Z różnych powodów Stalinowi nie zależało na tym, by była, ale i tak całkowicie ją podporządkował nowemu ładowi.

W Moskwie powołano Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego. Manifest Lipcowy, jak sama nazwa wskazuje, ogłoszono 22 lipca 1944 roku w Lublinie (ale napisano go jeszcze w Moskwie). I choć, tak naprawdę miał znaczenie jedynie propagandowe, obchodzono ten dzień uroczyście przez cały żywot PRL.

Dlaczego? Bo każde państwo musi mieć jakąś datę, od której zaczyna swoje istnienie. Dobrze też, jeśli data jest podlana krwią męczenników. Dla komunistów uchwalenie Manifestu PKWN było mitem założycielskim PRL-u. A gdzie krew? Odwołali się do innego lipca - w roku 1410, a więc do... bitwy pod Grunwaldem. To była ta przelana krew.

Taka pora kiepska

Mało kto naprawdę świętował 22 lipca, bo choć dzień był wolny od pracy, ale datę fatalnie wybrano - środek sezonu urlopowego.
Był za to dniem zobowiązań. Robotniczo--inteligenckie załogi "zobowiązywały się" wyprodukować coś, zbudować lub oddać do użytku. To właśnie 22 lipca 1949 oddano warszawiakom Trasę W-Z, w 1955 r. przekazano im Pałac Kultury i Nauki. Tego dnia rozpoczęto w latach 70. produkcję małego fiata, a w w 1974 r. - Port Północny. Tego dnia otwierano szpitale, fabryki, drogi, tunele.

DALSZY CIĄG NA NASTĘPNEJ STRONIE - CZYTAJ

Oddawanie do użytku wielkich socjalistycznych inwestycji było naprawdę huczne. Sęk w tym, że lipcowe otwarcia były często fikcją. Most, przychodnię, fabrykę czy trasę oddawano do użytku, a potem cichutko zamykano. By, jak to mówiono, "usunąć usterki". Co w przekładzie na polski oznaczało "dokończenie budowy".
Opowiadał o tym naszej gazecie Wacław Juszczyszyn, lider zespołu "Wolna Grupa Bukowina", z wykształcenia inżynier. Bo Juszczyszyn co prawda kariery w zawodzie nie zrobił, ale wiadukt na Psim Polu zbudował. I właśnie ten wiadukt z wielką pompą 22 lipca ( w latach 70.) otwarto. Po wyjeździe delegacji przecinającej wstęgę, wiadukt zamknięto, bo przecież trzeba było "usunąć usterki".

Oficjalnej fecie towarzyszyły zwykle premie i odznaczenia dla "przodowników pracy". Czyli "klapa, rąsia, buźka, goździk". Goździk, skądinąd ładna roślinka, był kwiatem wręczanym przy wszystkich oficjalnych okazjach. Rąsia to nic innego, jak uścisk dłoni oficjela obecnego na uroczystości, a klapa - odznaczenie orderem, medalem lub resortową odznaką dla wybranych osób.

Lipcowe wojaże

Początkowo 22 lipca miał być świętem sierioznym - jeszcze w latach 60. XX wieku, obchodom towarzyszyły wielkie parady obfitujące w pokazy gimnastyczne. Wszystko po to, by pokazać tężyznę fizyczną socjalistycznego społeczeństwa. We Wrocławiu pokazy te odbywały się na Stadionie Olimpijskim. Z czasem z nich zrezygnowano. Pewno trudno było spędzić na nie widzów. W zamian za to proponowano festyny i różne, zwykle sportowe, imprezy.

Wrocław wyróżniał się na tym tle. W stolicy Dolnego Śląska wymyślono bowiem, że 22 lipca będzie świętem kwiatów. Przez centrum miasta przejeżdżały ukwiecone platformy, odbywały się kwiatowe wystawy i słynna na całą Polskę ekspozycja lilii. W 1969 roku, na XXV lecie PRL-u, można było nawet ostemplować znaczki specjalną pieczątką "Święto Kwiatów Wrocław, 22 VII 1969".

Z czasem 22 lipca nabrał też i innego znaczenia. Bo przed tym świętem "rzucano" do sklepów atrakcyjny towar, by lud mógł świętować przy nowym telewizorze czy pralce.

22 lipca był też okazją do wycieczek - komunistyczne VIP-y rozjeżdżały się po Polsce, co skwapliwie odnotowywały lokalne media. Dziennikarze nie opisywali jednak przygotowań do wizyt, a te były znacznie ciekawsze od samej inspekcji. We Wrocławiu opowiadano, jak to przed lipcową wizytą Edwarda Gierka w jednym z PGR-ów uprano łabędzie w IXI, żeby były białe, a trawę pomalowano na zielono (ten zwyczaj chyba nie umarł wraz z PRL-em).

Natomiast w Warszawie opowiadano sobie, że kiedy I sekretarz PZPR 22 lipca 1974 r. otwierał niedokończoną Trasę Łazienkowską, po przecięciu wstęgi, wsiadł do śmigłowca. Z jego pokładu podziwiał całość budowy. Czy wiedział, że tam, gdzie brakowało asfaltu, rozłożono papę, by udawała normalną nawierzchnię. To oczywiście anegdota, ale... Właściwie mówi wszystko o PRL-u. I o 22 lipca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Klapa, rąsia, buźka, goździk: tak w PRL-u czczono święto 22 lipca - Gazeta Wrocławska

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki